Inna historia Uniwersum DC – recenzja komiksu

Superman. Batman. Wonder Woman. Trzy ikony DC. Trzy wielkie franczyzy, na których wydawca zarabia krocie. Przez lata opowiedziano o nich wiele świetnych historii i ich legenda jest zasłużona. Jednak jest ona tak ogromna, że przesłania żywoty pomniejszych, równie wartościowych postaci. Zwłaszcza tych pochodzących z mniejszości. Inna historia Uniwersum DC przedstawia sylwetki kilkorga z nich, ale też i znacznie więcej.

Strona komiksu Inna historia Uniwersum DC

Komiks otwiera Jefferson Pierce/Czarna Błyskawica. Widzimy człowieka ze złotym medalem olimpijskim, społecznie zaangażowanego nauczyciela, nieakceptującego, że jego otoczenie zżera przestępczość, a wielcy peleryniarscy tego świata jedynie ignorują wszystko z wysokości swoich orbit. Gdy odkrywa, że sam ma niezwykłe zdolności, decyduje się działać. Schemat znany od lat, ale John Ridley łączy tu go z historyczno-społecznym tłem, a sama narracja daleka jest od komiksu z superbohaterem. A to dopiero początek albumu.

Każda z opowieści wymaga choćby krótkiego wspomnienia. Kolejno otrzymujemy historię Bumblebee i Guardiana – pary, która pokazuje, jak pięknie się różnić i kochać mimo kryzysów. Tych małych i dużych. Dalej jest Katana. Kobieta twarda jak stal jej miecza, reprezentującą azjatycką część społeczeństwa i wszystkie konsekwencje tej przynależności. Jest też Renee Montoya/Question – policjantka gothamskiej policji, której najmniejszym problemem są lokalni przestępcy. I wreszcie klamra spinająca całość – Anissa Pierce, córka Czarnej Błyskawicy. Jej historia łączy pewne wątki, pokazuje wartości nowego pokolenia trykociarzy i otwiera dla nich furtkę o wiele lepiej, niż zrobiły to ich solowe tytuły.

Strona komiksu Inna historia Uniwersum DC

No właśnie. Zarówno DC, jak i wcześniej Marvel, nie bardzo poradziły sobie z wprowadzeniem do akcji nowej generacji herosów. Reprezentujący rozmaite grupy społeczne jednostki początkowo wzbudziły zaciekawienie, ale nie da się ot tak zastąpić Batmana czy Supermana. Może gdyby nad wszystkim czuwał właśnie Ridley, byłoby lepiej. Postaci jak córka Wonder Woman czy następca Aquamana gdzieś tam funkcjonują, ale to raczej drugoplanowe funkcje niż realne pozycje w panteonie herosów. Dlatego Inna historia Uniwersum DC zasługuje na uwagę. To nie tylko krytyka i odmienne spojrzenie na trykociarstwo, ale i potencjalne nowe otwarcie. Dobre otwarcie, w którym nie liczy się tylko akcja, a psychologia postaci.

Nieważne są tu bowiem kolorowe peleryny. To jedynie piękny ozdobnik poważniejszych treści, jakimi raczy nas autor. Każdy z bohaterów tu występujących to przedstawiciel konkretnej mniejszości, ale nie obawiajcie się ckliwości i lukrowania. Problemy Azjatów, Afroamerykanów czy społeczności LGBT są przedstawione z odpowiednimi historycznymi odniesieniami. Nie ma tu miejsca na pustosłowie. Ridley nie jest krzykaczem rzucającym banalnymi frazesami. Dla niego liczą się fakty. Wspomniane obozy dla Japończyków utworzone po ataku na Pearl Harbor, medialna nagonka na Arthura Ashe i ksenofobiczna kampania Busha przeciw związkom jednopłciowym to tylko kilka przykładów na słabość Ameryki, która nie jest wcale taką ostoją wolności i sprawiedliwości, jaką chciałaby być ze swoimi herosami.

Strona komiksu Inna historia Uniwersum DC

I gdy pojawiają się oni, robi się ciekawie. Ridley przemyślanie uderza w sztandarowych herosów. Lidze Sprawiedliwości zarzuca obojętność na losy maluczkich i wydarzenia spoza sfery superhero, a Batmanowi pewien rodzaj despotyczności i egocentryzmu. Nie są to oskarżenia o zło absolutne czy próba obalenia autorytetów, a raczej wbicia szpili w fakt, że całe rzesze twórców ich przygód koncentrowały się na widowisku, a nie na problemach trawiących nie tylko fikcyjny świat DC. To nie kolejna próba bycia jak Alan Moore, ale jest w tym element pewnej demitologizacji, choć i swego rodzaju społeczny komentarz.

Odmienna jest też strona wizualna, czy może raczej technika narracji. To nie klasyczny komiks z dymkami, kadrami i onomatopejami. Jeśli czytaliście część dzieł Willa Eisnera, to forma swego rodzaju powieści ilustrowanej na komiksową modłę będzie wam znana. Z czego to wynika? Inna historia Uniwersum DC ma charakter retrospektywny. Bohaterowie streszczają swoje życiorysy, oprócz osobistych doświadczeń ukazując historyczne tło, gdzie obok Kryzysów czy Kataklizmu w Gotham pojawiają się realne wydarzenia, jak początek prezydentury Reagana. Camuncoli i Cucchi czerpią z dzieł innych twórców i wierny fan DC pozna wiele kadrów, ale ich praca to nie tylko interpretacja klasyki, a dynamiczna opowieść, gdzie znalazło się miejsce na naprawdę epickie momenty.

Inna historia Uniwersum DC pokazuje, jak wielki potencjał tkwi w tym świecie. I nie jest on oparty tylko o Ligę Sprawiedliwości i pokrewne grupy. John Ridley daje szansę drugo-, a nawet trzecioligowym herosom na przedstawienie ich punktu widzenia. Jest w tym heroizm, jest w tym miejsce na ludzkie ukazanie fachu superbohatera. I wreszcie jest przestrzeń na rzeczy, które ginęły w blasku kolejnych wielkich eventów. Obawiałem się, że będzie to równościowe pustosłowie. Że dostaniemy garść banałów wymieszanych z jeszcze bardziej banalnymi historyjkami. Tymczasem powstała naprawdę solidna powieść graficzna, skierowana nie tylko do ludzi lewicy, a przede wszystkim osób, które zapomniały, że mamy XXI wiek i herosi to nie tylko biali mężczyźni hetero, a pewne schematy fajności prosperujące dekady temu dziś są już mocno dziaderskie. Dobrze stało się też, że wydano to w ramach DC Deluxe, bo powiększony format robi tu swoje.


Okładka komiksu Inna historia DC Comics

Tytuł oryginalny: The Other Story of the DC Universe
Scenariusz: John Ridley
Rysunki: Giuseppe Camuncoli, Andrea Cucchi
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca:
Egmont 2023
Liczba stron: 256
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?