Poprzedni tom zostawił nas z szokującym cliffhangerem i kiedy sięgniecie po Friday – Księga druga – W zimową mroźną noc przekonacie się, że główna bohaterka – Friday Fitzhugh – również nie może poradzić sobie z nową sytuacją. Jej przyjaciel zginął tragicznie w pożarze i chociaż protagonistka podejrzewa, że było to morderstwo, wszystkie dowody jasno wskazują na to, że miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Czy to możliwe, że Lance wysadził się w powietrze podczas eksperymentu? Jeden z najmądrzejszych ludzi, wręcz geniusz?
Friday, po wstępnym otrząśnięciu się z żałoby, zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę, jak na detektywa-amatora przystało. Okazuje się jednak, że Lancelot był o wiele bardziej przewidujący, niż mogło się wydawać. Zadbał o to, by nawet zza grobu podrzucać swojej przyjaciółce kolejne tropy i wskazówki, a każda kolejna wydaje się jeszcze bardziej niesamowita i nieprawdopodobna. Brubaker, jak na rasowego twórcę kryminałów przystało, umiejętnie łączy z pozoru nie pasujące do siebie wątki. Ale chociaż układanka zaczyna nabierać kształtu, jeszcze sporo jej brakuje do pełnej czytelności.
O ile poprzedni tom wskazywał nam na gatunek young adult, o tyle Friday – Księga druga – W zimową mroźną noc o wiele mocniej zaakcentowano wątki paranormalne. Twórcy również bardzo mocno otarli się o grozę, a drugi tom momentami przypomina rasowy horror w stylu Hrabstwa Harrow. Muszę przyznać, że portowe miasteczko Kings Hill nadaje się do nastrojowej opowieści idealnie i zarówno ono, jak i jego mieszkańcy skrywają jeszcze wiele tajemnic, które – mam nadzieję – scenarzysta pozwoli nam odkryć w ostatnim tomie. Chociaż nie zostało mu na to wiele czasu i zaczynam się nieco obawiać, czy finał nie będzie nadto przyspieszony.
Na rysunki Marcosa Martina już trochę narzekałem przy poprzedniej recenzji. W Friday – Księga druga – W zimową mroźną noc wspomaga go Muntsa Vicente i muszę przyznać, że ich wspólne wysiłki podobają mi się coraz bardziej. Owszem, wciąż nie podobają mi się projekty bohaterów, szczególnie twarze i mimika, ale już lokacje błyszczą (chociaż skąpane w mroku i zasypane śniegiem), a już zeszyt „horrorowy” to prawdziwy majstersztyk, który wrzuca podczas lektury ciarki na plecy.
Friday to ciekawy mix gatunkowy, który swoim drugim tomem przekonał mnie do siebie. Mamy tu do czynienia z większą dawką umiejętnie skonstruowanej akcji, czuć większe napięcie, w pewnych momentach wręcz dramaturgię, a zagadki zaczynają się ze sobą zazębiać. Przekonałem się też do samej Friday, która w mojej ocenie nie była jakoś super zarysowana w pierwszym tomie, ale tutaj już nie sposób jej nie polubić.
Lubię być zaskakiwany, a Friday – Księga druga – W zimową mroźną noc mnie zaskoczyło na tyle, że nawet próbując przewidzieć, w którym kierunku akcja potoczy się w finałowym tomie, mogę polec z kretesem. No i wreszcie mamy kolejny cliffhanger – fantastyczny (od gatunku), magiczny, nieco zwariowany, nie tak dramatyczny jak ten z poprzedniego tomu, ale równie interesujący. W posłowiu Brubaker zapowiada, że „prawdziwe niesamowitości dopiero się zaczęły” i mając w pamięci ten cytat nie mogę się już doczekać trzeciego tomu.
Tytuł oryginalny: Friday: Books 4-6
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Marcos Martin, Muntsa Vicente
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Nagle Comics 2023
Liczba stron: 120
Ocena: 85/100