Carnage: Czerń, biel i krew – recenzja komiksu

Symbionty w Marvelu były zbyt dobrym typem bohatera, by Venom po wsze czasy pozostał jedynym ze swego rodzaju. I tak obok niego największą sławę zdobył Carnage, skądinąd jego wyrodny synalek. O ile niegdysiejszy czarny symbiont z czasem się zresocjalizował, stając się herosem z pazurem, o tyle czerwony, powiązany z psychopatycznym Clestusem Kasadym, pozostał wierny ciemnej stronie. W Carnage: Biel, czerń i krew dostajemy zbiór shortów z jego udziałem, gdzie jego mordercza natura przybiera różne oblicza.

Strona komiksu Carnage: Czerń, biel i krew

Opowiadanie Nikt nie ocalał Dana Slotta i Grega Smallwood to lider całej antologii. Obserwujemy losy jedynego ocalałego z masakry w klubie muzycznym, której sprawcą był oczywiście Carnage. Czy aby jednak na pewno ów szczęściarz uniknął kostuchy, czy może jego zgon został tylko odwleczony w czasie? To mroczne, psychologiczne opowiadanie, ukazujące, że strach przed zagrożeniem jest równie groźny, co ono samo.

Drugie miejsce zajmuje powiadanie Carnage to ty Ala Ewinga i Johna McRea. Pamiętacie Agenta Venoma? Mamy powtórkę, tylko z czerwonym symbiontem. I byłoby ono pewnie zwykłą ciekawostką, gdyby autor nie zdecydował się na niecodzienną formę. Dosłownie, bo opowieść Ewinga to gra paragrafowa, czyli interaktywna opowieść, w której czytelnik sam kieruje losami bohatera. W tym przypadku mamy szansę zadecydować, czy Carnage zdominuje nosiciela, czy stanie się dobrym symbiontkiem.

Strona komiksu Carnage: Czerń, biel i krew

Trzecią lokatę zajmuje Rekin Carnage’a Donny’ego Catesa i Kyle’a Hotza, opowiadanie mające miejsce już po historiach z Absolute Carnage i King in Black, których premiery warto wypatrywać. Historia ta nie jest jedyną „morską” opowieścią w tym albumie. Morze krwi to prawdziwa piracka opowieść grozy, świetnie wpasowująca motyw symbiontów w świat oceanicznych łupieżców. Historia Catesa nie jest też jedyną, która spoileruje, ale we wszystkich przypadkach są to raczej zapowiedzi wzmagające apetyt na kolejne opowieści z Venomem i Carnage’em.

Średnia albumu jest przyzwoita, choć opowieści nie chwyciły mnie tak mocno, jak te z Wolverine: Czerń, biel i krew. Carnage jest postacią arcyciekawą, ale dużo mniej skomplikowaną niż Logan. To brutalny morderca i kat, co zostało zresztą skrzętnie wykorzystane. Większość historii to ukazanie czerwonego symbionta w trakcie rzeźnickiej pasji, choć komiks to nie tani slasher. Postapokaliptyczne opowiadanie Koniec ludzkości, nawiązujące do klasyki horroru, Nazywam się Carnage czy utrzymane w duchu westernu Koniec szlaku pokazują, na jak wiele sposobów można ukazać symbiotyczną bestię i jego zabójczą naturę.

Strona komiksu Carnage: Czerń, biel i krew

Carnage jest postacią idealną pod zamysł serii Czerń, biel i krew, co pokazują genialne rysunki. McRea, Smallwood czy Mooneyham, ale także pozostali artyści znakomicie bawią się tytułowymi barwami, a charakter przedstawionego bohatera znacznie to ułatwia. Zestawiając albumy z czerwonym symbiontem i Rosomakiem jasno widać, że w przypadku Carnage’a silniejszy nacisk położony został na tytułowej krwi. Album jest brutalniejszy, ale na poziomie dopuszczającym czytelnika niepełnoletniego, choć jak to bywa, może nieco rozjuszyć co bardziej troskliwych opiekunów.

Mucha Comics wydała kolejną pozycję z jednej z ciekawszych linii wydawniczych Marvela ostatnich lat. Mam nadzieję, że rodzimy wydawca na tym nie poprzestanie, bo za oceanem czytelnicy mają już w tej konwencji Deadpoola, a w kolejce czeka Elektra. Forma krótkich opowiadań, gdzie część odnosi się do bieżących wydarzeń, a część to fantazja autorów, jest idealną propozycją dla kogoś, kto nie chce babrać się w nieskończonych ongoingach, a trójkolorowa strona wizualna nadaje wyrazistości i pretenduje do skupienia się na tych bardziej niepoprawnych postaciach Domu Pomysłów.


Okładka komiksu Carnage: Czerń, biel i krew

Tytuł oryginalny: Carnage: Black, white and blood
Scenariusz: Tini Howard, Benjamin Percy, Al Ewing, Donny Cates, Chip Zdarsky, Ram V, Dan Slott, Karla Pacheco, Alyssa Wong, Ryan Stegman, Declan Shalvey, Ed Brisson
Rysunki: Ken Lashley, Sara Pichelli, Mattia Iacono, John McCrea, Kyle Hotz, Marco Checchetto, Javier Fernandez, Greg Smallwood, Chris Mooneyham, Gerardo Sandoval, Victor Nava, Joe Bennett, Stephen Mooney, Scott Hepburn
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics 2021
Liczba stron: 152
Ocena: 75/100

 

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?