Pamiętam czas, gdy ta gra wychodziła jeszcze na PlayStation 3. Zewsząd leciały same ochy i achy: najlepsza gra tej generacji konsol, najlepsza gra w historii PlayStation itd. Chociaż do tej produkcji starałem się podejść na chłodno, to jednak z tyłu głowy miałem pewne wymagania względem The Last of Us. I to pomimo tego, że od premiery na PS3 minęło już 5 lat. Cóż, nie zawiodłem się.
Naughty Dog to specjaliści i chyba jeszcze nigdy nie dali plamy. Przynajmniej ja o takowej nie słyszałem. Seria Uncharted czy chociażby pierwsza trylogia Crasha Bandicoota to marki, które przyczyniły się do poszerzenia grona fanów studia, a w tym i konsoli Sony. TLoU to gra inna od pozostałych ich produkcji. Poważna, bardzo klimatyczna i mocno trafiająca w emocje gracza.
W świecie przedstawionym w The Last of Us wybucha epidemia grzyba z rodzaju maczużnikowatych, który sprawia, że zainfekowany tym wirusem człowiek staje się zarażonym. Najmniejsze skaleczenie, ugryzienie lub kontakt z zarodnikami sprawia, że nie ma od przemiany ucieczki i poszkodowanego czeka bardzo smutny los. Ratunkiem przed przemianą jest tylko śmierć. W tymże świecie wcielamy się w Joela. Faceta z przyprószoną siwizną brodą, który przez 20 lat trwania zarazy przeżył bardzo dużo i jakoś stara się przeżyć w tych, jakże nieprzyjaznych okolicznościach. Dostaje z pozoru trywialne zadanie. Ma odprowadzić młodą dziewczynę, Ellie, do siedziby rebeliantów walczących z wojskiem, Świetlików.
Oczywiście, jak można się domyślić, nie będzie to takie łatwe i tę dwójkę czeka wiele niebezpieczeństw, zwrotów akcji i napotkanych postaci. I przy tym się zatrzymajmy, bo postacie to najmocniejszy punkt TLoU. Widzimy zmieniającą się relację dwójki głównych bohaterów, starających się znaleźć wspólną nić porozumienia. A poza nimi mamy paletę barwnych postaci drugoplanowych, których spotkamy w czasie naszej przygody. Czy to Tommy, brat Joela, z którym nie widział się od lat, czy też Bill, ekscentryczny piroman, żyjących w miasteczku pełnym pułapek jego własnej roboty. Każdy z napotkanych bohaterów wyróżnia się czymś i zapada w pamięci sytuacjami, które kopią nas prosto między oczy.
Pozostając w kwestiach pisarskich, to scenariusz gry również zasługuje na olbrzymie pochwały. Chociaż kilka zwrotów akcji można przewidzieć, to ich wydźwięk i tak działa rekompensująco. Z początku nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gram w wersję 2.0 The Walking Dead od Telltale, ale szybko to się zmieniło. Bo chociaż punkt wyjścia – opieka nad młodą dziewczyną – jest podobny, tak później TLoU całkowicie się od tego odcina, prezentując z jednej strony historię, która dotyczy czegoś bardzo ważnego, a z drugiej jest bardzo kameralna i przyziemna. W pewien sposób wręcz życiowa, jeśli można tak powiedzieć o grze, której akcja dzieje się w postapokaliptycznym świecie. Do tego dodam, że The Last of Us fantastycznie opowiada historię świata, lokacji, czy postaci poprzez wszelakie napisy na budynkach, plakaty, listy, pamiętniki czy nagrania z dyktafonów. Zostało to świetnie wykonane i nieraz przeczesywałem lokacje w poszukiwaniu brakujących znajdźek, które dopowiedziałyby daną historię.
Przechodząc do takich spraw, jak strzelanie, skradanie, czy crafting, to najlepiej zostało wykonane to drugie. TLoU bije pod tym względem niejedne typowo skradankowe produkcje. Pomaga w tym tryb nasłuchiwania, który najbardziej przydatny był przy omijaniu tzn. klikaczy, czyli jednego z gatunków zarażonych. Chociaż ślepe, to mają bardzo wyostrzony słuch. Strzelanie z systemem osłon jest wykonane dobrze, chociaż miałem wrażenie, że celowanie było dosyć „ciężkie”, jakby ręka Joela ważyła tonę. Jednak w tym przypadku może wychodzić mój brak obycia w strzelaniu na padzie, więc nie rozpatrywałbym tego jako wady. Tworzenie przedmiotów jest proste i intuicyjne, bez zbędnych dodatków i niepotrzebnych wymysłów.
A jak prezentuje się grafika po upływie 5 lat od premiery na PS3? Widać po teksturach, że poziom 2018 roku to nie jest, ale przerywniki filmowe, niektóre widoki do tej pory prezentują się ładnie i kilka razy zatrzymywałem się, by popodziwiać zniszczone i dzikie rejony Ameryki.
The Last of Us to – mimo upływu lat – produkcja, która ciągle broni się sama i sprawia, że każdy, kto jeszcze nie zagrał w produkcję Naughty Dog (istnieją tacy?), powinien ją ograć. Zwłaszcza, że twórcy z Santa Monica pracują nad drugą częścią. A patrząc na ich dokonania powinniśmy otrzymać grę równie wybitną, a może jeszcze lepszą.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe