Coś zabija dzieciaki tom 5 – recenzja komiksu

USA to kraina małych miasteczek. Nowy Jork, LA czy San Francisco nie przysłonią faktu, że spora część dumnych Stanów Zjednoczonych to prowincja, ze wszystkimi jej problemami. Pominę wszelkie społeczne i bardziej poważne aspekty. Chodzi o niepowtarzalny klimat, w którym bestie z koszmarów czują się świetnie i pasują do krajobrazu. Czołowi amerykańscy twórcy grozy rozumieją to od lat. James Tynion IV idzie ich śladem i nawet wyzwalając Ericę Slaughter z Archer’s Peak, skierował ją do kolejnej mieściny zapomnianej może przez Boga, ale nie przez jego konkurenta.

Erica jest teraz wolnym strzelcem. Nie jest to dobra pozycja w jej fachu, bo Dom Slaughterów nie przepada za odszczepieńcami, a potwory same w sobie stanowią spore wyzwanie. Tym bardziej te zupełnie nowe, dotąd nieznane i w swej formie jeszcze bardziej zabójcze. Na ślad jednego z nich bohaterka trafia poprzez małolatę, która była świadkiem mordu rodziców. Historia niemalże standardowa, ale nowa forma bestii i tarcia na linii Erica-Dom Slaughterów sprawiają, że Coś zabija dzieciaki tom 5 idzie znacznie dalej niż poprzednie albumy.

Między Ericą i Gabi rodzi się pewna relacja i nie nazwałbym tego od razu czymś na linii mistrzyni-uczennica, ale popkultura rządzi się pewnymi prawami i wszystko ku temu zmierza. Na razie Tynion IV konfrontuje buntowniczą egzekutorkę potworów z jeszcze bardziej rebeliancką małolatą. Znakomicie zresztą skrojoną, bo irytującą w swym małoletnim sposobie bycia. Łącząc to z wydarzenia z pierwszego tomu Domu Slaughterów, powoli krystalizuje się ciekawa wizja konkurencji dla morderczej organizacji. Dobre w tym wszystkim jest też to, że autora nie ponosi. Dom Slaughterów przypomina tajną agencję rządową, ale bez hollywoodzkich naiwności jak MIB czy im podobne.

Coś, co męczy mnie od początku serii, to lekko ślimacze tempo akcji. O ile retrospektywny tom czwarty był konieczny, tak cała akcja w Archer’s Peak w tym momencie wydaje się nieco za długa i dopiero połączenie jednoczesnej walki z potworami i dawnymi mocodawcami pokazuje pełen potencjał serii. I nie wygląda na to, by Erika była tym niepokonanym rodzajem bohatera, co wygrywa z potężną siłą z pomocą swej odwagi czy innej mocy przyjaźni. Dom Slaughterów idealnie obrazuje powiedzenie Józefa Cyrankiewicza – kto podniesie rękę na władzę, temu władza tę rękę, odrąbie. I w tym przypadku nie jest to metafora.

Coś zabija dzieciaki tom 5 to nowe rozdanie, a dla mnie nawet coś więcej. Tynion IV na tym etapie radzi sobie lepiej niż na początku, choć i wtedy było dobrze. Teraz jednak, gdy Erica zerwała się ze smyczy Domu Slaughterów, do klasycznej peryferyjnej grozy dochodzi motyw konfliktu z władzami. I to nie byle jakimi miśkami o procedurach sprzed pół wieku, a zorganizowaną bandą egzekutorów, polujących nie tylko na potwory. Czekam na dalsze wieści z tego świata Jamesa Tyniona IV, który powoli staje się jednym z ważniejszych nazwisk współczesnego komiksu amerykańskiego.


Okładka komiksu Coś zabija dzieciaki tom 5

Tytuł oryginalny: Something is Killing the Children Vol. 5
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell’Edera
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2023
Liczba stron: 144
Ocena: 75/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?