Sposób pisania komiksów na przestrzeni dekad wielokrotnie ewoluował, dlatego też nawet porównując ze sobą poszczególne odcinki Cliftona można dostrzec pewne różnice. Nie sposób ukryć, że opowieści sprzed pięćdziesięciu czy nawet sześćdziesięciu lat charakteryzują się pewną naiwnością i umownością, szczególnie w przypadku serii o charakterze komediowym. Tak właśnie opisałbym Śledztwa pułkownika Cliftona, czyli pierwszą historię, w której Bocian-Meloman tropi zuchwałych złodziei diamentów. Widać tu już zalążki charakterystycznego humoru z brytyjską flegmą, ale fabuła jest raczej prosta i niespecjalnie trzyma się kupy. Wystarczyło to jednak, aby Clifton zagościł na dłużej w świadomości czytelników.
Na szczęście Macherot szybko się poprawia i już dwa kolejne odcinki wypadają o wiele lepiej. W Clifton w Nowym Jorku, opowieści przepełnionej genialnym humorem sytuacyjnym, sympatyczny bohater będzie musiał rozwikłać sprawę porwania pewnego irytującego celebryty, a wszystko to w amerykańskiej scenerii. Z kolei w Clifton i szpiedzy pułkownik weźmie w obronę swojego dawnego podopiecznego, który został oskarżony o szpiegostwo i aresztowany. Czy to jednak możliwe, by poczciwy były skaut zdradził Anglię i działał na jej szkodę? Sprawna intryga, udział pewnego złowieszczego ex-nazisty czy wreszcie wyróżniający serię dowcip sprawiają, że dwie środkowe historie to kawał naprawdę porządnej roboty.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o ostatniej opowieści. Zmiana twórców okazała się wyraźna i dotkliwa, a stworzona sześć lat po swojej poprzedniczce historia Diaboliczne krasnale nie tylko wygląda gorzej niż dzieła Macherota, ale też jest bardziej przegadana i nieporównywalnie mniej zabawna, pomijając już skalę absurdu wykraczającą nawet poza standardy komiksowej komedii. Nic więc dziwnego, że jej scenarzysta Greg napisał jeszcze tylko jedną historię z Cliftonem w roli głównej, natomiast rysownik, znany pod pseudonimem artystycznym Jo-El Azara, nigdy już nie powrócił do serii.
Clifton tom 4, który przecież powinien być wydany jako pierwszy, ale być może dobrze, że tak się nie stało, jest więc albumem nierównym. Z jednej strony mamy pierwsze próby stworzenia pełnowymiarowej historii, raz mniej raz bardziej udane, z drugiej tom zamyka odcinek wyraźnie odstający poziomem od pozostałych, również pod kątem warstwy wizualnej. Niemniej jednak trudno temu tomowi odmówić wyraźnej wartości historycznej – mamy w końcu do czynienia z dość wiekową już klasyką. Na szczęście Egmont nie pokusił się o numerki na grzbietach albumów zbiorczych, więc na półce możemy je sobie ułożyć chronologicznie.
Nie ma co ukrywać, że Clifton nie jest tak błyskotliwy i zabawny jak Asterix, Iznogud czy chociażby Lucky Luke. Jednak ta zubożona wersja Jamesa Bonda może spodobać się miłośnikom prostych kryminalnych historyjek, pisanych bez zadęcia i przyjemnych w odbiorze. Być może nie nazwałbym tej serii swoją ulubioną, ale na pewno nie będę Wam odradzał zapoznania się z przygodami Bociana-Melomana.
Tytuł oryginalny: Clifton Vol. 1
Scenariusz: Raymond Macherot, Greg
Rysunki: Raymond Macherot, Jo-El Azara
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 144
Ocena: 65/100