Hogwarts Legacy waży dokładnie 79,80 GB, więc warto przygotować na niego trochę miejsca na dysku. Kiedy już się jednak pobierze i zainstaluje, możemy odpalić tytuł. Grę zaczynamy od stworzenia swojej postaci. Wybieramy wygląd twarzy, kolor skóry, budowę ciała, głos, włosy, brwi i oczy. Wtedy trafiamy już prosto do historii. Dołączamy do Hogwartu jako nowy uczeń od razu na piąty rok. Przyjeżdża po nas jeden z profesorów, ale w drodze do Hogwartu sprawy… komplikują się troszeczkę i trafiamy do banku Gringotta. Tam dowiadujemy się o tym, że gobliny szykują rebelię, a nasza postać potrafi wyczuwać starożytną magię. Następnie trafiamy już do szkoły magii i czarodziejstwa, gdzie najpierw trafiamy na ceremonię przydziału i zależnie od naszych odpowiedzi zostanie nam przydzielony dom. Istnieje jednak opcja, aby poprosić Tiarę Przydziału o zmianę decyzji. Ja jednak tego nie zrobiłem, ponieważ uznałem, że Ravenclaw w sumie do mnie pasuje. Na ceremonii poznajemy także takie osobowości, jak dyrektor szkoły o nazwisku Black, czy nauczycielka nazwiskiem Weasley. Trafiamy do Dormitorium, jednak nasz wypoczynek nie trwa długo. Już od następnego dnia musimy się uczyć tego, co nasi rówieśnicy już potrafią. Nie mówię tu nawet o żadnych zaawansowanych czarach, a o zwykłych zaklęciach lewitacji czy reperowania. I tego właśnie dnia mamy już dostęp do całego Hogwartu. Możemy go zwiedzać, odkrywać jego tajemnice i nie ukrywam, że już pierwszego dnia się zgubiłem. Miałem trafić na zajęcia, a tak zainteresowałem się tym, co jeszcze mogę znaleźć i jaką jeszcze zagadkę mogę rozwiązać, że się zgubiłem i nie wiedziałem, jak tam dotrzeć. Gdyby nie minimapa, która wytyczała mi ścieżkę, na pewno nie byłbym w stanie trafić na zajęcia.
Sam Hogwart to jednak nie jest cały świat przedstawiony. Po kilku godzinach dotarłem do Hogsmeade, które przecież według książek odgrywa całkiem sporą rolę w rebelii goblinów. O ile dobrze pamiętam, to w miejscowej gospodzie znajdowała się jej kwatera główna. Niestety przez te 6 godzin gry nie dotarłem dużo dalej. Wiem jednak, że ta gra to typowe RPG. Zmieniamy wyposażenie, a w tym stroje, czy rękojeść różdżki. Ponadto dostajemy masę różnych zadań, znajdziek i rzeczy do zebrania. Zadaniami są zarówno zbieranie różnych kolekcji, ale również wypełnianie misji, które zleciły nam inne postaci. Czy to szukanie czegoś, pojedynkowanie się, czy nauka nowych czarów. Niemniej jednak w świecie gry na pewno jest co robić. Po sześciu godzinach gry ukończyłem jej jakieś 5%, więc na szczęście jak na tak duży świat przedstawiony idzie to całkiem sprawnie. Obawiałem się masy znaków zapytania, czy znajdziek rodem w stylu Assassin’s Creed Odyssey czy Valhalla. Odysei swoją drogą do tej pory nie ukończyłem. Hogwarts Legacy jednak pokazuje mi, że popełniam progress w grze i daje mi dużo satysfakcji, zatem nie mogę się doczekać, aby znów wrócić do tego świata gry.
System walki, o ile jest dość prosty, to bardzo satysfakcjonujący. Dzięki temu nie zastanawiam się długo przy pojedynkach. Jednak na szczęście nie da się walczyć z każdym nawet na korytarzach. Wiem, bo próbowałem. W wielu pomysłach, mechanikach i ogólnym feelingu rozgrywki najłatwiej byłoby porównać tę grę do Zakonu Feniksa, jednak jest bardziej rozbudowana, co przywodzi mi na myśl raczej Księcia Półkrwi. Poza samymi czarami, uczyć mamy się również ważenia eliksirów, a do szybszego zwiedzania świata przyda nam się zarówno miotła, jak i zwierzak, którego możemy przyzwać. Domyślnie będzie to hipogryf, jednak istnieje możliwość, aby go zmienić. Z tego co się orientuję, nie zmieni to statystyk stwora, a tylko jego wygląd. Zatem nie jest to nic innego, jak tylko skin. W sumie fajnie. Nie jest to zatem obligatoryjne, a za to może dać trochę satysfakcji i odmiany dla tych, którzy będą tego potrzebować.
