Tajemnice Silver Lake – recenzja czarnego kryminału z Andrew Garfieldem!

Theodor Adorno pisał przed laty, że podstawą współczesnego społeczeństwa jest opór wobec mitu jako zewnętrznego systemu kontroli nad człowiekiem oraz jego wolą. Ów mit, czyli religijny zabobon, czysty afekt, na którym opierała się cała cywilizacja chrześcijańska, w toku dziejów wyparty został przez oświeceniową i bezkrytyczną wiarę w racjonalny rozum, stanowiący w oczach członków tego społeczeństwa gwarancję praw do samostanowienia i samowładztwa.

Ta potencjalnie jakościowa zmiana w opinii niemieckiego myśliciela nie zapewniła jednak obecnemu człowiekowi tego, czego od niej oczekiwał – pełni kontroli nad samym sobą oraz własną naturą. Człowiek współczesny nie zdewaluował bowiem mitu jako takiego, lecz wiarę weń zamienił na wiarę w rozum. Wszelkie ograniczenia wynikające ze scedowania obowiązków poznawczych na jakiś abstrakcyjny, zewnętrzny podmiot (mit lub obiektywny rozum), pozostały więc w mocy, a niezrozumienie i małość w stosunku do sił natury i prawideł wszechświata jedynie utrwaliły swe panowanie nad ludzką jednostką. Zamieniając wiarę w mit na wiarę w rozum człowiek na własne życzenie wypędził się więc z jednego stanu niewiedzy tylko po to, by wpędzić się w kolejny.

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

Możliwie najwierniejszą ilustrację tej zależności stanowią natomiast Tajemnice Silver Lake, z tą tylko różnicą, iż dialektyka mit-rozum ustępuje miejsca o wiele mniej abstrakcyjnej i bliższej naszemu pojmowaniu dialektyce dezinformacja-informacja. To właśnie w informacji (niczym Adorno w rozumie) i w bezgranicznym zawierzaniu własnego osądu jej potędze David Robert Mitchell dostrzega absurd współczesności. To ona w zamyśle zbawiać nas ma od niewiedzy i niekompetencji w każdej możliwej dziedzinie życia. Jak jednak słusznie zauważa, kumulacja informacji, jakiej doświadczamy obecnie na co dzień, zalew wszelkiego rodzaju wieści, przekazów, impulsów, skutecznie wymyka się naszym zdolnościom poznawczym, tworząc w ostateczności mozaikę niezrozumiałości i bezradności. Informacja przekształca się zatem w dezinformację, a wiedza w całkowity brak wiedzy, który uniemożliwia rozeznanie się w tym co prawdziwe, a co stanowi wyłącznie projekcję naszego umysłu.

I tym właśnie jest film Mitchella – to ponad 2-godzinny kolaż nawiązań i odniesień do informacji, których pierwotny, znaczeniowy charakter uległ dekonstrukcji poprzez popkulturowy przemiał. Dostrzegając więc w Tajemnicach Silver Lake odwołania do estetyki Hitchcocka, Kubricka, Lyncha czy Wellesa oraz do całej kultury komiksowej i hołubionych teorii spiskowych, jasnym staje się również to, że zasób znaczeń, jakie niosły one w swej oryginalnej formie, traci się z każdą kolejną sceną. Mitchell nie ukazuje bowiem tego, czym są owe nawiązania i nie wykorzystuje ich w iście postmodernistycznym procesie artykulacji własnej idei, lecz przedstawia stan zdezintegrowanej informacji, czyli informacji, która nie informuje, a wprowadza w jeszcze większe ogłupienie. Skąpana w noirowych figurach fabuła filmu, dotycząca poszukiwań zaginionej dziewczyny i w konsekwencji samej istoty tajemnic tytułowego Srebrnego Jeziora, jawi się więc jako podróż przez kolejne warstwy informacyjnej mistyfikacji, gdzie każdy nadawany przez reżysera komunikat zatraca się w samym sobie. Tajemnice Silver Lake nie stanowią zatem wewnętrznie spójnego i skrzętnie zaplanowanego wywodu przeznaczonego do całościowej interpretacji – to wykraczająca poza wszelkie ramy i konwencje szydera z ludzkiej potrzeby i jednocześnie niemożności zrozumienia.

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

Ta „ponadkonwencjonalność” Tajemnic przejawia się również w samej strukturze filmu – coś do czego Mitchell zaczął nas przyzwyczajać już w swojej poprzedniej produkcji, czyli Coś za mną chodzi. Kilka pierwszych ujęć, gdy kamera dosłownie wytrąca nas ze świata przedstawionego napastliwością i nieprzewidywalnością swoich ruchów, doskonale koresponduje z nieobliczalnością samej konstrukcji filmu, która pozostaje dla nas zagadką do ostatnich minut projekcji. Szeroko wykorzystywana w scenopisarstwie kina grozy figura bohatera nieświadomego zagrożenia, czyhającego na niego tuż za rogiem, tu przenoszona jest na bezimienny szkielet autorskiej wariacji reżysera i stanowi „codzienność” każdej postaci. To też służy Mitchellowi jako swoista pułapka na widza, który przedzierając się przez gąszcz nieustanie piętrzącej się znaczeniowości, jest wciąż wodzony za nos przekonaniem, iż za kolejnym już rogiem w końcu odnajdzie wszystkie odpowiedzi na zaistniałe wątpliwości. Odpowiedzi, których rzecz jasna nigdy tam nie było. A przynajmniej nie na te wątpliwości, jakich zazna widz.

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

Fot. kadr z filmu Tajemnice Silver Lake

„Wszyscy z nas cierpią na przynajmniej lekką paranoję” – takie oto słowa wypowiada jedna z postaci w rozmowie z głównym bohaterem Tajemnic Silver Lake. Bo owszem, wszyscy cierpimy na paranoję informacji, bez której ciężko nam żyć, ale której istoty i pełnego znaczenia nigdy nie poznamy przez jej dezawuację jako nośnika wiedzy. Funkcjonujemy więc w zawieszeniu pomiędzy wiarą w informację, a realną dezinformacją, co stanowi o absurdzie ludzkiej egzystencji. Absurdzie, którego Adorno dopatrywał się w wierze w nieomylność zdolności poznawczych oświeconego rozumu. Mitchell konkretyzuje jednak koncepcję niemieckiego myśliciela i wykazuje, że cywilizacja oparta na informacji jest równie ciemna, co cywilizacja tej informacji pozbawiona – podobnie jak mityczna jest zarówno wiara w nadprzyrodzone siły oraz obiektywny rozum. W tym układzie Tajemnice Silver Lake uchodzą więc za demistyfikatora współczesności, a samego Mitchella wznoszą na pozycję kontestatora epoki, w której przyszło nam wszystkim żyć i funkcjonować. Czy więc tego sam twórca chce czy nie, dopuścił się mordu na współczesnym kinie, co jednak powinno zostać mu wybaczone.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jan Tracz pisze:

„Multum znaczenia w braku znaczeniowości”
„wynikające ze scedowania obowiązków poznawczych”
Redaktor Małecki w całej swej okazałości! Co jak co, ale zachęciłeś.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?