The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me – recenzja gry. Morderczy hotel

Supermassive Games nie zwalnia tempa i już czwartą jesień z rzędu wydaje następną część swojej horrorowej antologii. Rok temu pozytywnie zaskoczyłem się House of Ashes, które opowiadało o żołnierzach stacjonujących w Iraku zmagających się z efektami sumeryjskiej klątwy. W tym roku poza standardowych harmonogramem The Dark Pictures Anthology, brytyjscy twórcy wydali jeszcze nadprogramowe The Quarry. Gra była bardziej rozbudowana i, choć nie zmieniała dobrze znanej formuły, zbierała świetne recenzje. Mnie jednak wynudziła, bo zwyczajnie została za bardzo rozciągnięta. Nadal jednak czekałem na czwartą i ostatnią część pierwszego sezonu The Dark Pictures Anthology, czyli The Devil in Me. Jak wyszło tym razem?

W tym roku Supermassive Games poszło w kierunku, który może okazać się strzałem w dziesiątkę. Na tapet został bowiem wzięty temat seryjnego mordercy, a ci ostatnią cieszą się duża estymą w popkulturze. Żeby daleko nie szukać, wspomnę o netflixowym Dahmer Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, czyli serialu opowiadającym o seryjny mordercy określanego mianem „najsłynniejszego amerykańskiego seryjnego mordercy”. Tu oczywiście można się spierać, ale niewątpliwie Dahmer szokował, a serial świetnie zobrazował jego osobę. Gdyby więc temat ten rozbudził wasze apetyty na więcej – na pewno nie na więcej wątróbki – to warto zainteresować się osobą H. H. Holmesa.

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me / Materiały prasowe

Kim był pan Holmes? To seryjny morderca znany pod pseudonimem Dr. Henry Howard Holmes. Działał on pod koniec XIX wieku i nie bez podstaw został określony „pierwszym amerykańskim seryjnym mordercą”. Przyczynił się on bowiem prawdopodobnie do śmierci stu osób, choć przyznał się tylko do 27. Wszystko to w morderczym hotelu, do którego zwabiał gości, by następnie pozbawić ich życia. Sama posiadłość wyposażona była w wiele mechanizmów, jak zapadnie, pułapki, ukryte przejścia, które ułatwiały dokonywanie morderstw. Do tego ciała ofiar miały być potem ćwiartowane, kości oddzielane od mięsa i z czasem sprzedawane Akademii Medycznej. Ciężko przejść koło tego obojętnie. Podczas rozprawy w 1896 roku Holmes tłumaczył się, że został opętany przez diabła. Stąd też nazwa gry – The Devil in Me.

Zobacz również: Evil West – recenzja gry. Wampiry na Dzikim Zachodzie

W grze The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me grupa bohaterów trafia w sam środek wydarzeń w Hotelu Morderstw. Tylko że nie przenosimy się do przeszłości, lecz w obecnych czasach piątka postaci trafia do domu przypominającego jeden do jedno rezydencję z XIX wieku. Bohaterowie należą do ekipy filmowej, która dostała propozycję nie do odrzucenia. Mają nagrać materiał ze zrekonstruowanego domu H.H. Holmesa, a to pozwoli im wydostać się z problemów finansowych. Głową projektu jest reżyser Charlie Lonnit. Towarzyszą mu jeszcze kamerzysta Mark, prezenterka Kate, dźwiękowiec Erin oraz odpowiedzialna za sprzęt Jamie. W takim składzie trafiają do hotelu i będą próbować przetrwać.

