orlęta grodno 39 film 2022 leon
orlęta grodno 39 film 2022 leon

Orlęta. Grodno ’39 – recenzja polskiego filmu wojennego. Szkoły pójdą

Polskie kino wojenne to termin, który w ostatnich latach widzom kojarzy się na wiele sposobów, ale rzadko z dobrym filmem. A jako, że rodzime kino produkcjami historycznymi (oraz komediami) stoi, to nie dziwi, że teraz na duże ekrany wejdzie kolejny filmowy przedstawiciel gatunku – Orlęta. Grodno ‘39. Czy jest to produkcja, która ma szansę odczarować opinię widzów? Nie sądzę.

Orlęta. Grodno 39 jest filmem, który popełnia większość grzechów polskich produkcji historycznych. Nudna fabuła, mało ciekawe postaci, klisze, ale przede wszystkim popełnia ten główny: nieudolny kinowy rozmach przy telewizyjnym budżecie albo złym jego wykorzystaniu. Film w reżyserii i wedle scenariusza Krzysztofa Łukaszewicza ma nie tylko ambicje pokazania złożoności przedwojennego Grodna, ale i batalistyczne, co odzwierciedla się w kilku scenach walki polskiego wojska z radzieckim.

Tymczasem Grodno sprowadza się do tak różnorodnej lokacji, że można ją policzyć na palcach jednej ręki: szkoła, podwórko żydowskiej dzielnicy, główna ulica, kamienica i most. Dochodzi nawet do takich sytuacji, że dla zmyłki i by widza nie zanudzić ciągle tym samym obrazem, zmieniany jest kierunek jazdy kamery. I tak to się kręci jedno miejsce, ale raz od lewej, raz od prawej.

Zobacz również: Samarytanin – recenzja filmu Prime Video, w którym Stallone ma supermoce

Bardzo słabo wyglądają sceny bitewne. Do tego stopnia, że nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziałem tak złą inscenizację i choreografię. I to nie jest przecież kwestia budżetu, bo do pokazania dobrej sceny akcji czy strzelaniny wystarczą pewnie dwie osoby. Wydawało się też, że osoba na stanowisku reżysera jest do tego odpowiednia, bo Krzysztof Łukaszewicz pokazał w Karbali, że da się zrobić przyzwoite sceny walk przy polskim budżecie. Może twórcy nie mieli zbyt dużo czasu na nakręcenie sceny odparcia Sowietów na moście oraz miejskiej partyzantki, ale nie zwalnia to z zadbania o to, by te skąpe grupki statystów nie biegały chaotycznie i zachowywały jakieś pozory militarnego wyszkolenia. Bo w Orlętach pod tym kątem mamy reżyserię o gracji wuefisty rzucającego piłkę i mówiącego „grajcie sobie”. Wtedy to nie dziwi nawet scena, w której uczeń szkoły podstawowej potrafi zniszczyć trzy radzieckie pojazdy opancerzone.

feliks matecki w filmie orlęta grodno 39

fot. kadr ze zwiastuna filmu Orlęta. Grodno ’39

Niewątpliwym plusem produkcji jest brak nadmiernej czy laurkowej wojennej martyrologii, w której nieskazitelni bohaterowie heroicznie składają swoje życie na ołtarzu Ojczyzny. Jasne, nie brakuje tu patosu, oddania hołdu obrońcom Grodna, ale nie jest on nachalnie podkreślany efektami slow-motion czy głośną, podniosłą muzyką. Ponadto twórcy decydują się na ukazanie horroru wojny w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo znienacka atakują i szokują nas obrazami zwłok albo odpadających kończyn, rozerwanych głów, wylewających się flaków. Sporym pozytywem jest również pokazanie spektrum postaw i poglądów w Grodnie roku 1939. Film Łukaszewicza nie przemilcza ataków na tle etnicznym, rosnącego antysemityzmu, pokazuje również kolaborację prześladowanych mniejszości z komunistami.

Orlęta. Grodno ’39 to historia opowiedziana oczyma dwunastoletniego Leona Rotmana, spolonizowanego Żyda. Najciekawsza wydaje się być pierwsza połowa filmu. Fabuła skupia się wtedy na losach chłopaka z mniejszości narodowościowej i jego problemach z antysemityzmem fizycznym (patrole ulicznych bojówek narodowców) i systemowym (nauczyciele sprzeciwiają się zagraniu Zbyszko z Bogdańca w szkolnym przedstawieniu czy dołączeniu do harcerstwa), ale mimo kolejnych przeszkód, nieustannie walczącego o akceptację i równe traktowanie. Pojawia się nawet nastoletni wątek miłosny, ale bardzo kliszowy i sprowadzający młodą aktorkę wyłącznie do wyidealizowanego obiektu westchnień protagonisty. Druga połowa spycha zaś Leona do funkcji cichego obserwatora wojennych okropieństw, a potem czynnego uczestnika i bohatera walk. Powraca wtedy również rodzinny dramat, w postaci jego dorosłego brata komunisty. Żal, że wątek ten został zmarginalizowany, bo potencjał miał spory, co pokazała finałowa i najlepsza scena z filmu.

Rozwiązuj QUIZY i wygrywaj filmowe nagrody! Sprawdź Ligę Znawców Kina

Żeby nie było, wymienione plusy nie są zaprezentowane z wielką gracją. Panują tu duże problemy dramaturgiczne, a ekranowe wydarzenia służą wyłącznie temu, by potwierdzać to, co można było przeczytać w kilku zdaniach z napisów początkowych. Zamiast interesującej historii otrzymujemy fabularyzowany zbiór informacji o przedwojennym, a potem walczącym Grodnie. W pierwszej części po kolei odhaczamy więc, że wielokulturowe miasto, że konflikty etniczne i rasowe, że panoszyli się endecy, że istniało podziemie komunistyczne. W części wojennej zaś, że jedni uciekli, drudzy dzielnie walczyli, a Armia Czerwona popełniała wszystkie możliwe zbrodnie wojenne. Jak wskazuje tytuł, jest to bardziej portret zbiorowy i oprócz głównego bohatera nie ma tu ani jednej rozbudowanej postaci, a przez ekran przewijają się awatary potrzebne wyłącznie do opisu świata.  Z tego powodu też ciężko oceniać młodą i doświadczoną obsadę, bo wielkich kreacji tu nie ma, ale na pewno nikt nie odznaczył się w sposób negatywny.

Orlęta. Grodno ’39 okazał się być kolejnym nieudanym projektem polskiego kina, który jeśli będzie wspominany, to tylko w kontekście tego, że jest “pierwszym filmem o radzieckiej inwazji na Polskę w 1939 roku”, a nie z powodu walorów artystycznych.


ilustracja: materiały prasowe

Zastępca redaktora naczelnego

Kontakt: [email protected]
Twitter: @KonStar18

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?