Hellblazer by Jamie Delano tom 2 – recenzja komiksu

John Constantine to skomplikowany typ i może dlatego na ekranie dotąd nie udało się oddać jego charakteru wiarygodnie, co w runie Jamiego Delano widać najlepiej. Jego działalność paranormalna jest częścią jego historii, a nie jej rdzeniem, jak bywa w głównym świecie DC. W drugim tomie magia występuje co prawda w wysokim stężeniu, ale jak na przyzwoitą historię z Constantinem przystało, liczy się właśnie opowieść, a nie tylko urozmaicające ją sztuczki.

Strona komiksu Hellblazer by Jamie Delano tom 2

Obok chronologicznie kolejnych zeszytów w Hellblazer by Jamie Delano tom 2 pojawiają się inne odcinki jego autorstwa.. Horrorystka to opowieść o pewnej ofierze globalnej obojętności, która prędko staje się katem. Przemierza nasyconą dobrami doczesnymi część świata, zbierając krwawe żniwo, choć ciężko doszukać się w niej zła. Delano przy okazji stworzenia mrożącej krew w żyłach opowieści wtrąca parę uwag moralizatorskich, choć bez mentorskiej przemądrzałości, a bardziej w formie wyrzutu sumienia. Wszystko w chłodnej i ponurej oprawie rysunków Davida Lloyda.

Hellblazer Annual #1 cofa nas do czasów arturiańskich, czy raczej epoki już po śmierci legendarnego władcy. Widzimy Merlina poszukującego światłego wodza, zdolnego uchronić Albion przed chrześcijanami i tym samym śmiercią jego magicznego ducha. Niestety trafia mu się niejaki Kon-sten-tyn, zdolny i młody władyka, który w dalszej perspektywie jest co prawda solidnym obrońcą swych ziem, lecz szalonym, jak wielu mu podobnych rozumiejących jedynie język pięści i okrucieństwa. Do tego dowiadujemy się co nieco o szpitalnym epizodzie z życia Johna.

Strona komiksu Hellblazer by Jamie Delano tom 2

W wyniku niefortunnych zdarzeń John staje się wrogiem publicznym numer jeden. Zrządzeniem losu trafia do grupy travellersów, ludzi żyjących poza systemem i praktykujących dość niezobowiązujący żywot, nie bez powodu kojarzący się z epoką dzieci-kwiatów. I z nimi pewnie żyłby długo i szczęśliwie, ale wielki świat z wpływowymi i złymi ludźmi dotyka także outsiderów. W efekcie Maszyna strachu to opowieść na większą skalę. Z masonami, pradawną magią i koszmarami wpływającymi nieoczywistymi drogami na całą rzeczywistość. Delano już w poprzednim tomie pozwalał sobie na wybiegi światopoglądowe, a i tu znalazło się dla nich miejsce, ale bez nich historia byłaby krwawym stekiem bzdur bez odpowiedniego tła.

Kolejne dwie historie to prezentacja dość niezwykłego znajomego Johna imieniem Jerry. Jegomość ten jest tak złożony i barwny, iż bliżej mu do postaci fikcyjnej niż realnej persony. A może jest jednym i drugim? Niemniej Delano ukazuje, że pod nawet najciekawszą powłoką może kryć się jednostka nader przyziemna, zdolna do zaspokajania swych obsesji metodami brutalnymi. Autor tworzy też przy okazji czarny charakter, co do którego jestem pewien, że znów się pojawi…

Magia Hellblazera opiera się na grozie. Fajerwerki są, ale to nie efektowne płomienie, wiązki energii czy pioruny, a babranie się w mroku z bezkształtnym nadnaturalnym zagrożeniem, do tego często mającym wsparcie nader realnych i hołdujących mu ludzi. No i w sporej mierze mozolne śledztwo i ryzyko utraty życia niekoniecznie z nadprzyrodzonej ręki. I może dlatego, gdy widzę Johna w towarzystwie elity DC, to wiem, że historia będzie wykastrowana z tego, co najlepsze w opowieściach z jego udziałem. Tego ulicznego brudku i niepoprawności. Zapuszczania się w rejony, których Superman raczy nie zauważać swym superwzrokiem.

Strona komiksu Hellblazer by Jamie Delano tom 2

Lubię Vertigo z tamtego okresu, a spora w tym zasługa rysowników jak Mark Buckingham czy Bryan Talbot. Już na pierwszy rzut oka widać, że to twórcy innej epoki, ale bliżej im do mistrzów, których dzieła inspirują do dziś, pozostając niedoścignione na wielu płaszczyznach, niż do przebrzmiałych już nazwisk, które ceni się tylko z sentymentalnych i koneserskich względów. Hellblazer w ich interpretacji to bezduszny horror, gdzie pozytywne zakończenie może być jedynie połowicznie i solidnie podlane goryczą. Jednocześnie to coś psychodelicznego, lecz nie w sensie kwiecisto-onirycznym, a idącym w surrealizm i klimaty rzeźnickie.

Hellblazer by Jamie Delano tom 2 to solidna porcja okultystycznej grozy, przypominającej miejscami historię z Doktorem Destiny z pierwszego tomu Sandmana, którego akcja miejscami jest równoległa do prezentowanych tu wydarzeń. Jamie Delano pisał inaczej niż Garth Ennis i inni autorzy i jego dziedzictwo jest widoczne i dziś. Gdzieś tam jednak ulotnił się chłodny mrok, jaki często wyzierał z jego historii i również sam Constantine stał nieco innym bohaterem. Nie tylko wyłącznie sprowadzającym na siebie i innych kłopoty, a osobnikiem starającym się brać odpowiedzialność za swoje czyny, co nie zawsze mu się udawało. W przyszłym roku czeka nas kolejny tom autorstwa Jamiego Delano i mam nadzieję, że wydawcy zwrócą potem uwagę na Mike’a Carey’a i innych twórców, bo z całej tej zgrai superludzi z DC poszarpany i włóczący się po świecie Constantine jest paradoksalnie ostoją rozsądku.


Okładka komiksu Hellblazer by Jamie Delano tom 2

Tytuł oryginalny: Jamie Delano presente Hellblazer Volume II
Scenariusz: Jamie Delano, Rick Veitch
Rysunki: Mark Buckingham, Bryan Talbot, David Lloyd, Richard P. Rayner, Mike Hoffman, Ron Tiner
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 464
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?