Bohaterka filmu Irisz Leiter (Juli Jakab) w pierwszym ujęciu filmu przymierza wyszukany kapelusz. Eleganckie wyglądająca młoda dama jest wzięta za klientkę, a tak naprawdę dziewczyna szuka pracy w najbardziej eleganckim sklepie z kapeluszami w Budapeszcie. Ma wszelkie kwalifikacje, bo wróciła właśnie z Triestu, gdzie uczyła się fachu od najlepszych. Doskonale się prezentuje. I nazywa się dokładnie tak, jak marka sklepowa. Nie jest to przypadek. Jest córką założycieli słynnego przybytku, choć została sierotą w wieku dwóch lat. Jej rodzice zginęli w pożarze budynku lata temu. Kobieta wraca do rodzinnego miasta dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie, a zastaje coś, czego się w ogóle nie spodziewała. W owej pierwszej scenie filmu asystentka podnosi jej welon z oczu. Symbolicznie, bo tym gestem odsłania przed Irisz obraz grozy tego świata, skrywanej pod pięknymi kształtami kapeluszy.
Podobnie jak w debiucie, kamera w Schyłku dnia nie opuszcza bohaterki ani na chwilę, wisi na jej ramieniu, śledzi jej każdy krok. Dużo ujęć jest długich, z większości naturalnym światłem. Utrwalone na taśmie 35mm zdjęcia mają specyficzną fakturę. Tworzą one swoisty stan z pograniczna snu i jawy, który przenosi się na fabułę. Niektóre sceny zaczynają się w dość dziwnych lokacjach, do których bohaterka dociera nie wiedzieć jak. Jeszcze mniej oczywiste są postaci, szczególnie poszukiwania brata kobiety – Kálmána, którego nigdy nie znała, a którego co chwila ktoś porównuje do Irisz. Nie dowiemy się do końca czy udało jej się go spotkać, kim jest oraz co się z nim działo.
Film pozostawia zresztą więcej pytań niż odpowiedzi. Kiedy bohaterce wydaje się, że już coś wie, wtedy pojawiają się kolejne wątpliwości. Oniryczna wizja, która zmierza do wielkiej destrukcji sklepu, dochodzi do finału, gdy Irisz przebiera się za mężczyznę i udaje się na spotkanie tajnej organizacji. Nie psując nikomu „zabawy” z oglądania, miałem wrażenie, że oglądamy węgierską wersję Podziemnego kręgu. Inne podejście to analiza feministyczna, bo Schyłek dnia to film, w którym niczego nieświadoma dziewczyna zaczyna odkrywać mechanizmy rządzące światem. Przestaje słuchać, co nakazują jej robić mężczyźni, chce zdemaskować uwłaczające kobietom procedery (jedna ze sprzedawczyń regularnie odsyłana jest do księcia w niewyjaśnionym celu), a w końcu bierze sprawy w swoje ręce.
Narodzonym w Wenecji laurem FIPRESCI Nemes zdał egzamin z drugiego filmu, ale z uwagami. Imponująca forma nie do końca pasuje do treści i spokojnie reżyser mógłby spróbować czegoś nowego. Niejasna fabuła nie pomaga w wejściu w historię, pozostawia widza niecierpliwym i skonfundowanym, nie oferując prostego wyjaśnienia. Także finał, w którym przenosimy się na front I wojny światowej, jest odrobinę niepotrzebnym dopowiedzeniem. Jakby twórca nie zaufał widzom w fakt, że sami są w stanie zrozumieć, że eskalująca przemoc i niepokój doprowadzi do brutalnej konfrontacji mocarstw. Przyjemnie za to zobaczyć w kilku rolach polskich aktorów (Marcin Czarnik i Julia Jakubowska) w naprawdę świetnie zrealizowanej, ambitnej produkcji z Europy Środkowej.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Gutek Film