Wes Anderson ostatnimi czasy ma spadek formy jeśli chodzi o tworzenie filmów. Zarówno Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun jak i Asteroid City spotkały się z mieszanym odbiorem od widzów, a na pewno nie będziemy wspominać o niechlubnych krótkometrażówkach dla Netflix. Teraz jednak powraca z kolejnym filmem, a i obsada typowa dla niego – najlepsza.
Bill Murray, Michael Cera i Benicio Del Toro zagrają w najnowszym filmie siedmiokrotnie nominowanego do Oscara Wesa Andersona. Nie wiemy jednak jak owy film będzie się nazywać, ani kiedy będzie miał premierę. Pewnym jest jednak fakt, że reżyser ponownie napisał scenariusz wspólnie z Romanem Coppolą, jego stałym współpracownikiem od czasów Podwodnego życia ze Stevem Zissou. Co więcej – Cera będzie debiutować u reżysera, jako jedyny z całej trójki.
Po nieprzychylnym przyjęciu filmu Asteroid City, reżyser spotkał się z falą krytyki, która skupiała się głównie na rzekomym spadku jakości jego twórczości. To nie był jedyny sygnał alarmowy, gdyż już po Grand Budapest Hotel pojawiły się głosy sugerujące, że może to być początek schyłku artystycznej formy Andersona. Jednak wszyscy liczyli na to, że to jednorazowa wpadka. Niestety, dodatkowe zmartwienia przyniosły krótkometrażowe produkcje dla Netflixa, które zdaniem wielu fanów były jedynie pogłębieniem kryzysu artystycznego reżysera. Wydawało się, że gwóźdź do trumny został przybity, a nazwisko Andersona zaczęło kojarzyć się z rozczarowaniem.
Niemniej jednak, najnowszy film reżysera może być jego desperacką próbą odkupienia się w oczach dawnych fanów oraz przywrócenia blasku związanej z jego nazwiskiem marce. Czy uda mu się odwrócić trend i powrócić do dawnej formy, która zyskała uznanie widzów i krytyków? To pytanie, które wielu obserwatorów kina zadaje sobie teraz. Film ten stanowi swoistą szansę dla Andersona na naprawienie swojego artystycznego wizerunku.
Źródło: deadline.com / ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe