Nie będę się roztkliwiał nad pewnymi aspektami, które dość wyczerpująco opisałem w recenzji pierwotnej wersji gry, bo jako że z oczywistych względów w jakimś stopniu pozostały one niezmienione, to się po prostu mija z celem. W dalszym ciągu pierwotna historia tworzonego przez gracza bohatera, który posiada krew człowieka i demona (yokai), a dzięki heroicznemu poświęceniu jego matki z okresu dzieciństwa może on przemierzać zniszczony wojnami naród, by go w końcu wyswobodzić.
Dostajemy za to kompletny pakiet DLC: The Tengu’s Disciple, Darkness in the Capital i The First Samurai. Każde z owych rozszerzeń dodaje sporo istotnych aspektów do gry, jak i fabuły – której podstawowa wersja sama w sobie jest znaczącym progresem w stosunku do poprzedniej odsłony z Williamem w roli głównej. Nowe, oryginalne lokacje, mnóstwo ciekawych bossów i wiele dodatkowych godzin gry. Szczególnie trzeci ze wspomnianych dodatków przypadł mi do gustu, wprowadzając chyba najciekawsze uzupełnienia, a wisienką na torcie jest konfrontacja z Otakemaru, arcywrogiem naszego bohatera. DLC do „jedynki” były całkiem w porządku i dodawały niemało interesującej zawartości, jednak w zdecydowanej większości był do zapomnienia. Trzeba zatem przyznać, że The Complete Edition kontynuacji Team Ninja poszło o krok dalej.
Znaczącym zmianom – zazwyczaj na plus – uległy także aspekty techniczne gry. Ogrywana przeze mnie pecetowa wersja (posiadacze PS4 mają swój odpowiednik, ulepszany do wersji na PS5) znacząco poprawia i tak już wcześniej bardzo dobrą oprawę graficzną, sprawiając, że chwilami warto było po prostu zatrzymać się i podziwiać przepiękne pejzaże, zanim wkroczymy ponownie do walki. Starcia są płynniejsze, a gameplay wyzbyty jest kilku irytujących błędów z pierwotnej konsolowej wersji. Do tego można tytuł pochwalić za więcej niż godziwą optymalizację. Dlatego osoby grające na już nieco starszych maszynach w dalszym ciągu mogą cieszyć się naprawdę niezłą jakością. Gdy zbliżamy się do końca, muszę wreszcie poruszyć temat, który odkładałem ile się dało. Otóż o ile w większości technikaliów mam tylko dobre słowa, kompletnie olano zwolenników pakietu klawiatura + mysz. Krzyżyk na drogę temu, kto podejmie karkołomną próbę opanowania tego typu sterowania bez zgrzytania zębami. Jeżeli jest jakiś sposób wprowadzenia manualnej konfiguracji przycisków, który nie przyprawi nas o ból głowy, sam takowego nie odnalazłem.
Na zakończenie warto też zaznaczyć, że jak na naprawdę potężną zawartość Team Ninja nie okazało się zbyt chciwe. Dlatego na przykład na Steamie Nioh 2 – The Complete Edition jest do wzięcia już za 179,99 złotych, co uważam może nie za promocję, ale naprawdę uczciwą cenę w stosunku do oferowanej zawartości. W związku ze wszystkimi powyższymi aspektami ze sporą przyjemnością podwyższam lekko ostateczną ocenę w porównaniu do mojej recenzji premierowej wersji. O ile ogromna części pecetowych portów jest co najmniej na początku zaniedbywana (Akrham Knight, Horizon Zero Dawn – na was patrzę…), w tym przypadku mamy do czynienia z bardzo bliską ideału ostateczną wersją znakomitej gry.