Deadpool tom 1 – Najemnika śmierć nie tyka rozpoczyna się w momencie, kiedy nasz antybohater próbuje na nowo poskładać swoje życie zabijaki za pieniądze. Pomaga mu zblazowana i wpatrzona w smartfona Negasonic Teenage Warhead, który doskonale znają widzowie filmów o Deadpoolu, zaś sam Wilson wykonuje kolejne zlecenia, ale robi to bez większego przekonania. Aby na nowo zaistnieć w półświatku i zarobić naprawdę duże pieniądze, potrzebuje mocnego uderzenia. Najpierw stara się wymyślić swoją nową genezę (z różnymi skutkami), a potem zorganizować… prawdziwy komiksowy event. Jak jednak zrobić to samemu? Wade na pewno coś wymyśli.
Od słowa do słowa, od Strażników Galaktyki do Avengers, okazuje się, że pomocy naszego najemnika niespodziewanie mogą potrzebować najpotężniejsi bohaterowie na Ziemi. Oto w stronę naszej planety zmierza gigantyczny Celestianin, który chce ją… zarzygać. I w ten sposób spłodzić z nią potomstwo. A podobno jedyna broń mogąca go powstrzymać jest w rękach Wilsona. Skąd ten dziwny zbieg okoliczności? Zostanie to wyjaśnione i idealnie będzie pasowało do konwencji. A to dopiero połowa albumu!
W kolejnych zeszytach Deadpool tom 1 – Najemnika śmierć nie tyka Wade trafi do Dziwoświata, będącego mieszanką narkotycznej wizji uniwersum fantasy z bajką Disneya w krzywym zwierciadle, gdzie może zdarzyć się absolutnie wszystko, a także stawi czoło armii zombie w galerii handlowej. Przeżyje też naprawdę zły dzień, ale starcie z kuriozalnym wrogiem będzie dla niego lekarstwem na chandrę. I chociaż druga połowa albumu, zawierająca historie zamykające się w jednym zeszycie nie jest tak rewelacyjna jak pierwsza, to całość i tak zasługuje na spory kredyt zaufania.
Do narysowania komiksu zatrudniono Scotta Hepburna, który już wcześniej miał możliwość pracowania przy serii, kiedy jeszcze tworzył ją Duggan. Wspomaga go Nic Klein i to jego prace wypadają tym razem nieco lepiej – szczególnie, że miał przyjemność tworzyć pierwsze trzy zeszyty – ta najlepsze w niniejszym albumie. Graficznie całość nie odbiega bardzo daleko od poprzednich tomów, a przecież wydano ich grubo ponad 20. Jeśli je czytaliście, wiecie czego się spodziewać. Rysunki nie należą może do najpiękniejszych, ale dobrze współgrają z arcyszaloną opowieścią.
Deadpool tom 1 – Najemnika śmierć nie tyka właściwie od początku daje do zrozumienia, z jakiego typu historią będziemy mieli do czynienia. Naszemu bohaterowi gęba się nie zamyka, co chwila rzuca sucharami, a w wolnych chwilach masakruje przeciwników (lub daje się zmasakrować) oraz broni starych filmów z Hugh Grantem. Wygłupia się niemiłosiernie, wkurza wszystkich naokoło, sieje szalony chaos i destrukcję, no i znowu jest zabawny. Można powiedzieć, że Young faktycznie sprowadził postać do klasycznego, standardowego punktu wyjścia. A z całym tym szaleństwem poradziła sobie znakomicie Paulina Braiter, której tłumaczenie stoi na najwyższym poziomie.
Nie wszystkim do gustu przypadnie to, co aktualnie prezentuje sobą Deadpool, ale z drugiej strony nie bez przyczyny ma on tak wielu fanów i okupuje listy sprzedaży. Moim zdaniem najnowsze przygody Najemnika z nawijką są co najmniej dobre, a miejscami wręcz rewelacyjne, o ile oczywiście lubimy humor nie najwyższych lotów, przemoc i pretekstowe fabuły, mające służyć głównie zabawianiu czytelników. Skottie Young nie pokusił się o wymyślanie koła na nowo – po prostu wyciągnął esencję postaci, przesączył ją przez własną komediową wrażliwość i dał nam szalonego, hedonistycznego akcyjniaka do przeczytania za jednym posiedzeniem. Ocena odrobinę na wyrost, ale będę bacznie przyglądał się nowej serii.
Tytuł oryginalny: Deadpool vol. 1 – Mercin’ Hard For The Money
Scenariusz: Skottie Young
Rysunki: Scott Hepburn, Nic Klein
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 152
Ocena: 80/100