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me

Screen z gry The Dark Pictures Anthology The Devil in Me

Tak jak było to już przed rokiem w House of Ashes, tak i tu mamy sporo czasu na zżycie się z postaciami. Gra tym razem okazuje się jeszcze dłuższa, bo na przejście potrzebujemy nawet 7 godzin. Dzięki temu poznajemy lepiej bohaterów oraz łączące ich relacje, a przez całą grę możemy nawet istotnie na nie wpłynąć. Każdy z bohaterów ma też swoje problemy czy traumy, z którymi musi się mierzyć. Wpływa to mocno na reakcję postaci na obecną sytuację – a umówmy się, bycie ganianym przez psychopatę z siekierą nie należy do tych lżejszych przeżyć. Na koniec gry możemy dowiedzieć się również, jak noc w Hotelu Morderstw na każdego wpłynęła. Na pewno zagwarantowała przynajmniej kilka wizyt u psychologa, ale też coś poza tym. Oczywiście jeśli nasz bohater dotarł do napisów końcowych, bo w przeciwnym wypadku mógł wynieść z tego co najwyżej dziurę w plecach…

Zobacz również: God of War Ragnarok – recenzja gry. W imię ojca i syna

W The Devil in Me wrażenie robi przede wszystkim miejsce akcji – hotel H.H. Holmesa, a dokładniej jego replika. Mogliście słyszeć, że ten oryginalny posiadał wiele ciekawych udogodnień dla mordercy. Nowy jednak to prawdziwe dzieło morderczej sztuki. Wyglądem przypomina zwykły hotel z retro wystrojem. Szybko jednak odrywamy, że ma też sporo intrygujących pomieszczeń przeznaczonych do dziwnych gier/wyzwań. Kojarzycie serię filmów Piła? To możecie liczyć na coś ten deseń. Co więcej, hotel posiada wiele mechanizmów powalających na przykład na zmianę układu ścian. Nie trzeba chyba mówić, że w zręcznych rękach przekłada się to na dość makabryczne przeżycie dla gości.

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me / Materiały prasowe

Czas gry spędzony właśnie na zwiedzaniu wspomnianego hotelu jest zdecydowanie najciekawszy. Przechadzając się po ciemnych, strasznych korytarzach, co rusz słyszymy jakieś dziwne dźwięki, a światło potrafi ot tak sobie zgasnąć. Co więcej, cała posiadłość wypełniona jest przerażającymi, mechanicznymi manekinami. Te swoją świetność zdają się mieć za sobą – albo tak zostały stworzone od początku – przez co ich widok mrozi krew za każdym razem. Zwłaszcza gdy jest ciemno, a my widzimy w oddali ludzkie kształty. Jest klimatycznie. Szkoda jednak, że nie całą grę spędzamy w czterech ścianach hotelu. Przydługi początek to głównie zwiedzanie okolicy, która już tak ciekawa nie jest. Tu można się niestety od gry odbić. Potem jeszcze ostatni akt popełnia ten sam błąd, dopełniając mój niedosyt z tytułu. No i całościowo historia raczej nie porywa – jest bardzo prosta i przewidywalna.

Zobacz również: Sackboy: Wielka Przygoda (PC) – recenzja gry. Mario Odyssey od Sony

Model rozgrywki nie zmienił się od poprzednich odsłon nic a nic, więc nie ma tu za dużo do opowiadania. Tak samo jak wcześniej, tak i tu do końca gry może dotrwać cała paczka bohaterów lub też możemy doprowadzić do śmierci każdej postaci po kolei. Wpływ na rezultat będą miały po pierwsze nasze wybory dialogowe. Przez całą grę budujemy sieć relacji między postaciami. Dlatego też jeden nieprzemyślany tekst może zmniejszyć sympatię do bohatera względem innych osób uwięzionych w domu strachu. W rezultacie w krytycznym momencie ktoś może na przykład zdecydować o naszej śmierci, by uratować tę bardziej sympatyczną osóbkę. Oczywiście większe znaczenie będą miały wybory określające ruchy postaci. Czy wybierzemy bezpośredni atak na złola, czy może jednak lepszym rozwiązaniem będzie wstrzymanie oddechu w szafce? To wybór z gatunku tych „być albo nie być”.

