Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun jest zbiorem opowieści, składających się na ostatnie wydanie, przeplatanych scenami z życia gazety. W redakcji jak zwykle dużo pracy przed składem, bo dostarczone teksty nie przypominają wstępnych założeń. Redaktorów poniosła dziennikarska fantazja. Nie po to jednak naczelny Arthur Howitzer Junior (Bill Murray) dobrał sobie taki zespół, żeby cokolwiek zmieniać w ich tekstach. Nawet jeśli z rowerowego objazdu po mieście zrobiła się refleksja nad społecznym zepsuciem, głównym bohaterem części kulturalnej jest psychopatyczny morderca, który przypadkiem jest również malarzem, w dziale politycznym tekst o rewolucji studenckiej chciałby uchodzić za bezstronny i ma jakieś dziesięć tysięcy słów za dużo, a kącik kulinarny to opis grubej intrygi kryminalnej, w której tle genialny kucharz z narażeniem życia stara się wszystkich zadowolić. W redakcji Kuriera jest dużo pracy, ale nie ma, że boli – numer ma pójść do druku, a w gabinecie naczelnego się nie płacze.
Wes Anderson w Kurierze Francuskim pokazuje swoje zamiłowanie do prasy drukowanej, a w szczególności do magazynu The New Yorker. Co bardziej obeznani w temacie dostrzegą w dziennikarzach Kuriera prawdziwe postaci ludzi, którzy słowem pisanym czynili prawdziwe cuda. Innym (takim, jak ja) będzie musiała wystarczyć sama wizja reżysera. A ta w przypadku Wesa Andersona jest niezwykle wyraźna. Wystarczy zobaczyć jeden kadr z jego filmu, żeby z entuzjazmem zakrzyknąć „po jednej nutce!”, bo symetryczność, ustawienie postaci i obiektów w przestrzeni, pieczołowicie przygotowane dekoracje i beznamiętne wyrazy twarzy aktorów wskazują nam jasno, z kim mamy do czynienia. Dodajmy do tego ironiczne opowiadanie z offu, liczne dygresje, szybkie wymiany zdań, muzykę Aleksandra Desplata i długą listę obsady, w której na początku, w środku i na końcu znajdziemy znane nazwiska. Być może kiedyś przyjdzie taki moment, że po pytaniu, kto gra w nowym filmie Wesa Andersona, będziemy mogli odegrać Gary’ego Oldmana z Leon Zawodowca. Reżyser sam świetnie oddaje słowa swojego bohatera, redaktora naczelnego Kuriera Francuskiego, który mówi: „napisz to tak, żeby wyglądało, że napisałeś to specjalnie”. I choć mamy do czynienia z filmem, doskonale czuć, że liczy się przede wszystkim słowo pisane. W świecie Wesa Andersona nie ma miejsca na przypadki. Umówmy się jednak – bardzo byśmy się zdziwili, gdyby reżyser, który od lat kręci ten sam film, tym razem dałby nam coś nowego.
Fani nie będą zawiedzeni. Jeśli komuś ten styl nie odpowiada, nie mają w Kurierze czego szukać, bo występuje tu bardzo wysokie stężenie Andersona w Andersonie. Intelektualna rozrywka osiąga szczyt, jeden ironiczny komentarz goni następny, a akcja gna tak szybko, że po drodze gubi widza – gdzieś pomiędzy próbą zrozumienia wszystkich dialogów wypowiadanych naprzemiennie po angielsku i po francusku oraz kolejną retrospekcją w retrospekcji, dygresją w dygresji. Jest w tym filmie tak wiele, że jeden seans może nie wystarczyć. Mnie osobiście forma Kuriera trochę zmęczyła i nie wyszłam zachwycona. Bardzo jednak ten film doceniam i na pewno do niego wrócę.
Obejrzałam Kuriera Francuskiego z Libery, Kansas Evening Sun w ramach American Film Festival 2021, a Wy możecie go zobaczyć w kinach.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe