Rezolutny jeż zadebiutował w 1991 roku na konsoli Sega Genesis w grze o tytule Sonic the Hedgehog. Kolejne odsłony ukazywały się co roku. Dostaliśmy bowiem grę Sonic the Hedgehog 2, następnie Sonic CD oraz Sonic the Hedgehog 3 i Sonic & Knuckles. Tytuły wychodziły dokładnie co rok i sprzedawały się w milionach egzemplarzy. Oczywiście z czasem tytułów pojawiło się znacznie więcej. Różne światy zaczęły się przenikać i dostawaliśmy nawet połączenie Sonica oraz Mario. Jednak jeż sam w sobie był na tyle silną marką, że pojawiały się także komiksy, animacje, a niedawno nawet filmy live-action. Skupimy się jednak na tytułach, które zostały wcześniej wymienione. Sonic Origins jest bowiem zlepkiem dokładnie tych czterech gier. Jednak czy twórcy postanowili dodać także coś od siebie? A może po prostu wydali stare gry zebrane w jedną, nową odsłonę?
Niektórych ucieszy, a niektórych zasmuci fakt, że w tym tytule nie ma niemalże nic nowego. Dostajemy pakiet starych gier, tylko że na nową generację sprzętów. Po odpaleniu tytułu witają nas ładne animacje menu oraz kreskówkowe przedstawienie fabuły. Zapowiada się naprawdę dobrze. Jednak po przejrzeniu menu głównego, od razu możemy się zorientować, że tutaj nie ma zbyt wiele nowości. Mamy opcję, aby wybrać tytuł, w który chcemy zagrać. I to w sumie tyle. Niby jest możliwość wybrania trybu gry, ale tryby te nie są niczym odkrywczym. Możemy bowiem zdecydować, czy chcemy zagrać w oryginalnym formacie obrazu, czyli 4:3, czy w odświeżonym, którym jest 16:9. Istnieje także możliwość, aby zagrać tylko w etapy, w których musimy pokonać bossów lub w specjalne, ukryte poziomy. Te możemy odblokować także podczas normalnej rozgrywki poprzez zebranie 50 pierścieni.
Sama rozgrywka w Sonic Origins nie różni się zupełnie niczym od oryginałów. Nie ważne, czy gramy w starym, czy nowym formacie obrazu. Mogliśmy się tego w sumie spodziewać dzięki zwiastunom, które były prezentowane na przestrzeni ostatniego czasu. Rozgrywka nadal prezentuje się zaskakująco ciekawie, a wszelkie znajdźki, przeciwnicy czy ułożenie map sprawia, że chce się wracać i poprawiać swój wynik. Nie jest to jednak męczące tak bardzo, jak choćby przy słynnej platformówce Super Mario Bros. O ile widać, że jeż zestarzał się, a rozgrywka nie prezentuje się oszałamiająco, o tyle nawet teraz nowi gracze mogliby zacząć swoją przygodę z grami od tego właśnie tytułu. Co jednak składa się na tę konkretną grę i czy warto się w nią wyposażyć?
Gra reklamowana jest jako zbiór remasterów gier o Sonicu. Niestety, zmiany formatu wyświetlania i odświeżenia animacji fabularnych nie można nazwać remasterem. Graficznie i dźwiękowo tytuły nie prezentują się zbyt okazale. Pojawia się parę ciekawych funkcji, jak wybór postaci czy trybu gry, ale co poza tym? Wielu twórców pokazało, jak należy robić remastery i Sonic Origins nie robi tego dobrze. Te gry nie są zremasterowane, a jedynie zebrane w kupę. Jedynym plusem tego tytułu jest to, że można wrócić do korzeni. Oznacza to, że możemy bawić się kilkoma starymi tytułami w jednym miejscu. Do tego możemy wybrać tryb gry, w którym na przykład będziemy walczyć tylko z bossami.
Czy warto zakupić tytuł? Pewnie niektórzy będą z niego zadowoleni. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to bezczelna jazda na nostalgii, a twórcy nie przyłożyli się do samego remasteru tytułów. Pozostaje czekać, aż za jakiś czas zobaczymy prawdziwy remaster gier o Sonicu.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Może i Sonic Origins nie wyszedł najlepiej, ale trzymam kciuki za Bandai Namco i remaster Klonoa: PRS. Kocham tę serie i liczę, że sprzeda się dobrze, bo chciałbym zobaczyć kolejną odsłonę. Swoją drogą mam cichą nadzieję, że więcej starych gier zostanie odnowionych, bo niektóre tytuły słabo działają na nowych systemach