Shadow Warrior 3 Definitive Edition
Shadow Warrior 3 Definitive Edition

Shadow Warrior 3 Definitive Edition – recenzja gry. Nextgenowy, ale czy lepszy?

Shadow Warrior 3 swoją premierę miał już rok temu i dokładnie tyle musieli gracze czekać, aby w końcu dostać produkt dostosowany do obecnej generacji konsol. Czy teraz warto sięgnąć po przygody Lo Wanga? Czy nowości rekompensują niedociągnięcia produkcji z dnia premiery?

Trzecia odsłona Shadow Warrior miała dość mieszany odbiór wśród graczy, ale jednak większość kręciła nosem, bo nie do końca dostali to, na co oczekiwali. Cześć uwag skupiała się na warstwie technicznej, bo kto to słyszał, by w 2022 roku gra nie miała dedykowanej wersji pod PlayStation 5 czy Xbox series X… Niestety gra od polskiego Flying Wild Hog tworzona była jeszcze na stare konsole oraz PC. Twórcy chyba nie zdążyli wprowadzić stosowych usprawnień pod nową generację, więc postanowili wydać grę w stanie pastgenowy – przecież gracze i tak mogą zagrać za sprawą wstecznej kompatybilności. Niby prawda, ale przez to gra prezentowała się gorzej, nie wykorzystując mocy sprawniejszych maszynek. Wydane rok od premiery Definitive Edition miało ten problem rozwiązać, a przy okazji dać graczom też coś nowego. Czy po tej aktualizacji warto do gry wrócić albo w ogóle może to dobry momenty aby grę kupić?

Shadow Warrior 3 Definitive Edition

Materiały prasowe / Shadow Warrior 3 Definitive Edition

Na początku jednak krótka retrospekcja przypominająca, czym tak w ogóle to Shadow Warrior 3 jest. Główny bohater gry, Lo Wang, wyrusza na wyprawę po magicznym świecie, aby pozbyć się ogromnego smoka. Potrzebuje do tego magicznej maski. W momencie gdy już całkowicie brakuje mu motywacji, co dzieje się na samym początku gry, do działania popycha go dawny wróg – Zilla. Były ninja łapie zatem swój sprzęt i leci w świat, aby dotrzeć do ogromnego smoka. Jako że to ogra o rozwalaniu w drobny mak masy wrogów, mamy tu sporo broni. Od początku dzierżymy katanę nazwaną Smoczy Ogon oraz broń krótką o imieniu Banita. Po drodze odblokujemy jednak kolejne bronie, takie jak strzelba, dwa pistolety Uzi, wyrzutnię granatów, broń laserową i ostatecznie wyrzutnię szurikenów. To właśnie walką gra ma bowiem stać – ma, ale to nie do końca wychodzi. Niestety drugiego soczystego Dooma nie udało się stworzyć, choć twórcy bardzo widocznie wzorowali się na tytule od id Software.

Zobacz również: Kirby’s Return to Dream Land Deluxe – recenzja gry. Odnowiona przygoda różowej kulki!

Shadow Warrior 3 Definitive Edition nadal cierpi na bolączki oryginału, czyli przede wszystkim powtarzalność w sekwencjach rozgrywki. Cały gameplay można podzielić na trzy etapy: walka na wyraźnych arenach, przejścia miedzy arenami, gdzie musimy wykombinować jak przejść dalej, potem kolejne areny, korytarze, areny, korytarze i potem okazjonalne przerywniki filmowe. Wszystko bardzo szybko zaczyna męczyć i, choć gra wystarcza na zaledwie kilka godzin, i tak potrafi znudzić. Wrogów jest dużo, są nawet fajne finishery, ale gdzieś brakuje tego mitycznego filingu w rozbryzgiwaniu niemilców, co Doom robił perfekcyjnie. Może być to wina przekombinowanych wrogów, których musimy podchodzić na kilka sposób, zamiast zwyczajnie przeć na przód, siekając na prawo i lewo. No i  przy tym wszystkim nie pomaga fabuła – bo tej praktycznie nie ma. Nikt tu wiele nie oczekiwał, ale mimo wszystko miało to być zwieńczenie trylogii, a wyszło mocno przeciętnie.

Shadow Warrior 3 Definitive Edition

Materiały prasowe / Shadow Warrior 3 Definitive Edition

Przejdźmy jednak do nowości w Definitive Edition, bo jednak zmian w rozgrywce czy fabule nie było co oczekiwać. Nowe wydanie wprowadza przede wszystkim aktualizację na obecną generację konsol. Gra na PS4 i Xbox One miała mnóstwo problemów technicznych. Graficznie było średnio, żeby nie powiedzieć brzydko, a i tak gra płynnością nie grzeszyła. Gracze musieli zmagać się ze spadkami klatkażu nawet do 20 klatek na sekundę. Dostępna rozdzielczość również nie cieszyła – zaledwie 1080p, a efekty graficzne względem PC były ograniczone do minimum. Narzekania graczy były uzasadnione. Teraz na Xbox Series X spadki płynności zdarzały mi się tylko sporadycznie i wyraźnie poprawiła się też rozdzielność i szczegółowość tekstur – jest to na pewno pozytyw. Z innych ulepszeń, na PS5 dodano wsparcie dla DualSense, ale testowałem na platformie zielonych, więc nie powiem jak to działa – fajnie, że jest.

Zobacz również: Scars Above – recenzja gry. Mass Effectowa przygoda z soulsowym zacięciem

A co poza tym? Twórcy zafundowali nam między innymi New Game Plus, więc możemy zacząć fabułę od nowa, ale z przedmiotami z poprzedniej kampanii. Jest nowy, wyższy poziom trudności, jest też możliwość wyboru konkretnego rozdziału z historii. Poza tym dostaliśmy tryb przetrwania, gdzie walczymy z falami wrogów oraz jego trudniejszą wersję nazwaną trybem bohatera. I to tyle. Może bardziej wymagających graczy zainteresuje, ale dla większości osób będzie to zbędna zawartość.

Shadow Warrior 3 Definitive Edition wprowadza to, co powinno być dostępne w dniu premiery – ładniejsza oprawa i płynniejsza rozgrywką na wydajniejszych konsolach. Teraz jest przynajmniej całkiem grywalnie. Dodatkowe nowości Edycji Ostatecznej to ciekawostki dla fanów i bardziej wymagających graczy. Niestety twórcy nie poprawili rozgrywki, która obok nijakiej fabuły, nadal prezentuje się tylko przeciętnie.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor prowadzący działu Gry

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?