Co do grafiki… jestem zakochany w tym tytule. Hogwarts Legacy wygląda przepięknie. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że udało się tak dobrze oddać klimat filmów. Kiedy przechadzałem się po korytarzach zamku, błoniach czy Hogsmeade, nie chciałem się spieszyć. Zamiast biegać, starałem się chodzić i rozglądać, a do tego odkrywać wszystko, co było do odkrycia. Podziwiałem, jak pięknie gra wygląda w 60 FPSach, ale z czasem nawet przełączyłem na tryb jakości + Ray Tracingu i wtedy zakochałem się w tej grze jeszcze bardziej. Promienie słońca wpadające przez okna, odbicia w starych, zniekształconych lustrach i ogólna jakość rozgrywki wywarły na mnie ogromne wrażenie. Tytuł prezentuje się przegenialnie i o ile zawsze raczej stawiam na płynność niż na jakość, to tym razem nie wiem, co ostatecznie zrobię. Gra wygląda i działa bardzo dobrze na obu ustawieniach graficznych, a ja tak jak już mówiłem, jestem w niej zakochany.
Zarówno grafika jak i udźwiękowienie są na najwyższym poziomie. Gra ma swój własny soundtrack, jednak czerpie bardzo dużo z filmów. Za ukończenie zadań otrzymujemy nawet główny temat muzyczny, który kojarzy się tylko z Harrym Potterem. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że o ile Hogwarts Legacy garściami czerpie zarówno z książek, filmów jak i gier, o tyle jest swoim własnym dziełem. Nie musimy znać niczego z tego uniwersum, aby ten tytuł nam się podobał. Bardzo dobrze, że twórcy postanowili umieścić grę w wieku XIX. Dzięki temu historia jest dla każdego czymś nowym i tylko dodaje do dzieł, które już mogą być nam znane. Co do udźwiękowienia, dodam jeszcze, że niestety gra nie posiada dubbingu. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie ma języka polskiego. Zarówno menu, opisy jak i napisy są przetłumaczone. Nie ukrywam jednak, że trochę mi tego dubbingu brakuje. Nie zmienia to jednak faktu, że gra niespecjalnie na tym traci.
Warto również zwrócić uwagę na ilość detali, które się w grze znajdują. Wielokrotnie zatrzymywałem się, aby wykonać jakąś aktywność, za którą w żaden sposób nie zostałbym nagrodzony. Postałem, aby posłuchać, jak instrumenty grają muzykę klasyczną. Zatrzymałem się, aby napić się herbatki, zakręcić globusem, spojrzeć ponad balustradą, aby podziwiać widoki i aby pogłaskać kotka. Niestety poza takimi detalami, nad którymi twórcy ciężko pracowali zdarzają się także elementy, które są niedopracowane. Czasem bowiem zdarzy się przejść przez jakąś postać, która nie jest duchem, albo zobaczyć swoje odbicie, które nie jest lustrzanym, bo nasza postać stoi przodem do lustra, a my widzimy w nim tył naszego bohatera. Nie są to jednak duże problemy i wierzę, że twórcy mogą to naprawić jeszcze przed premierą.
Krótko mówiąc, Hogwarts Legacy prezentuje się naprawdę dobrze. Jest to prawdziwe RPG w świecie Harry’ego Pottera. Graficznie, dźwiękowo, klimatycznie i mechanicznie jest genialnie. Zakochałem się w tej grze od pierwszych minut i przez te sześć godzin, które pograłem to uczucie jeszcze się pogłębiło. W końcu otrzymałem list z Hogwartu i jako nowy uczeń piątego roku mogę nauczyć się nowych zaklęć, poznać nowych ludzi i ogólnie odczuć klimat, który panuje w szkole magii i czarodziejstwa. Masa detali, które twórcy umieścili w grze przekonuje mnie, że nie ma co się spieszyć, a lepiej faktycznie zagłębić się w świat przedstawiony. Masa aktywności głównych oraz pobocznych zajmuje na długo, a ciekawa historia umieszczona w okolicach 1612 roku interesuje i zachęca do odkrywania jej. Zdarzają się małe błędy, ale nie jest to nic, czego twórcy nie byliby w stanie naprawić w pierwszych dniach po premierze. Czy zatem warto zagrać w Hogwarts Legacy? Kurwa! Oczywiście, że tak!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe