Mówi się, że bardzo wiele w relacjach międzyludzkich zależy od pierwszego wrażenia. Gdyby więc film Pech to nie grzech był człowiekiem, nie chciałbyś z nim więcej rozmawiać już po pięciu minutach znajomości. Tutaj nie ma momentu, nie ma kadru, w którym autorzy choć udawaliby, że ten film nie jedzie po linii najmniejszego oporu, jeśli chodzi o najtańsze komromowe klisze. Jeśli bohaterka wsiądzie do samochodu nieznajomego, zostawi torebkę, a kamera najedzie na nią w bezwstydnym zbliżeniu. Jeśli bohaterka podejdzie do swojego wybranka i ma być ślub, to kawa na ławę, od razu mówi mu, że chce się z nim ożenić. Zazwyczaj czekają z tym do końca (dlatego SPOILER: w tym filmie są dwa), tym razem to trzecia czy czwarta scena. Po co czarować się ze wstępami, po co coś ukrywać. Fabuła przecież mogłaby zabrać czas ekranowy kolejnym reklamom.
Dialog o Berlinkach w Poradach na zdrady przeszedł już do historii. Wyobraźcie sobie więc, jak bardzo musiałem być zażenowany, gdy w tym filmie do moich uszu dotarł jego sequel. Nie podejrzewajcie jednak twórców o autoironię, o to, że tym razem chcieliby sami siebie wyśmiać. Dialog nic nie wnosi jeszcze bardziej niż poprzednio. W ogóle w reklamowaniu produktów obraz cechuje podobna bezpośredniość, co w wykładaniu nam ekranowych wydarzeń. Jest scena, w której w pewnym momencie Karolak przyprowadza do swej knajpy psa, stawia zwierzę na stół i już po chwili świeci karmą, którą podaje mu do stojącej michy. Sorry filmie, mission failed, tej marki akurat nie zapamiętałem. Może dlatego, że już dłuższy czas nie miałbym kogo taką karmą karmić.
Nie bardzo mam ochotę o tym dziele pisać. Samo się nie szanuje, czemu więc ja miałbym to robić. Czego by nie mówić o Poradach na zdrady, to starały się opowiedzieć nam jakąś, choć głupawą, ale jednak historię. Tutaj wszystkim steruje koło fortuny, losowo wypluwające nam jakieś sceny, które w ostateczności trafiły do filmu. Ta bohaterka całuje się z tym, ten facet zamawia żarcie, ci się rozstają, a i obowiązkowo wpada modny ostatnio wątek zdrowego stylu życia. Oprócz tego jest to kolejny romkom, który uśmierca jednego z bohaterów. To chyba jakaś nowa tradycja. Jeśli miałbym jednak wskazać scenę, którą koniecznie musicie w tym filmie zobaczyć, to byłaby właśnie ta. Bohaterka leży sobie w łóżku, nagle zasypia, a kamera robi kolejne już tutaj bardzo subtelne zbliżenie na niebo. Zaprawdę powiadam Wam, scena roku!
Najlepszym momentem tego filmu jest spojrzenie na ekran, gdy bohaterowie grają w God of War. Nic nie widać, a bawiąca się przed konsolą Maria Dębska (swoją drogą, co ona robi w tej obsadzie po kilku naprawdę znakomitych filmach z jej udziałem) klika losowe klawisze, przez co jeden z bossów gry ją zabija. Trwa to jakieś 10 sekund, jednak i tak jest lepsze od całej reszty tego seansu. Z pozostałych 82 minut oko cieszą tylko i wyłącznie ładnie ubrane panie. Myślę, że spokojnie mogę temu potworkowi wystawić laurkę najgorszego, obok Na układy nie ma rady filmu z rymowanym tytułem. A sami wiecie przecież, jaka tam jest konkurencja. Przy następnym filmie Zatorskiego oczekuję już Berlinki na bramce w kinie. W końcu to więcej niż parówka.
Zna ktoś może piosenki z tego filmu? Nie chodzi o tą promującą tylko o zagraniczne, jedna z nich bardzo wpadła mi w pamięć nie pamiętam jednak tekstu Poratuje ktoś?
A mnie sie podobalo.
Nie wszyscy jesteśmy idealni, wybaczamy
A mnie sie spodobalo.