przesilenie zimowe
przesilenie zimowe

Przesilenie zimowe – recenzja filmu twórcy Schmidta. Akademicka samotność

Alexander Payne nie jest najbardziej znanym reżyserem Hollywood, ale jego filmy na przestrzeni dekad mówią same za siebie. Niektórzy pamiętają jego Schmidta z 2002 roku, jeszcze inni wspomną Spadkobiercą albo bardzo dobrze przyjętą Nebraskę. Najnowszą produkcją jest Przesilenie zimowe, gdzie zmienia nieco terytorium.

Przede wszystkim najbardziej uwagę zwraca tutaj Paul Giamatti. Tym razem wchodzi bowiem w rolę podstarzałego nauczyciela, który preferuje niezwykle surowe podejście do swoich studentów. Konsekwentnie stosując te zasady, oblał syna ważnej osobistości, przez co podpadł dyrektorowi szkoły. Choć nie mógł zostać ukarany otwarcie, „w nagrodę” ma trzymać pieczę nad kilkoma uczniami, którzy z różnych powodów musieli pozostać na kampusie.

Przesilenie zimowe

kadr z filmu Przesilenie zimowe

Senne tempo sporej części Przesilenia zimowego może wymagać pewnego skupienia, by – przynajmniej na starcie – wkręcić się w narrację. Rzekłbym wręcz, iż trochę zamarudzili sami twórcy, mogąc szybciej wygrzebać się z typowej wstępnej ekspozycji. Mimo to zdecydowanie warto się nawet i chwilę przemęczyć. Ta okołoświąteczna historia zaczyna się jako swojego rodzaju odwrócone Stowarzyszenie umarłych poetów, by z czasem przerodzić w koleje losów trojga indywidualistów z innych światów. Każde znajduje się w innym momencie życia, walczy z własnymi demonami i trudno do nich dotrzeć.

Oczywiście pod kątem samej kompozycji nie znajdziemy niczego szczególnie niestandardowego. Kto oglądał kiedykolwiek tego typu komediodramaty, powinien bez pudła wychwycić przynajmniej lwią część łamiących tempo zwrotów akcji. Nie jest to jednak krytyczny problem, bo niezależnie od obranej konwencji Payne potrafi świetnie wykorzystać przestrzeń, zapełniając go frapującymi historiami. W tym przypadku mówimy o znakomicie wystylizowanym wycinku amerykańskiej historii na przełomie lat 60. i 70., gdzie naprzeciw siebie stają: dojrzały mężczyzna ukrywający swoje kompleksy i ciężkie przeżycia pod grubym pancerzem złożonym ze starożytnych sentencji i inteligenckiego sarkazmu, dorastający chłopak, który usiłuje poradzić sobie z traumatycznymi sytuacjami w rodzinie nieustannymi psotami, oraz ze zmiennym szczęściem radząca sobie utratą bliskich i trudną pozycją społeczną czarnoskóra kobieta. A wszystko to jest jednocześnie bez pudła ugruntowanie w kontekście historycznym – ponadto jednocześnie stroniąc od wchodzenia w światopoglądową polemikę, pozostając w personalnej sferze.

Przesilenie zimowe

kadr z filmu Przesilenie zimowe

Zobacz również: Biedne istoty – recenzja filmu Lanthimosa! Twórca i twórczyni

Przesilenie zimowe nie byłoby aż tak udane, gdyby sprawny reżyser nie miał na podorędziu prezentujących odpowiedni poziom odtwórców. Świetna rola Paula Giamattiego jest tu oczywistością, ale warto zaznaczyć, jak ciekawie połączył swój typowy charyzmatyczny styl z impresją wycofanego erudyty. Dzielnie podąża za nim Dominic Sessa, mając niełatwe zadanie wcielenia się w postać niegrzecznego chłopaka z problemami bez popadania w banały. Warto zaznaczyć, że jest to jego filmowy debiut, co jest tym bardziej imponujące. No i jest jeszcze Da’Vine Joy Randolph, którą można kojarzyć z Nazywam się Dolemite czy serialu Zbrodnie po sąsiedzku. Jej czas ekranowy jest najkrótszy z całej trójki, aczkolwiek trudno przegapić tak wyrazisty występ, opatrzony dodatkowo kilkoma kluczowymi scenami. Szkoda jedynie, że reszta bohaterów – z innymi bogatymi dzieciakami ze szkoły na czele – została szybko zepchnięta na boczny tor, ale być może to było konieczne, by cała reszta działała jak trzeba.

Nie jestem przekonany, żebyśmy mieli tutaj film roku (chyba, że to będzie np. beznadziejny rok i chociażby drugi rozdział Diuny okaże się katastrofą), ale Przesilenie zimowe jak najbardziej sobie radzi. To nieidealna, gdzieniegdzie nazbyt konwencjonalna opowieść, ale jednocześnie stanowi świetny przykład tego, że jeżeli masz coś do powiedzenia, to i bez oszałamiającego budżetu możesz utkać coś porządnego. Scenarzysta David Hemingson skontrował tym samym sztampowe hollywoodzkie historie, a Alexander Payne potwierdził swój nieszablonowy reżyserski warsztat.

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?