Batman – Dziedzictwo – recenzja komiksu

Kolejnym po albumie Batman – Epidemia przystankiem przed sławnym najntisowym eventem Ziemia niczyja jest Batman – Dziedzictwo, zbierający zeszyty głównych serii o Gacku, Catwoman i Robinie, oraz miniserię i wydanie specjalne poświęcone Bane’owi. Wszystkie ukazały się w 1996 roku i stanowiły kontynuację fabuły o groźnym wirusie potrafiącym zabijać w bardzo krótkim czasie, a ja prawie trzy dekady później sprawdzam, czy historia ta się nie zestarzała i czy wciąż potrafi zachwycić czytelników żądnych klasycznych opowieści o Mrocznym Rycerzu.

Batman – Dziedzictwo trudno nazwać crossoverem z prawdziwego zdarzenia, bo chociaż przeplatają się tutaj odcinki kilku różnych serii, mniej lub bardziej powiązanych motywem przewodnim, to podczas lektury czułem się jakbym czytał np. kolejny tom marvelowskiej Epic Collection. Ot wycinek fabularny skupiający się na bieżących przygodach Batmana, Catwoman czy Robina, który z czasem przeradza się w wielką krucjatę Ra’sa al Ghula mającą na celu zniszczyć świat. Kultowy złoczyńca łączy siły z samym Bane’em, a zagrożenie tym razem wydaje się jeszcze bardziej realne niż w poprzedzającym przedstawione tu wydarzenia tomie Epidemia.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/224_Batman_dziedzictwo.jpg

Strona komiksu Batman – Dziedzictwo

W Dziedzictwie mamy do czynienia z tym mniej znanym (i rzadko wspominanym) fragmentem historii Mrocznego Rycerza. Bo czy wszyscy wiedzieliście, że był moment, kiedy Bane zakochał się w Talii al Ghul do tego stopnia, że został jej kochankiem i prawie sługą? Albo że Catwoman, niczym Lara Croft albo bardzo seksowne wcielenie Indiany Jonesa, wraz z wiecznie pijanym sidekickiem eksplorowała lochy i grobowce w poszukiwaniu skarbów? Jeśli nie po drodze Wam było z anglojęzycznymi komiksami, Batman – Dziedzictwo może w paru miejscach Was zaskoczyć.

Za scenariusz odpowiadają tu legendy branży, które święciły triumfy w latach 90.: Chuck Dixon, Doug Moench i Alan Grant. To nazwiska, których żadnemu miłośnikowi Batmana przedstawiać nie trzeba, a jeśli czytaliście ostatnio chociażby Knightfall, to z pewnością doskonale je znacie. Można o tych twórcach powiedzieć różne rzeczy, ale faktem jest, że nawet z przeciętnej fabuły są w stanie wyciągnąć sporo i wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń. Nie inaczej było i tym razem i choć historia ma słabsze momenty i jest nieco przeciągnięta, to od pierwszej do ostatniej strony (a było ich prawie 600) śledziłem fabułę z uwagą, szczególnie, że nawet bardziej niż w poprzednim tomie czuć było skalę i rozmach wydarzeń związanych ze śmiercionośną epidemią. Zabrakło mi wprawdzie wizualizacji efektów działań wirusa, ale było to fabularnie uzasadnione posunięcie.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/265_Batman_dziedzictwo.jpg

Strona komiksu Batman – Dziedzictwo

Batman – Dziedzictwo w moim odczuciu wygląda też lepiej niż Epidemia. Bez żalu pożegnałem Barry’ego Kitsona, Vince’a Giarrano i Tommy’ego Lee Edwardsa na rzecz prac Grahama Nolana, Jima Balenta czy Jima Aparo. Nie czarujmy się, to typowy dla lat 90. komiks środka, ale nie ma się tu za bardzo do czego przyczepić, nie licząc wpadek takich jak koszmarne rysunki Ricka Burchetta w ostatnim zeszycie tomu. Akcji jest dużo, jest spójna i czytelna, prowadzona pewnie i wciągająco, nawet pomimo różnic stylu wśród siedmiu twórców odpowiadających tu za rysunki.

Cieszę się, że wątek wirusa został rozszerzony, bo przy Batman – Epidemia narzekałem, że został przedstawiony pobieżnie i po macoszemu. Tutaj na scenę wkraczają antagoniści z najwyższej półki, a Batman znów musi współpracować z Robinem, Nightwingiem, Catwoman, a nawet Huntress. Batrodzina nie ograniczy się do Gotham i musi zadziałać globalnie, ponieważ na atak narażone są duże miasta na całym świecie. Rozpoczyna się niebezpieczny wyścig z czasem, w którym stawką jest życie 90% ludzi na planecie.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/375_Batman_dziedzictwo.jpg

Strona komiksu Batman – Dziedzictwo

I ta część Batman – Dziedzictwo sprawdza się bardzo dobrze, chociaż jest przeplatana pewnego rodzaju zapychaczami. Mieszane uczucia mam względem sekcji poświęconych przeszłości Bane’a, ale mam do tej postaci słabość, uważam, że ma bardzo duży potencjał i jest też oczkiem w głowie scenarzystów tworzących ten album, więc ostatecznie chyba zaliczę zwiększenie jego obecności na plus. Nie liczcie na konfrontację rodem z Knightfalla, twórcy ocierają się tu o rozmienianie Bane’a na drobne, ale taki już los cyklicznych antagonistów superbohaterów.

Nie będę ukrywał, że Batman – Dziedzictwo podobał mi się trochę bardziej niż poprzedzająca go Epidemia, zarówno scenariuszowo, jak i wizualnie, chociaż trudno mówić o jakichś wielkich fajerwerkach. To dobry, a miejscami bardzo dobry komiks o Batmanie, idealny dla spragnionych powrotu do przeszłości czytelników. To taki komiksowy blockbuster, który pomimo gabarytów można zaliczyć w jeden wieczór (mnie się udało!), co świadczy też o tym, że nie było łatwo się od niego oderwać. Teraz pozostaje już tylko czekać na Ziemię niczyją i liczyć, że podniesie ona poprzeczkę i wypali z największych dział.


https://alejakomiksu.com/gfx/okladki/BatmanLEGACY.jpg

Okładka komiksu Batman – Dziedzictwo

Tytuł oryginalny: Batman: Legacy
Scenariusz: Chuck Dixon, Doug Moench, Alan Grant
Rysunki: Graham Nolan, Jim Balent, Mike Wieringo, Dave Taylor, Jim Aparo, Staz Johnson, Rick Burchett
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 588
Ocena: 80/100

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?