JSA: Złota Era – recenzja komiksu

Złota Era w komiksie dała początek sporej liczbie herosów cieszących się popularnością do dziś. Wielu też na przestrzeni lat zostało zapomnianych lub zastąpionych przez młodsze odpowiedniki. Czasem jednak przypominają o sobie w różnych okolicznościach. Raz to nostalgiczne występy, jak w przypadku crossoverów na dużą skalę. Innym razem dostają główne role. JSA: Złota Era to alternatywna wersja losów JSA po zakończeniu II wojny światowej, gdzie duch pewnego brodacza z Northampton jest silny, ale bez szkód dla barwności peleryn i masek.

Strona komiksu JSA: Złota Era

Wojna skończona, a USA stoi na czele obozu zwycięzców. Bomby zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki jasno pokazują, że nie warto zadzierać z Wujem Samem, przyćmiewając swą potęgą nawet rodzimych superludzi. Amerykanie to jednak naród kochający heroiczny splendor i na miejsce herosów wycofujących się z życia publicznego znajdują sobie nowych. Ale czy aby na pewno wartych ich niemal religijnego podziwu? James Robinson w swej opowieści ukazuje superbohaterski amerykański sen, który zamienia się w koszmar.

Może na początek – czym jest JSA? To Justice Society of America, a po naszemu – Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości. Grupa działająca na Ziemi-2, chronologicznie wcześniejsza niż Liga Sprawiedliwości, ale spleciona z nimi kolejami losów i Kryzysów, których złożoność wymaga osobnego tekstu. W swoim składzie mają własnego Flasha i Green Lanterna, ale też marki własne, jak Starman czy Hourman. W JSA: Złota Era ich historia przebiega inaczej. Szalejący makkartyzm, poczucie odrzucenia i wyrzuty sumienia kumulują się w coś, czemu nie podoła superszybkość i moc pięści. To bolesna rzeczywistość, która wychodzi poza kadry i jeśli nosi maskę, to tylko po to, by skryć podłą gębę.

Strona komiksu JSA: Złota Era

Duch szlachetnej epoki miesza się z tym, co nastąpiło w komiksie w latach 80.. Złoto i mrok idą w parze, a pomnikowi herosi mają nader ludzkie problemy i rozterki. I nie myślcie, że to jakieś post-strażnikowe popłuczyny, stawiające jedynie na tanie burzenie pomników, demitologizację i kloaczną kontrowersję. James Robinson dawką polityki niemal dorównuje Moore’owi, podobnie jest w kwestii psychologii herosów. Aczkolwiek w Złotej Erze znajdziecie znacznie więcej standardowych superbohaterkich schematów niż w Strażnikach. Podniebne pojedynki, walka ze zbrodnią i ludowy kult bohaterów są tu widoczne, lecz jedynie w ilości niezbędnej, by cała historia była odpowiednio zrównoważona.

Kilka słów o finałowym plot twiście. To, kim okazał się Dynaman, jest jednocześnie fascynująco głupie i zjawiskowo genialne. Historyczna postać, która siedzi mu dosłownie w głowie, jest dziś wręcz popkulturowym nadłotrem, widmem mrocznej przeszłości i archetypowym złem. Śmiesznym w swej powierzchowności i przerażającym w skali tego, co dokonał. I celowo nie wymieniam go z imienia i nazwiska, łatwo się wszak domyślić o kogo chodzi, choćby patrząc na czas akcji opowieści… Kolejny raz jest więc zarówno komiksowo w przerysowany sposób, jak i dość poważnie i mrocznie.

Strona komiksu JSA: Złota Era

Takoż i strona wizualna musiała mieć dwa oblicza. Paul Smith z jednej strony pokazuje fantazyjne peleryny i maski z okresu Złotej Ery. Trochę spandeksu i jaskrawych kolorków nie przeszkadzało mu jednak wykreować świata na wskroś przesyconego powojennym napięciem. USA wygrało wojnę, ale to nie koniec walki o, jak to mawiają, wolność, sprawiedliwość i amerykański styl życia. Postaci jak Tex Thompson czy Dynaman to herosi idealni, ale też persony złowrogie. W opozycji stoją zaś złamani metaludzie jak Alan Scott/Green Lantern czy Johnny Quick. To wszystko w świecie lat 50. w Stanach Zjednoczonych, gdzie nawet w naszych realiach piękno mieszało się z potwornościami.

JSA: Złota Era to komiks polityczny, ale nie propagandowy. Nie ma tu ciosów w nos dla Republikanów czy Demokratów, jak to czasem bywa. To ponura interpretacja Złotej Ery, osadzona w realiach makkartyzmu i pewnych absurdalnych, ale żywych do dziś teorii i lęków. Jest tu miejsce na superbohaterstwo, ale jego kształt nie przypomina tego, co pojawia się nawet w nowoczesnym komiksie mainstreamowym. I chyba by nie mogło, bo herosi muszą bawić, a nie tylko skłaniać do refleksji. Ale na szczęście czasem im wolno, zwłaszcza poza sztywnym kanonem. Choć komiks ten już pojawił się kiedyś w ramach WKKDC, dobrze się stało, że odrodził się w wydaniu DC Deluxe. Pozwolę sobie wygłosić opinię, że wśród najlepszych tytułów DC połowa to światy alternatywne, nawiązujące do tej drugiej najlepszej części i może czasem jakiejś absolutnej klasyki. JSA: Złota Era jest tego przykładem.


Okładka komiksu JSA: Złota Era

Tytuł oryginalny: JSA: Golden Age Deluxe Edition
Scenariusz: James Robinson
Rysunki: Paul Smith
Tłumaczenie: Jakub Syty, Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 200
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?