Polscy superbohaterowie, których historie przenosi się na srebrny ekran, są lepsi od swoich amerykańskich odpowiedników pod tym względem, że żyli naprawdę. Mimo że to, co Kurier ma do powiedzenia o Janie Nowaku-Jeziorańskim, kłóci się nieco z różnymi źródłami historycznymi, to mamy do czynienia z kompetentnym filmem historycznym, który spokojnie może być programem seansu wielu wycieczek szkolnych. Nie wiem jednak, czy to do końca to, czego można oszukiwać po nowej produkcji, co by nie mówić, legendy polskiego kina. Powinien się tu więc odnaleźć także każdy wielbiciel kina sensacyjnego. Jak więc będzie z nimi? No, różnie…
Największy problem, jaki Kurier ma w budowaniu napięcia, to fakt jak łatwo i szybko wszystko naszemu bohaterowi przychodzi. Wiadomo, historia musi mieć odpowiednie tempo, finał znamy wszyscy, a i bohater jest kreowany na idącego do celu bez względu na cokolwiek, jednak trudno czasem poczuć wagę wydarzeń. Nasz Kurier ma w swojej podróży oprócz zacięcia także mnóstwo farta, który czasem wyrasta poza nasze pojmowanie. Rzadko kiedy we wcześniejszej twórczości Pasikowskiego można było wskazać taki problem. W dodatku nierówność powagi wydarzeń czuć także w innych elementach filmu. Dla przykładu pierwsza scena, w której świetnie odegrana przez Patrycję Volny musi dokonać wyboru, jest znakomita i swój ciężar dźwiga, natomiast w momencie kulminacyjnym mamy nagromadzenie zarówno wielkich postaci, jak i wielkich dylematów, ale to, co wisi w powietrzu, nijak ma się do najlepszych momentów filmu. Tu widać spory problem.
Do tego, tak jak wspomniałem wcześniej, dochodzi wrażenie budżetowości. Choć można było pokusić się o jakieś efektowne sceny, nie ma tego w ogóle, a i scenografia nie zawsze daje radę. Kiedy oglądamy komputerowy, średnio wyglądający Londyn przypominamy sobie przecież, że kino polskie wygląda w dzisiejszych czasach znacznie lepiej. Stolica Wielkiej Brytanii też więc powinna. Niezależnie od tego, czy prawdziwa czy tylko podrobiona.
Swoją robotę robią jednak aktorzy, zarówno Ci pierwszo jak i drugoplanowi. Cała trójka, którą film kreuje na głównych bohaterów, daje sobie rade bardzo dobrze, a na drugim planie widzimy całą plejadę gwiazd ekranu, w rolach gwiazd polskich podziemnych władz tamtego okresu. Tym sposobem oglądamy m.in. Grzegorza Małeckiego jako gen. Bora-Komorowskiego, Zbigniew Zamachowski gen. Chruściela-Montera a Sławomir Orzechowski premiera Stanisława Mikołajczyka. Wszyscy wyciągają ze swoich ról tyle, ile się da, jednak szkoda, że scenariusz nie daje im więcej pola do popisu. Na przykład poprzez ograniczenie trochę kłującego w uszy patosu w dialogach.
Pasikowski po raz kolejny daje dowód tego, że w kino zwyczajnie umie, dlatego spod jego ręki wychodzi niezły film, który nie jest lepszy z powodu braków nieleżących po stronie reżysera. Ciągle jednak widzom lubiącym uniwersum polskich superbohaterów da sporo satysfakcji. Polski James Bond zakończył swoją misję powodzeniem. Nie było w tym filmie widać, żeby była ona specjalnie trudna, ale zagłębienie się w temat pozwala mimo wszystko w to uwierzyć. A warto przecież o takich ludziach pamiętać.