Cyrano
Cyrano

Cyrano – recenzja filmu. Wielkiej miłości wielkie słowa

Cyrano to postać tragiczna, która zmaga się ze współczesnym problemem, a biorąc pod uwagę popularność sztuki Cyrano de Bergerac, można wnioskować, że to zmaganie współczesne każdym czasom. Każde czasy bowiem posiadają własne kanony piękna, a osoby niewpisujące się w nie są często i dobitnie w tym fakcie uświadamiane przez społeczeństwo. W takiej sytuacji łatwo o kompleksy, niskie poczucie własnej wartości i cynizm, choćby było się mistrzem sztuk i/lub człowiekiem o wielkim sercu. Zranieni ludzie oceniani w pierwszej kolejności za wygląd, świadomie lub też nie będą mieli trudności z pokazaniem swojego wnętrza, ukryją się głęboko w sobie, wierząc, że podobnie jak ich powierzchowność, reszta również nie jest godna uwagi.

Taki sposób na życie obrał Cyrano de Bergerac, dowódca kompanii żołnierskiej o niecodziennym wyglądzie. Pierwotnie był mężczyzną z długim, wydatnym nosem i ten właśnie stanowił dla niego ogromną przeszkodę. Twórcy najnowszej adaptacji najwyraźniej uznali – moim zdaniem słusznie – że współcześnie kompleks na punkcie nosa nie byłby zbyt wiarygodny. Tym bardziej, że do jego przedstawienia na ekranie najprawdopodobniej użytoby po prostu odpowiedniej charakteryzacji. Zamiast tego w filmie Cyrano w reżyserii Joe Wrighta tytułowy bohater jest osobą niskorosłą. Nieważne, że jest niezwykle sprawnym żołnierzem i utalentowanym poetą, społeczeństwo uznaje go za odmieńca. Choć ze względu na zdobytą przez niego pozycję, nie każdy jest na tyle odważny, by powiedzieć to głośno. Cyrano spotkał się jednak z tyloma słowami i aktami odrzucenia, że wystarczyło to, by sam o sobie myślał z odrazą, szczególnie gdy przychodzi do spraw związanych z miłością. Jest on bowiem zakochany w swojej kuzynce, Roxanne, ale o swych uczuciach uporczywie milczy. Boi się, że zostanie wyśmiany. Traf chce, że do kompanii Cyrana dołącza przystojny Christian, w którym Roxanne się z wzajemnością zakochuje. Od pierwszego wejrzenia. Ona ładna, on ładny, wszystko się powinno zgadzać, prawda?

Cyrano

fot. Forum Film

Otóż nie. Christian to prosty żołnierz, a swoje gorące uczucia do wybranki potrafi ubrać tylko w proste słowa. Ona natomiast oczekuje płomiennych wyznań obleczonych w wyszukane, poetyckie metafory, słowa są dla niej ważniejsze niż czyny, wiersz bardziej miły niż zapewnienie, że jest kochana. Potrafi zmieszać adoratora z błotem za zbyt pospolite porównanie. W tym momencie wchodzi Cyrano i oferuje Christianowi swoje słowa, by pomóc mu przekonać Roxanne nie tylko o jego uczuciu, lecz także o talencie poetyckim. Zaczyna się więc gra, w której Cyrano jest na najwyższym stopniu wtajemniczenia – może zapewniać Roxanne o swojej miłości do niej, podpisuje się jednak imieniem nieświadomego jego przywiązania Christiana. Dla żołnierza listy pisane przez Cyrana są jedynie przejawem kunsztu poetyckiego i chęci niesienia mu pomocy, a nie zapisem czegokolwiek prawdziwego. Najmniej w całej sytuacji wie sama Roxanne. W jej oczach znalazła mężczyznę idealnego, urodziwego zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie i nie zdaje sobie sprawy, że w rzeczywistości są to… dwaj mężczyźni.

