Hellblazer by Mike Carey tom 3 – recenzja komiksu

John Constantine to marny materiał na ojca. Chodzący magnes na kłopoty, zwłaszcza dla swych bliskich. W wyniku splotu wydarzeń dorobił się niespodziewanie aż trojga potomków. I to całkiem już dużych, władających magią i zdeprawowanych jeszcze bardziej niż on sam. No i rzecz jasna dyszących nienawiścią do tatulka. Również ich matka myśli jedynie o tym, by zniszczyć Johna i tych, których kocha. Hellblazer by Mike Carey tom 3 to zejście maga do piekła i dworska wręcz intryga skoncentrowana wokół bohatera. Ale też i kilka równie obiecujących historii na do widzenia, wszak to ostatni (na razie) tom oryginalnego Hellblazera na naszym rynku.

Strona komiksu Hellblazer by Mike Carey tom 3

Co jest gorsze od bycia przyjacielem lub miłością Constantine’a? Bycie jego rodziną, a drzewo genealogiczne Johna jest pokręcone i jego gałęzie obejmują zarówno świat śmiertelników, jak i piekło. Krew Nergala sprawiła, że niepozorny liverpoolczyk zyskał bliskich pod ziemią, ze wszystkimi tego konsekwencjami dla oryginalnej familii. Carey splótł obie gałęzie razem, powodując nie tyle co typowy dla Hellblazera okultystyczny i horrorowy chaos, a prawdziwą sztukę, w której najbliżsi idą ze sobą na noże lub wręcz odwrotnie – dokonują wielkich poświęceń.

John Paul Leon był twórcą o szerokim wachlarzu możliwości, ale dla mnie będzie kimś, kto nadaje życie historiom jak Z małą pomocą przyjaciół. To luźna, barowa gawęda Constantine’a o mrocznych mocach i przysługach. I jest wyraźnie inna niż reszta tomu. To wręcz kameralne starcie z pomniejszym, lecz groźnym pomiotem, gdzie klimat historii tworzony jest głównie przez rysownika. JPL zaprasza wręcz czytelnika do stolika, aby zasiadł z Johnem i jego kumplami przy kolejnej opowieści z nutką mroku.

Strona komiksu Hellblazer by Mike Carey tom 3

Machiny to kilkuczęściowa opowieść, gdzie demon Beroul naraża na poważny szwank wnuczkę Chasa, przyjaciela Johna. I nie jest to wyjątkowo konsekwencja działań maga, a ofiara o wiele większego planu wspomnianego piekielnego pomiotu. Akcja przenosi się do Los Angeles, gdzie w upalnym słońcu powraca koszmar z dzieciństwa bohatera, a on sam po raz kolejny musi oszukać istotę, która sama ma oszustwo we krwi. To brutalna, ale i klimatyczna historia, doskonale pokazująca dziwaczną przyjaźń Constantine’a i Chasa oraz dwubiegunowe podejście Johna do swoich bliskich, gdzie wyrzuty sumienia za zmarłych i odpowiedzialność za żyjących mają naprzemienne okresy gwałtownego wzrostu i całkowitego wyzerowania.

Ostatni tom Hellblazera z klasycznej serii skłania mnie do postawienia pytania – który z autorów był najlepszy? I bez wahania odpowiem – wszyscy. Każdy dołożył swoją cegiełkę w całokształt opowieści, ale nie oznacza to, że nie mam bardziej subiektywnego spojrzenia. Faworytem pozostaje więc dla mnie Jamie Delano, choć pozostali niemal wchodzą mu na plecy. Krok dalej pozostaje jednak Brian Azzarello, ale nie myślcie, by ominąć jego tomy. Szczęśliwie się złożyło, że wszystkie albumy są ze sobą połączone i nie ma tu fabularnych dziur. Inną sprawą jest to, co wydaje się aktualnie w ramach Sandman Uniwersum. Egmont leniwie zabiera się za wydanie drugiego tomu, ale znacznie mniejszy format to już nie to samo, niezależnie od jakości treści, jakie tworzy Simon Spurrier.

Strona komiksu Hellblazer by Mike Carey tom 3

Leonardo Manco odpowiada za większość rysunków w tym tomie, tworząc przekonujące pejzaże piekielne, zarówno te podziemne, jak i te na powierzchni. Inferno pod naszymi stopami jest bliskie jego klasycznemu wyobrażeniu. Plugawe mordy za każdym rogiem, korowody grzeszników poddawanych torturom i wystrój niczym z sali tortur. I pośród tego wszystkiego John Constantine w swym płaszczu i ze zmęczona miną. W Machinach z kolei mamy piekło na ziemi, swoistą filię, która czeka na wielkie otwarcie. I ta mała cząstka horroru jest jeszcze gorsza niż jej główna siedziba. Podobnie zresztą jak Beroul, jego twórca, choć przypominający demoniczną kluskę, wydaje się być znacznie groźniejszy niż jego rogaci kumple po fachu.

Wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. A seria z Johnem Constantinem jest wręcz wybitna. Hellblazer wydawany przez Egmont ujęty został z perspektywy kilku solidnych twórców, których dzieła całkiem dobrze ze sobą korespondowały. Oczywiście zawsze lepsze byłoby wydanie całej trzystuczęściowej serii, ale nie ma co narzekać. Może się bowiem zdarzyć, że coś jeszcze kiedyś się ukaże… Tymczasem Hellblazer by Mike Carey tom 3 to najmroczniejszy z tomów sygnowanych nazwiskiem tego autora, pokazujący jednocześnie śmiertelniczą słabość natury Johna, jak i jego mocne strony, pozwalające mu ogrywać boskie i demoniczne byty. Charakterem i fabułą bliski jest też temu, co stworzył Delano, co dla mnie jest ogromnym plusem. Po przeczytaniu dwunastu albumów Hellblazera nie dziwię się, że cykl trwał tak długo. Teraz pozostaje jedynie czekać na dalsze wieści i ostatni tomik Spurriera na otarcie łez.


Okładka komiksu Hellblazer by Mike Carey tom 3

Tytuł oryginalny: Mike Carey Presente Hellblazer Volume 3
Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Leonardo Manco, Marcelo Frusin, Giuseppe, Camuncoli, John Paul Leon
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 400
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?