Eternals – recenzja filmu! Zhao Cinematic Universe

To był w MCU bardzo ważny moment. Jeśli miałem na początku czwartej fazy cokolwiek, co byłoby w stanie wywołać jakikolwiek entuzjazm czy zaciekawienie nowym marvelkiem, to była to wrażliwość Chloe Zhao. Od początku wydawało się, że świeżo upieczona laureatka Oscara do tej korporacyjnej papki, znanej z ostatnich produkcji, po prostu nie pasuje i najlepiej będzie, jeśli zrobi to, co Eternals podczas walki Avengers z Thanosem. Słowem, będzie się trzymać z daleka. Dlatego też miałem przekonanie, że jeśli podczas tego seansu znowu nie będę miał czego dla siebie szukać, wzorem Agnieszki Chylińskiej powiem sobie dość będąc pewien, że czasy filmów, w których można było poczuć rękę reżysera, jak Thor: Ragnarok czy Strażnicy Galaktyki, minęły bezpowrotnie. Okazuje się jednak, że jeszcze trochę się razem pomęczymy, bo chińska reżyserka dowiozła, dając nam zdecydowanie najlepszy film Marvela w tym roku.

Jeśli zastanawiasz się gdzie obejrzeć Eternals możesz na https://multifilmy.pl/filmy/eternals/ zapoznać sie z krótką recenzją i wyszukać źródło przez wyszukiwarkę filmów. Wprost z jednego miejsca otrzymasz ofertę wielu platform vod, na których będzie dostępna ta produkcja.

Jednym z ważniejszych pytań fabularnych, zadawanych przez fanów przed premierą, było to, dlaczego Eternals nie pomogli wcześniej. Miotali się po kosmosie, także po ziemi, od grubych tysięcy lat, a wtedy, kiedy pstryknięcie palcami pozbawiało życia połowy ludzkości, akurat mieli wolne. Film daje odpowiedź dość jasną fabularnie, jednak sam problem robi swoim głównym tematem. Zastanawia się, długo i rozsądnie, czy ludzkości pomagać w ogóle trzeba i czy zmienianie biegu historii przez nieśmiertelnych przybyszy w ogóle powinno mieć miejsce. W trakcie seansu stawiane jest różne za i przeciw, a postacie opowiadają się po obydwu stronach barykady. Samo to, że osią jest ciekawie zarysowana sprzeczność, w której w dodatku uczestniczą właściwie wszyscy bohaterowie, już jest nowością. A dalej jest tylko lepiej.

fot. materiały prasowe

Bo Eternals to film, któremu równie blisko do poprzednich dokonań Zhao, co do Avengers. Jeśli po przeczytaniu tego zdania jesteście zmieszani, dopowiem jeszcze, że urodzona w Pekinie twórczyni jak tylko może próbuje w historii o planetach niszczonych na pół odnaleźć kameralność. Bardzo często jej się to udaje, przez co film intryguje. To zakrojone na szeroką, międzygalaktyczną skalę widowisko, które w gruncie rzeczy jest małą historią o tarciach rodzinnych. I o konsekwencjach, do których tarcia te mogą prowadzić.

Zobacz również: Diuna – recenzja filmu! Pustynne szczury

Nowa ekipa bohaterów zyskuje przez to na sympatii, a dodać należy również, że ich zachowania nie są typowe dla tego uniwersum. Film bowiem, podobnie jak przed laty znakomite Civil War znajduje miejsce na konflikt wewnątrz grupy i mimo faktu, że prawie nie znamy jeszcze jego uczestników, jest w stanie w niego zaangażować. Wszystko przez zrozumienie racji, tak łatwe z obu stron. Dzięki temu nawet postacie, które czynią rzeczy wykraczające poza superbohaterską przeciętność w teoretycznie złą stronę, są lubiane. Zhao zrobiła to z nowym bohaterami równie szybko, jak kiedyś Gunn. Jak widać jednak, zupełnie inną metodą.

fot. materiały prasowe

Warto dodać, że wszystkie wspomniane cechy sprawiają, iż nie jest to film efektowny. Jeśli spodziewacie się Avengers, tylko na E, czyli pompatycznego widowiska, w którym wielkie miliony widać w spektakularnych scenach akcji, możecie się rozczarować. Choć styl wizualny jest wyraźny, a Eternals to przecież mocarze, trudno emocjonować się wszystkim tym, co dzieje się w filmie w kwestiach akcji. No, może poza Makkari, której szybkość wygląda na ekranie świetnie.

Zobacz również: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni – recenzja filmu! Marvelu, czy Ci nie żal?

Tasiemca Marvela charakteryzowały również zawsze niepotrzebnie pompatyczne finały, które męczyły i nie wnosiły zbyt wiele. Szczytem było ostatnie Shang-Chi, które w momencie bicia wielkiego smoka na koniec fabularnie już dawno się skończyło, a końcówka dołożyła wyłącznie minut. Tutaj też tego typu zamknięcie niby jest, ale w momencie jego wkraczania na scenę Chloe Zhao znów wyciąga kartę rodziny i gra nią, szybko uziemiając ogromną stawkę i puste słowa tym, co działa lepiej. Wysoka wrażliwość reżyserki znowu bierze górę.

fot. materiały prasowe

Marvelki najlepsze były wtedy, kiedy sprawdzoną formułę dobrze filtrował wyrazisty styl twórcy (jak te od Waititiego i Gunna) bądź wtedy, gdy cechy tego stylu po prostu przystawały do odpowiedniej historii (filmy braci Russo). Ten od reżyserki Nomadland wydawał się niepasujący do obydwu opcji, stąd film mógł intrygować dużo bardziej, dużo bardziej jednak mógł również nie wypalić, zostawiając po sobie smród w ekipie bohaterów, na których plany w uniwersum są najpewniej wielkie. Takiego problemu jednak nie będzie, bo z tego dziwnego miszmaszu wyszedł obraz bardzo dobry, który wpuszcza trochę świeżego powietrza w uniwersum i stanowi kolejny przykład, że czasem warto zaryzykować rozwiązaniem nieoczywistym. Choć wciąż niespecjalnie jara mnie to, co będzie w MCU się dziać później, szczególnie że w kolejce stoi sto pięćdziesiąt, czy ile tam jest w planach pokazania, Spider Manów, to mam nadzieję, że przepiękna Chloe Zhao zrobi nam jeszcze kiedyś marvelka. Bo na takiego pójdę, z dawno nie widzianymi u mnie na tych filmach wypiekami na twarzy.

PS. Dwie sceny po napisach. Jedna na początku, na drugą trzeba poczekać do samiutkiego końca. Czy ciekawe, musicie sobie ocenić sami… 🙂

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?