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me

The Dark Pictures Anthology The Devil in Me / Materiały prasowe

W grze nie zabrakło też oczywiście nieodzownego elementu gameplayowego tytułów od Supermassive Games, czyli quick time eventów. Tu można być jednak mile – lub niemile – zaskoczonym, bo w przez większość czasu jest ich bardzo mało. Głównie dlatego, że i tempo tytułu jest mniej intensywne, a twórcy szczują nas częściej gęstym klimatem niż podnoszącymi ciśnienie sekwencjami akcji, gdzie musimy intensywnie naciskać guziki. Ja mocno na ten fakt nie narzekałem, bo QTE to nie moja bajka… Mogę jednak uspokoić, że są to dokładnie te same wymagające quick time eventy, co w poprzednich odsłonach The Dark Pictures Anthology. Jedno czy dwie pomyłki mogą doprowadzić do śmierci bohatera. I nie są to też te mega uproszczone sekwencje z The Quarry – nadal nie wiem, po co one tam były, jak i tak nic nie wnosiły. Dla mniej sprytnych ruchowo twórcy przewidzieli jednak zmianę stopnia trudności – na easy jest bardzo prosto.

Zobacz również: The Chant – recenzja gry. Gdzie żeś ty bywał mroczny baranie?

Choć na pierwszy rzut oka może się zdawać, że twórcy nie wprowadzali żadnych zmian w mechanikach względem poprzednich odsłon, to coś tam nowego się jednak znalazło. Uwaga, pierwsza rewolucyjna mechanika niedostępna wcześniej to… bieganie! Tak, wolne chodzenie to już nie problem. Teraz postacie potrafią sprawniej poruszać się po miejscówkach. Choć w pierwszej i drugiej odsłonie antologii poruszanie nie denerwowało aż tak – głównie ze względu na przytwierdzoną na stale kamerę – to w trójce już ewidentnie tego brakowało. Inna nowość to dodanie podręcznego ekwipunku, który widzimy w lewym-dolnym rogu ekranu. Z przedmiotów możemy skorzystać poprzez wybór kierunku na krzyżaku (PS5). Te postacie posiadają albo od początku – na przykład latarkę i ołówek – albo zdobywają podczas eksploracji. Co więcej? Twórcy dali nam też coś nowego podczas przemierzania lokacji – łamigłówki środowiskowe. Przez całą grę jest ich zaledwie kilka, ale to miłe urozmaicenie.

Przy omawianiu gier od Supermassive Games nie można nie wspomnieć o oprawie graficznej. Ta zawsze wywołuje we mnie spory dysonans. Z jednej strony jest naprawdę ładnie, a postacie wyglądają niesamowicie realistycznie. Oczywiście zasługa tu motion capture i przeniesienia wizerunku prawdziwych aktorów do świata gry. A jako że to bohaterowie są tu na ciągle na głównym planie, można cieszyć oko. Ale właśnie nie zawsze jest tak różowo. Twórcy chyba nadal nie okiełznali do końca technologii odwzorowania wizerunku, bo postacie momentami zachowują się bardzo nienaturalnie. Największy problem jest z mimiką i dziwnymi grymasami. Nie pomaga też drewniane poruszanie, co tym bardziej wytrąca z immersji. Nie ma się jednak do czego przyczepić, jeśli mówimy o oprawie dźwiękowej. Świetny jest angielski dubbing oraz tworzenie klimatu niepokojącymi brzmieniami. Tylko gdzie ta polska wersja? Czemu nie ma nawet napisów, choć The Quarry je miało? Nie wiem.

Zobacz również: Call of Duty: Modern Warfare 2 – recenzja gry. Najlepszy COD z ostatnich latach?

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me utrzymuje zadowalający poziom trzeciej części antologii, co może cieszyć. I tak jak rok temu wrażenie robiły jaskinie z ruinami sumeryjskiej cywilizacji, tak teraz robotę robi tajemniczy i skuteczne budujący klimat Hotel Morderstw. W sumie pierwszy raz mogę powiedzieć, że któraś cześć antologii wzbudziła we mnie choć odrobinę grozy. Szkoda, że nie zawsze gra trzyma ten poziom. Mimo wszystko kolejny raz postacie da się lubić, dzięki czemu drzymy do samego końca o ich los. A przechodzenie gry z w kilka osób to nadal świetna zabawa – zwłaszcza gry przyczynimy się do śmierci postaci osoby siedzącej obok na kanapie…

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor prowadzący działu Gry

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?