Zobacz również: Batman – recenzja filmu! Maski z głów

Ten aspekt opowieści o Cyranie de Bergeracu jest problematyczny, szczególnie w kontekście filmu, który powstał w 2021 roku. Jakkolwiek prawdziwe uczucia stoją za kompleksem głównego bohatera, jest to nadal historia o tym, jak dwóch mężczyzn oszukuje kobietę, biorąc pod uwagę tylko swoje uczucia, a nie licząc się z jej sytuacją. Roxanne jako postać znajduje się bowiem w dość rozpaczliwym położeniu – jako kobieta pozbawiona majątku, ma w swoich czasach tylko jeden wybór (co oczywiście czyni go żadnym wyborem), a mianowicie poślubić bogatego mężczyznę. Zainteresowany nią De Guiche ma władzę i pieniądze, ale jest okrutny i odpychający, a jego niby wielka miłość względem Roxanne to po prostu chęć posiadania pięknej kobiety. Dla niej być może Christian mógłby być ratunkiem, tylko że Christian, którego zna, nie jest prawdziwy. Film Cyrano obierając głównie męską perspektywę, przedstawia Roxanne jako osobę oceniającą i pozbawioną empatii względem innych. Jawi się ona niemalże jako czarny charakter filmu, bawiący się uczuciami biednych, zakochanych w niej mężczyzn, a jest to tylko wypaczenie sytuacji, w której to oni ją oszukują.

Cyrano

fot. Forum Film

Filmowi Cyrano niezwykle służy to, że jest musicalem. Opowieść o wielkiej miłości, która równocześnie wymaga od widza w wielu miejscach przymknięcia oka na nielogiczności zabiegów fabularnych, świetnie sprawdza się w tej konwencji. Poezja miłosna deklamowana z powagą na ekranie ocierałaby się o śmieszność, a kwiecistych metafor i zapewnień o uczuciu lepiej słucha się, gdy są zaśpiewane. Skoro bohaterowie ni z tego, ni z owego zaczynają śpiewać, to czymże przy tym jest fakt, że Roxanne, która zna Cyrana całe życie, nagle nie rozpoznaje jego głosu. Dodatkowo mamy do czynienia z naprawdę dobrze napisanymi i zaśpiewanymi utworami, które w chwilę po obejrzeniu filmu, lądują na playliście. Są kluczowe dla opowieści, odpowiednio oddają to, co dzieje się na ekranie, pozwalają lepiej zrozumieć sytuację i są stylistycznie spójne z wizualną stroną filmu. W obrazie Cyrano to jasność, miękkie, ciepłe barwy, piękne kostiumy, stonowane scenografie. Kamera zgrabnie i niemal przypadkowo prześlizguje się wśród tańczących wokół niej ludzi, a staje najbliżej tego, co najważniejsze u Joe Wrighta – emocji na twarzach bohaterów.

Zobacz również: Drive My Car – recenzja filmu. Wsiąść do Saaba czerwonego

Największą wygraną Cyrano jest obsadzenie w tytułowej, głównej roli Petera Dinklage’a. Przechodzi on tutaj samego siebie i jest po prostu fenomenalny. Pokazuje na ekranie samą prawdę, bo jakby nie patrzeć jest osobą niskorosłą i zmaganie się z ostracyzmem społecznym nie jest dla niego niczym nowym. Na pewno nie udałoby się przedstawić takiej samej wiarygodności w przypadku, gdyby w Cyrana wcielał się aktor z doklejonym sztucznym nosem. Twarz Dinklage’a wyraża wszystkie emocje – wybuchy miłosnych uniesień oraz ich hamowanie, pogardę dla samego siebie oraz dumę z własnych osiągnięć, rozpacz niemożności wyrażenia własnych uczuć oraz determinację, by je głosić, chociażby w kłamstwie, czułość względem ukochanej kobiety oraz udawaną obojętność, wrażliwość przekazywaną w listach oraz cynizm wystawiony ludziom na pokaz. Trudno nie sympatyzować i nie przejmować się losem Cyrana, gdy ma on postać Petera Dinklage’a.

Cyrano to wizytówka Joe Wrighta, oczywiście przywodząca na myśl jego najlepsze filmy, Dumę i uprzedzenie oraz Pokutę. To opowieść o wielkiej miłości, wielkich słowach, które są tej miłości wyrazem oraz o tym, że każdy powinien na miłość zasługiwać. Podana w dobrze przemyślanej konwencji musicalu i udanie zmieniająca powierzchowność głównej postaci, ale nie jej interpretację. Można się jedynie zastanawiać, czy taka adaptacja Cyrano de Bergeraca jest nam współcześnie potrzebna i czy twórcy nie powinni posunąć się dalej w komentarzu do tej klasycznej sztuki.

Wykształciła się, żeby pisać o filmach, więc to robi. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z sali kinowej. Ogląda filmy we wszystkich gatunkach, ale najbardziej lubi czarne komedie, animacje i rzeczy tak absurdalne, że nie wiadomo, czym są.

Więcej informacji o
, , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?