Druga część finalnego story arcu Czułe pożegnania wędruje dalej w przyszłość rebeliantów z King’s Dominion. Marcus i Maria są małżeństwem, a nawet poprawiają z czasem swój stan bytowy. Jednak gdzieś tam czają się cienie z przeszłości, pragnące zemsty za wszystkie krzywdy, jakich dokonała para i reszta ekipy. Rick Remender ubrał dwoje antagonistów w polityczne barwy. Powiązany z oligarchami z Kremla Shabnan i aspirująca do Białego Domu Brandy to postaci, które siedzą na zbyt wysokiej grzędzie, by dało się je ubić klasycznymi metodami.
U Remendera nie mogło obyć się bez komentarza politycznego. Wspomniana Brandy, obecnie na fotelu senatorskim, to swoiste przedłużenie filozofii politycznej Trumpa. Choć może lepiej – filozofii Trumpa w mniemaniu Remendera. Autorowi udaje się zgrabnie ująć konserwatywną retorykę Republikanów i nadać jej złowrogi kształt. Mowa tu o imigrantach, nadchodzącej wielkości Ameryki i tak dalej. Pojawia się wątek George’a Floyda, ale jeśli ktoś ma serce po prawej stronie, nie powinien obawiać się remenderowskich manifestacji. Scenarzysta stoi wyraźnie na lewo, ale skupia się na akcji i to ona się tu liczy. A jego liberalne postrzeganie świata pasuje do punkowego charakteru.
Kilka słów o nostalgicznym finale albumu. Odkryłem z bólem, że coraz mniej rozmawiam z przyjaciółmi z dawnych lat o sprawach nie-przyziemnych. Ani słowa o nowo poznanej kapeli, pisarzu czy zmianach w polityce. I nie jest tak, że nagle zdziadzieliśmy i słuchamy w kółko tego samego, nic nie czytamy, a głosujemy na nieszczęsny, popisowy duecik. Po prostu szarzyzna, podatki, łycha i micha przysłoniły duszę życia. A takie fragmenty, jak końcówka Deadly Class tom 12: Czułe pożegnania część 2 przypominają, że ogień wciąż się pali, choć piec już nieco starszy.
Wypadałoby coś napisać na temat prac Wesa Craiga i sam nie wiem już, co jeszcze dodać, bo rysownik dostał ode mnie same pochwały w poprzednich recenzjach. Może jedynie to, że starzenie się jego postaci jest wiarygodne. Marcus ma brzuszek, a Helmut zmienił się w brodatego wikinga, a i dziewczęce twarze okraszone są kilkoma zmarszczkami. A ci, którzy zewnętrznie byli podli, są jeszcze podlejsi. Nie byłoby mocy oprawy wizualnej Deadly Class gdyby nie kolory Lee Loughridge’a. Na przestrzeni dwunastu tomów było wiele chwil, które zawdzięczały swą moc właśnie jemu. Paleta jego barw oscylowała pomiędzy bladą łagodnością, dominacją czerni, aż po jaskrawe, punkowe kolory, idealne na rebelianckie plakaty. I jak się okazuje – kadry komiksu.
Seria Deadly Class dobiegła końca i od razu ląduje na półce z pozycjami ważnymi. I choć Remender ma na swoim koncie wiele niezłych komiksów, to historia Marcusa Arguello i jego bandy to odpowiednik Sandmana w bibliografii Gaimana. Finał jest idealny. Nie ma całkowitego happy endu, źli mają swe triumfy, ale ostatecznie ci, którzy powinni zwyciężyć, zwyciężają. Autor do końca pozostaje wierny swym przekonaniom, czasami krytykując polityków i system, czasem składając hołd muzyce i popkulturze, ale co najistotniejsze – utrzymuje poziom przygody i jej charakter. Finalna nota tego tomu to zarazem ocena całego cyklu. I aż szkoda, że nie ukazał się u nas on w dostojniejszym wydaniu, ale i tak chwała Non Stop Comics za podarowanie nam tej opowieści.
Tytuł oryginalny: Deadly Class Vol. 11: A Fond Farewell part 2
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wesley Craig
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2023
Liczba stron: 144
Ocena: 90/100