Anthem – recenzja zakuta w zbroje

Kiedy BioWare po raz pierwszy prezentowało Anthem, przyznać muszę szczerze, że mnie kupili. Produkcja w zapowiedziach wyglądała na bardzo ciekawe, dynamiczne i kolorowe, sieciowe RPG akcji. Z biegiem czasu, zaczęły niestety dobiegać niepokojące informacje o tym, że gra nie jest jeszcze gotowa do premiery, a EA wraz BioWare strzelą sobie strzałę prosto w kolano w dniu jej premiery. Czy rzeczywiście pogłoski okazały się prawdziwe? Sprawdźmy.

Fabuła, a raczej – „Fabuła”

Anthem został osadzony w  kolorowym, pełnym niesamowitych kształtów i wszędobylskiego chaosu świecie. Planeta, na której rozgrywa się cała akcja gry, została porzucona przez twórców w trakcie tworzenia, przez co na jej powierzchni oprócz fantazyjnych krajobrazów i wspaniałych stworzeń, powstało również wiele bestii i wszelkiego rodzaju spaczenia. Stwórcy w procesie kształtowania planety używali tajemnej mocy życia, nazwanej Hymnem Stworzenia, której echa i części zostały porzucone i rozsiane po całym globie. Gra w głównej mierze opowiada o walce o kontrole nad Hymnem Stworzenia. Energia ta daje niesamowitą moc, umożliwiającą kształtowanie życia, jednak jest niestabilna i nie daje się kontrolować. Dominium – imperialistyczne królestwo, objęło sobie za cel opanowanie na własny, niecny użytek tego źródła energii, przy pomocy reliktów – narzędzi stwórców.  W wyniku ich działań i próby przejęcia kontroli nad Hymnem Stworzenia doszło do wielkiego kataklizmu, który zmiótł z powierzchni ziemi największe ludzkie miasto i wszystkie siły Dominium. Potężne imperium upadło, a pogorzelisko po tych wydarzeniach zostało nazwane Sercem Furii.

origin access

fot. mat. prasowe

Zobacz również: Premierowy trailer Dead or Alive 6!

Właściwa akcja rozgrywa się wiele lat później. Gracz wciela się we Freelancera – zakutego w zbroję, honorowego poszukiwacza przygód, który trudni się wykonywaniem specjalnych zadań na zlecenie. Nasz Freelancer przechodzi chrzest bojowy realizując zlecenie w Sercu Furii. Niestety akcja okazuje się katastrofą i w jej wyniku ginie prawie cała grupa uderzeniowa. Gra szybko przenosi gracza dwa lata po tych wydarzeniach, gdzie nasz bohater jest już doświadczonym pilotem. Wykonując kolejne kontrakty okazuje się, że Dominium znów powraca.

Brzmi to zapewne dość nieskładnie i mało szczegółowo, ale taka właśnie jest fabuła w Anthem. Główny wątek rozwija się bardzo szybko, bez większych zagłębień w tematykę i ma sztampową postać – powraca potężne imperium, trzeba je powstrzymać. Całość misji fabularnych trwa zaledwie 12 h, więc raczej nie ma się co dziwić, czemu fabuła wygląda tak, a nie inaczej.  Dialogi, które są głównym nośnikiem linii fabularnej w Anthemsą wręcz drętwe i zdają się być pisane, kolokwialnie mówiąc, na kolanie. Przez wszystkie przegrane godziny, ani przez chwilę nie zostałem wciągnięty w wydarzenia, ani przez chwilę nie zainteresowałem się losami bohaterów. Serce boli, gdy producent tak ambitnych fabularnie gier jak Mass Effect, czy też Dragon Age, daje nam coś co poziomem zawiłości i ciekawości dorównuje ledwo brazylijskim telenowelom.

Anthem

Fot. mat. prasowe

Zobacz również: Promocja na weekend w PlayStation Store!

[Ładowanie podtytułu… 60%]

Przejdźmy jednak do czegoś, w czym Anthem radzi sobie nieco lepiej – gameplay. W tej materii produkcja ze stajni BioWare sprawuje się całkiem nieźle. Walki są dynamiczne, dość proste  w obsłudze, a przeciwnicy potrafią być wymagający (oczywiście, jak podniesiemy sobie poziom trudności). Rozgrywka przypomina trochę Destiny na sterydach. W głównej mierze rozprawiamy się z hordami przeciwników mając do dyspozycji oprócz broni, specjalne umiejętności – brzmi to dość znajomo. Mimo to zarówno owe hordy przeciwników, jak i same umiejętności zdają się być lepiej dopracowane – oponenci są trudniejsi, niż ci serwowani nam przez Bungie, a sianie mordu piorunami i ogniem czystych żywiołów sprawia niezmierną satysfakcje.

Rozgrywka w całości uzależniona jest od wybranego przez nas Javelina. Anthem oferuje nam cztery rodzaje potężnych zbroi: Kolos – ruchoma forteca, Śmigacz – karate-sprinter, Łowca – żołnierz przyszłości i Sztorm – nowoczesny szaman. Każdy pancerz oferuje zupełnie inne podejście do rozgrywki, przy czym, każde z nich jest naprawdę wciągające i przyjemne do grania. Od wyboru Javelina zależy nasza rola podczas eskapady, czy też Fortyfikacji – Anthemowych dunegonów z bosami. Przy wyższych poziomach trudności odpowiednia znajomość swojej zbroi jest wręcz kluczowa, dla przykładu, Sztormem nie wpadniemy w tłum wrogów, gdyż szybko zostaniemy powaleni, a Kolosem nie pokonamy wytrzymałych przeciwników.

Anthem

Fot. mat. rpasowe

Anthem oferuje bardzo prosty i przyjemny system rozwoju naszych umiejętności. Otóż wszystkie umiejętności mają postać modułów, które są umeiszczane w pancerzach. Moduły te możemy znaleźć jak zwykłe przedmioty we wszelkiego rodzaju aktywnościach. W związku z tym gracz ma dużą możliwość odpowiedniego dobrania pod siebie tych skilli, które najbardziej mu odpowiadają. Kluczowa jest też dobra kompozycja, zbroja może być wyposażona w moduły pasywne, które zwiększają obrażenia konkretnych rodzajów umiejętności. Grając Sztormem możemy upodobać sobie dla przykładu nękanie przeciwników ogniem, tak więc wykorzystamy dodatkowo moduł pasywny, który podkręci nam ten właśnie żywioł.

Zagorzały fan fantasy, szeroko pojętego gamingu oraz student w jednym.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bartchi pisze:

Gra się mega. No i cena w media expert mnie przekonuje

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?