Gotham to takie miasto, w którym źle się żyje, ale jeszcze gorzej umiera. W opowieści Evana Narcisse metropolię nawiedza zaraza doprowadzająca zarażonych do obłędu jeszcze większego niż przy regularnych atakach Jokera, Riddlera czy tam Scarecrowa. Mroczny Rycerz jak zawsze nie może stać bezczynnie i wraz z towarzyszami rusza, by powstrzymać jej skutki i znaleźć przyczyny. Równolegle scenarzysta prowadzi narrację z pierwszej połowy XIX wieku, kiedy Gotham również cierpiało na podobną epidemię i posiadało nawet własnego herosa – Runawaya. Wszystko to zapowiada się jako emocjonująca, nietoperzowa historia, wręcz generyczna w swej formie.
Pozłacane miasto to miła lektura, czerpiąca z najlepszych komiksów z Batmanem. Skoki pomiędzy epokami i Trybunał Sów przypominają dokonania Scotta Snydera. Cała sprawa z zarazą pojawiła się choćby w równolegle opublikowanym albumie Batman: Epidemia. Z kolei tarcia w bat-rodzinie to również stały motyw gothamskiego mikrowersum, co nie oznacza, że dostajemy zlepek kalek dopasowanych pod grę. Narcisse tworzy materiał na evergreena, ale jednocześnie brakuje mu odwagi na coś więcej. Tu pewnie wszystko hamują ograniczenia związane z grą, ale dałoby się wycisnąć z tego znacznie więcej. Na dobrą sprawę to kolejny rodzaj elseworlda, na razie jeszcze czysty i niewykorzystany przez nienażartą multiwersalną machinę DC. Ma on potencjał, ale nawet prequel do gry powinien być bardziej rozbudowany. Zwłaszcza, że jest ona oparta na radykalnym wydarzeniu w świecie Nietoperza.
Runaway to ciekawa persona. To nie współczesny heros wciśnięty w epokę węgla i stali, a obrońca najbardziej uciśnionych. Bliższy ludowym bohaterom niż ludziom w maskach i pelerynach. Na jego nieszczęście w pobliżu kręci się długowieczny Vandal Savage, osoba silna, mądra i sprytna, potrafiąca okręcić sobie wokół palca nawet najbardziej prawych. I tu znów niedosyt. Narcisse wyraźnie tworzy błyskawicznie albo i sam wydawca dyszy mu na kark, by kończył swe pomysły jak najszybciej. Bo cała konotacja przeszłości i teraźniejszości jest dobra, a i sam Runaway zasługuje na więcej czasu kadrowego. I nawet w pewnym sensie go otrzymuje, choć przydałby się maleńki spin-off.
Wizualnie najlepiej mają się tu okładki Grega Capullo, który wielokrotnie pokazał, że dobrze czuje świat Mrocznego Rycerza. Abel, będący rysownikiem tego tomu, to z kolei jedynie dobry twórca. Człowiek bez wątpienia utalentowany i nawet lepszy od części etatowych ilustratorów DC Comics, ale nie dorastający do pięt bardziej doświadczonemu koledze. No, może lepiej niż on radzi sobie ze scenami dynamicznymi. Batman i spółka w Pozłacanym mieście ukazani są wielokrotne w pełnym galopie. Samo miasto jest wzorcowe i nie stanowi jedynie martwego zbioru budynków, zwłaszcza w swej wersji z minionego wieku.
Batman: Rycerze Gotham – Pozłacane miasto to komiks z niewykorzystanym potencjałem. Narcisse odpala machinę, ale na tym się kończy. Tytuł jest wręcz symboliczny. Coś, co być może przy odpowiednim ukierunkowaniu pokryte byłoby prawdziwym złotem, jest potraktowane jedynie warstewką szlachetnego kruszcu. Batman i jego familia stanowią paliwo pod naprawdę dobre historie, a rozszerzenie składu o dziewiętnastowiecznego herosa i jego dziedzictwo dodaje ognia. Fani gry będą zadowoleni, choć wobec niej komiks jest dość skromny fabularnie. Miłośnicy klasyki z Mrocznym Rycerzem też będą ukontentowani, ale nie nastawiałbym się na coś epokowego. Na pewno warto poznać tę historię, nie tylko ze względu na grę, a to najlepsze co można napisać o komiksie, który miałby być do niej jedynie wstępem.
Tytuł oryginalny: Batman Gothan Knights: Gilded City
Scenariusz: Evan Narcisse
Rysunki: Abel
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 156
Ocena: 70/100