Nawapol Thamrongrattanarit zaistniał już na scenie międzynarodowej, a w Polsce zauroczył fanów kina podczas festiwali. Kto jednak choć raz spotkał się z jego twórczością, wie, że domena Tajlandczyka to przede wszystkim poruszające dramaty. Wielkim szokiem co dla niektórych mógł być więc seans podczas trwającego 16. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, gdzie zobaczyć można było obraz zupełnie do Newapola niepasujący. Oto bowiem tajlandzki twórca zafundował nam szaloną i przeładowaną absurdem komedię, która osobiście kojarzy mi się z tymi prześmiesznymi reklamami puszczanymi przed innymi filmami na Pięciu Smakach. Na pewno kiedyś widzieliście jakąś krótkometrażówkę prosto z Azji, która opowiada dziwną historię, by na koniec walnąć ni stąd, ni zowąd logiem jakiegoś produktu. To właśnie taki szalony miszmasz znajdziecie w filmie Za szybcy, za czuli. Tylko tu reklamowanym produktem będzie życie, do którego nie wszyscy chcą dorosnąć.
W najnowszym filmie Thamrongrattanarita śledzimy losy Kao, którego jedyną pasją i marzeniem jest osiąganie jak najlepszych wyników w speed stackingu, czyli w układaniu kubków na czas. Sam o czymś takim pierwszy raz usłyszałem na chwilę przed seansem filmu. Okazuje się jednak, że taka dyscyplina istnieje, ale jak się śmieją sami zawodnicy – słyszeli o niej tylko ci, którzy ją uprawiają. Tym bardziej absurdalny zdaje się cel głównego bohatera, bo ten chce poświęcić życie układaniu kubków. Jak chciał, tak zrobił. Po krótkim wstępie widzimy bowiem Kao z trzydziestką na karku i ciągle myślącym o sukcesach w speed stackingu. Nie mógłby tego robić, gdyby nie jego dziewczyna, która bezwarunkowo wspiera go od czasu, gdy zeszli się w liceum. Tylko że przy tym całkowicie zapomniała o swoich życiowych marzeniach.
Z powyższego akapitu można mylnie wywnioskować, że Za szybcy, za czuli to dość poważna opowieść o spełnianiu marzeń z wątkiem romantycznym na drugim planie. Tylko że to tak naprawdę szalona komedia z niespotykaną na zachodzie dawką kiczowatego poczucia humoru. Już pomijając główny temat filmu, czyli pojedynki w układaniu kubków, to tytuł jest wręcz przeładowany rozbrajająco dziwnymi scenami. Reżyser wymyśli sobie, że cały film będzie taką parodią na kino superbohaterskie. Dlatego też widzimy głównego bohatera, który nieustannie ćwiczy, by poprawić supermoce, a tymi staje się oczywiście błyskawicznie układanie kubków. Kao podczas filmu znajduje nawet swojego mistrza, a spokoju nie daje mu jego nemesis – dziesięciolatek w Kolumbii. Nadprzeciętne zdolności chłopca zmuszają protagonistę do nieustanego przełamywania swoich granic. To wszystko razem jest tak mocarnie absurdalne, że po prostu nie da się powtrzymać śmiechu.
Do tego ta dziwna narracja podsycona jest jeszcze niezwykłą niezaradnością życiową Kao. Ten przez kilkanaście lat nie robił nic innego poza speed stackingiem, a ze wszystkich codziennych trudów wyręczała go jego dziewczyna Jay. Gdy kobieta w końcu dostrzega, że nie ma szans na założenie rodziny z Kao, postanawia go zostawić. I tu zaczyna się prawdziwa „tragedia” bohatera. Okazuje się bowiem, że dom nie sprząta się sam, pranie nie ogarnia się samoczynnie, a hałasująca pompa nie przestanie wyć bez jakieś reakcji – mężczyzna naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy. Proces uświadamiana Kao to masa niesamowicie rozbrajających scen. Ten jednak nie od początku chce się temu poddać, więc zatrudnia gosposię „zaklinaczkę AGD”. Ta za chwilę ściąga jeszcze znajomego kierowcę oraz korepetytora od angielskiego – piękna parodia na Parasite. A nawiązać do podkultury jest tu bardzo dużo, dzięki czemu ich wyłapywanie daje dużo frajdy. Mnie osobiście urzekła scena, gdy dwa samochody rozdzielają się na rozwidleniu dróg, jak ze Szybkich i wściekłych 7.
Za szybcy, za czuli to jednak nie tylko komedia, bo w tle nieustannie przewija się też wątek dorastania, który można było spotkać również w poprzednich filmach reżysera. Jest jeszcze nietypowy wątek romantyczny, choć ten już bardziej z boku. Proces dorastania Kao i zwiększania jego świadomości jest tu jednak najważniejszy, choć dla mnie nie najlepszy. Pierwsza cześć filmu będąca czystą komedią sprawiała mi najwięcej frajdy. Druga, schodząca na bardziej poważne tory, już mniej. Zwyczajnie to nie było nic odkrywczego. Na szczęście Nawapol aż do samego końca filmu nie rezygnuje z rozbrajających scen, więc warto zostać do napisów końcowych.
Nowa produkcja spod rąk Nawapola Thamrongrattanarita, czyli Za szybcy, za czuli, to niesamowita dawka absurdalnego humoru, o który ciężko w zachodnim kinie. Zestawienie niecodziennej tematyki, jaką jest speed stacking, oraz wydarzeń rodem z szalonych azjatyckich reklam działa tu wyśmienicie. Co więcej, nie jest to pusta komedia, bo przemyca też ważne treści, o których reżyser wspominał już w swoich poprzednich dziełach.
Mamo, obejrzymy Szybkich i wściekłych 10?
Mama: Przecież mamy Szybkich i wściekłych 10 w domu.
Szybcy i wściekli 10 w domu: Tu uśmiech Nawapola…
Film Za szybcy, za czuli prezentowany jest w ramach 16. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków. Ostatni seans filmu dostępny 23.11 w Warszawie. Więcej na stronie festiwalu.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe