Król w czerni – recenzja komiksu

Wielkie wydarzenia w świecie Marvela czasami zaczynają się od losów jednego bohatera, ot jak miało to miejsce z Capem w Tajnym imperium. Szybko jednak dorzuca się do tego innych herosów, rozwadniając show. Gdy Donny Cates zaczął run Venoma, wszystko zmierzało ku jednemu – starciu z mrocznym Królem w czerni. Postacią potężną i złowrogą, wymagającą masowego werbunku herosów, co zapowiadało zepchnięcie pierwotnego protagonisty do roli ostatniego rozgrywającego. Na szczęście Cates odrzucił ten schemat i postawił na coś więcej niż widowiskowy event.

Strona komiksu Król w czerni

Ciemność w postaci Knulla i jego Roju nadeszła, planetę spowija mrok, a jedyna nadzieja jest w Brockach. Ale i oni nie są typowymi mesjaszami w pelerynach, a ich działania nie przebiegają gładko. Herosi Marvela łączą siły i nawet autonomizujący się X-Men dołączają do boju u boku F4, Avengers i innych, że nie wspomnę o półświatku, wampirach Drakuli i całej reszcie. To jednak nie kolejny typowy crossover. To nadal historia Eddiego i jego syna, tylko z globalnym zagrożeniem w tle.

W końcu nadszedł moment, w którym Knull rozwija skrzydła. Dotąd ukazywany był jako odległy zwiastun ciemności. Ale czy aby na pewno jest ostatecznym złem? Jest potężny, ma niezłą stylówę, włada rojem symbiontów i nie okazuje litości, ale… Gdzieś w całym jego mroku tkwi pustka i to nie taka, jaka powinna. Marvel obfituje w postaci złe, ale złożone, jak choćby Thanos. I Szalony Tytan w interpretacji Catesa wypadł o wiele lepiej, niż stworzony przez niego Knull. Władca symbiontów ma wiele momentów – rozdzielenie Eddiego i symbionta czy potyczka z Sentrym to jedne z najlepszych scen tego albumu. Ale jak na kogoś, kto łoi zadki Celestianom i wygląda jak zaginiony kosmiczny kumpel Osbourne’a, wydaje się dość prostym czarnym charakterem. Choć może czasem mrok jest mrokiem i nie ma w nim krztyny dobra? Niemniej odczuwam pewien niedosyt.

Strona komiksu Król w czerni

Eventy jak Król w czerni to głównie bitewne i pełne zwrotów akcji widowisko. Niby mamy jakieś tło obyczajowe, ale fajerwerki zagłuszają wszystko. Tu nad wszystkim czuwał Donny Cates, a stworzona przez niego relacja między Eddiem i Dylanem Brockami stanowi oś nawet dla symbiontycznej akcji. Wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza końcówka komiksu, gdzie obaj panowie są już po przejściach spajających ich więzy, ale też na zupełnie nowych ścieżkach swych karier. Znalazło się trochę miejsca dla Flasha Gordona i Spider-Mana, którzy dla czarnego symbionta stanowili dość ważne etapy. Król w czerni to również sporo elementów grozy, choć tu najwięcej dobrego robią rysownicy.

Venom Catesa balansował na granicy horroru, a często śmiało wkraczał na jego terytorium. Nie udało by się to bez Ryana Stegmana i Ibana Coello, którzy w tym albumie wynieśli stężenie mroku na jeszcze wyższy poziom. Knull od początku był uznawany przeze mnie za najlepiej wyglądającego złola w Marvelu od wielu, wielu lat. Tu jest dzikszy, chłodniejszy, trochę jak frontman metalowej kapeli, który w zwyczajnym życiu byłby emerytem, ale w tej konfiguracji bliżej mu do władcy ciemności. Zwykle historie tego formatu są ładne, ale nie nadzwyczajne. Dzięki licznym kłom i pazurom Król w czerni od czasów Tajnych wojen Esada Ribicia jest najciekawszą tego typu historią. Plus też za pewną kosmetyczną zmianę w wyglądzie Venoma, złożoną w hołdzie pewnym najtisowym antybohaterom.

Strona komiksu Król w czerni

Król w czerni to coś więcej niż kolejne duże widowisko w świecie Domu Pomysłów. To rozwinięcie postaci Venoma i Eddiego Brocka oraz zgrabna opowieść obyczajowa w pajęczym stylu. Donny Cates nie szarżował, choć mając badassa na poziomie Knulla było o to łatwo. Nie eksponował też nadmiernie pozostałych herosów, zostawiając Brockom tyle czasu, ile potrzebowali, by ich historia była spójna. Spokojnie wszystko dałoby się rozłożyć na dłuższy czas, dając go nieco głównemu antagoniście i poświęcając budowaniu napięcia wokół całego zagrożenia, jakie stanowi, ale ostatecznie dostałem to, na co liczyłem.


Okładka komiksu Król w czerni

Tytuł oryginalny: King In Black
Scenariusz: Donny Cates

Rysunki: Ryan Stegman, Iban Coello
Tłumaczenie: Zofia Sawicka
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 324
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?