Wychodzące z prostej opowieści romantycznych przypadków Płomienie swoim naturalizmem wymykają się z jakichkolwiek kategoryzacji gatunkowych. Cicha miłosna przypowieść ewoluuje w paranoidalne noirowe śledztwo, chłodna samotność na skutek kilku wydarzeń staje się thrillerowym polowaniem; wszystko bardzo integralnie z emocjonalnym rollercoasterem głównego bohatera, który trawiąc swoje doświadczenia coraz to na nowo się do nich ustosunkowuje. W swoim eko-epikureizmie podobny bohaterom Naomi Kawase przepracowuje odebrane szczęście mimowolnie czyniąc z napotykanych na każdym kroku wspomnień zapalniki przyszłych tragedii. W ich kontekście Płomienie stają się głęboką analizą bolesnego, nieprzepracowanego rozstania. Uwypuklona przez Lee Chang-doga alegoryczna siła Murakamiego koncentruje się wokół surrealistycznych strzępków poukrywanych po szufladach, orbituje na niestandardowe upodobania, a w zderzeniu z naturalistyczną siłą narracji tworzy niezwykle głębokie portrety charakterologiczne, dla których słowa znaczą mniej niż podglądanie codziennych niecodziennych aktywności.
Płomienie tlące się wielkomiejskim zagubieniem i politycznym komunikatem parzą przede wszystkim bolesną trafnością kondycyjnych spostrzeżeń, momentami nawet za bardzo; nieprzyjemnie swędzi, kiedy społeczne niezadowolenie reżysera zbyt długo koncentruje się na sylwetkach koreańskiej nowobogackiej bohemy czy aspirujących, wpatrzonych jak w ogień koleżanek. Na całe szczęście dramat odbywa się bez jakichkolwiek krzyków przypalanych tworzyw sztucznych – Lee Chang-dong swoje piekło kreśli z wewnętrznych pęknięć, kreśli z cichutko buchających kompleksów i martwiących niepokojów. Filmowa tragedia zderzeń i odbić, która z Kaufmannem dzieli strachliwe ukrywanie czułych potrzeb, ale różni głębokie zakorzenienie, a może nawet bezpośrednie sprzężenie z otaczającą rzeczywistością. W tęsknych masturbacjach i spuszczonych spojrzeniach Płomienie pozostawiają zbawcze nadzieje na niezasłużone Niebo, marzenia nierealne stanowiące jedynie fałszywe zapełnienie sensu. Sensu, który po latach słonecznej wegetacji ma znacznie mniej z komfortu i pokrzepienia, a staje się raczej fatalną obietnicą, proroczą wizją upadku. Mimo tego, dla Lee Chang-donga miłosne podporządkowanie, choć pełne uwłaczającego wycieńczenia, okazuje się jednak wartym upadku motywatorem, bez którego te same przeprawy domowymi schodami tracą już jakiekolwiek pozory wewnętrznego życia. A w obliczu takiej obietnicy wysuszeni bohaterowie Płomieni zdolni są przecież do wszystkiego.