Elektra: Czerń, biel i krew – recenzja komiksu

Elektra Natchios to dziedzictwo Franka Millera i częściowo Billa Sienkiewicza, który doszlifował jej charakter. Postać ta na pierwszy rzut oka to typowa zabójczyni, łącząca w sobie pierwiastek azjatycki z greckimi korzeniami. Powiązania miłosne z Daredevilem i zawodowe z Kingpinem mocno osadzają ją w świecie Marvela, w sferze, gdzie zazwyczaj nie fruwają Asgardczycy i Kree. Wybranie jej do cyklu Czerń, biel i krew wydawało się więc oczywiste, ale to właśnie na tej postaci seria zalicza lekki spadek poziomu.

Strona komiksu Elektra: Czerń, biel i krew

Zwykle przy zbiorach historii wyłaniam podium i całą resztę. Tutaj cała reszta to nie utwory dobre lub bardzo dobre, a przeciętniaki, mniej lub bardziej atrakcyjne. Ciekawie prezentuje się Verite Ala Ewinga i Roda Reisa, gdzie najlepiej widać skuteczność panny Natchios bez ujmowania jej w widowiskowe kadry. Charakter historii podkreśla jej tajemniczość i nieuchwytność, przypominającą dzieła Franka Millera. Z namiętnością Paula Azacety to historia toksycznej relacji z Daredevilem, która jest jednym z najlepszych miksów romansu i wrogości w świecie Marvela. No i poetyckie Spotkanie Kevina Eastmana i Freddiego E. Williamsa, finalizujące tom i moim zdaniem najlepsze pod każdym względem.

I teraz łyżka dziegciu. Pozostałe historie po prostu są. Stanowią raczej wypełnienie albumu niż jego wzbogacenie, ale jakoś nie drażnią. Wyjątkiem jest może Negatywna broń, choć porządnie zilustrowana przez Davida Beyrutha, to z ogromnie niewykorzystanym potencjałem starcia między Elektrą i Czarną Wdową z czasów, gdy obie oddane były swoim mocodawcom kolejno z Dłoni i Czerwonej Sali. Idąc tym tropem, taka Wojna domowa zakończyłaby się na barowej szarpaninie między Starkiem i Rogersem. Dwie inne historie, Zabij i uciekaj i Podzielone, mogłyby być z kolei zamieszczone w dowolnej innej antologii z Elektrą. Trzy tytułowe barwy nie pełnią tu niemal żadnej funkcji, a sama treść jest rozmyta i gdyby nie spory kontrast z lepszymi historiami, najpewniej zapomniałbym o ich istnieniu.

Strona komiksu Elektra: Czerń, biel i krew

Elektra to zabójczyni, a jej epizody superbohaterskie są dość krótkotrwałe i może tylko jej obecne przygody z literkami DD na piersi nieco to zmieniają. W albumie Elektra: Czerń, biel i krew to właśnie ten aspekt jest uwypuklony najbardziej, co nieco spłyca jej charakter. Elektra jest złożona, w swej biografii miała epizody, które do dziś wymieniane są jako złote klasyki Domu Pomysłów. I dlatego czuję, że całość napisana jest nieco taśmowo, jakby ślizgała się na dobrej opinii poprzednich tomów.

Elektra: Czerń, biel i krew opiera się na tytułowych barwach, ale tu jest lepiej niż pod kątem fabularnym. Azaceta wie, jak przedstawić erotykę w wysublimowany i sugestywny sposób, z kolei Greg Smallwood wykorzystuje tytułowe barwy najlepiej z całego albumu. Freddie E. Williams zdecydowanie podobał mi się najbardziej, może dlatego, że jego twórczość gdzieś tam przypomina mi prace autora Sin City. Jest dobrze i choć nie czuję się nasycony jak przy poprzednich albumach, to Marvel nie zaniedbał tego aspektu swej serii, choć brakuje tu nazwisk historycznych jak Miller, Sienkiewicz czy Romita Jr.

Strona komiksu Elektra: Czerń, biel i krew

Nie chcę pisać, że seria Czerń, biel i krew się wypaliła, ale po tomie z Elektrą widać pewne zmęczenie materiału. Jak na postać z tak bogatą historią dostaliśmy dość sztampową antologię średniaków, które wypadają blado w starciu z opowieściami poświęconymi Loganowi czy Carnage’owi. Może to moje wygórowane oczekiwania podkręcone dziełami Millera i Sienkiewicza, ale jestem pewien, że sami zauważycie, że coś jest nie tak. Pozycja dla kolekcjonerów lub zagorzałych fanów Elektry. Ktoś bardziej wymagający lepiej niech poczeka na jej wspólną przygodę z Wolverinem autorstwa Grega Rucki i Yoshitakiego Amano lub da trójkolorowej serii szansę jeszcze raz przy okazji tomu z Moon Knightem.


Okładka komiksu Elektra: Czerń, biel i krew

Tytuł oryginalny: Elektra: Black, white and blood
Scenariusz: Charles Soule, Leonardo Romero, Declan Shalvey, Peter David, Al Ewing, Greg Smallwood, Ann Nocenti, Paul Azaceta, David Pepose, Matthew Rosenberg, Peach Momoko, Kevin Eastman, Freddie E. Williams
Rysunki: Mark Bagley, Leonardo Romero, Simone d’Armini, Greg Land, Rod Reis, Greg Smallwood, Federico Sabbatini, Paul Azaceta, Danilo Beyruth, Alberto Alburquerque, Peach Momoko, Kevin Eastman, Freddie E. Williams
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics 2022
Liczba stron: 152
Ocena: 65/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?