Bodies Bodies Bodies – recenzja filmu! Tik-Tok trup

Za sprawą Ariego Astera (Midsommar. W biały dzień), Roberta Eggersa (Lighthouse) czy Alexa Garlanda (Men), do A24 przylgnęła opinia studia, które do horrorowych skostniałości wpuściło sporo ożywczego ducha. Dość powiedzieć, że uszlachetniającym terminem post-horror określane są praktycznie wszystkie produkcje z gatunku opatrzone logiem tej coraz popularniejszej producenckiej firmy. Czy w przypadku slasherowego Bodies Bodies Bodies także można mówić o ich kolejnym triumfie?

Już etap wiązania docelowej akcji sprawi, że lekka nutka sentymentu dopadnie każdego, kto w przeciągu ostatnich kilkunastu lat przynajmniej raz był na rasowej domówce. Tytułowa imprezowa zabawa Bodies Bodies Bodies przypomina bowiem popularną i u nas grę w Mafię. Losowo wybrany „zabójca” eliminuje po ciemku klepnięciem uczestników. „ Trafiony” musi udawać trupa do czasu, kiedy nie znajdzie go ktoś z reszty potencjalnych celów. Wraz z odkryciem pierwszego ciała, uczestnicy zaczynają typować tożsamość tajemniczego mordercy. Pojawiają się pierwsze karkołomne tezy, niewygodne pytania i wzajemne uważne studiowanie każdej miny i gestu. Ręka do góry kto w tym momencie jeszcze nie podejrzewa, że kołem zamachowym filmu będzie moment, kiedy natknięcie się na ciało i zgadywanie kto zabił przestanie być tylko imprezową grą. 

Z wierzchu fabuła Bodies Bodies Bodies składa się ze wszystkiego, co zaliczamy do jazdy obowiązkowej slasherowego gatunku. Grupka znajomych, dom na odludziu, pływanie w używkach i oczywiście brak zasięgu. Dodajmy do tego szalejący za drzwiami ekskluzywnej rezydencji huragan, tarcia między przyjaciółmi oraz same złe decyzje i nie trzeba będzie długo czekać, aby pierwsza z postaci wypisała się z udziału nie tylko w grze, ale i z drugiego aktu scenariusza. Na szczęście typowanie kolejności odpadania bohaterów nie będzie tu jedyną kinofilską frajdą.   

Kadr z filmu Bodies Bodies Bodies

Kadr z filmu Bodies Bodies Bodies

W wypchanym obficie tekstem Bodies Bodies Bodies zawarto ambicje daleko wykraczającego ponad maglowane od dawna gatunkowe schematy.

Holenderka Halina Reijn, wespół ze scenarzystką Sarą DeLappe,  biorą co prawda na warsztat liczne klisze, lecz na ich kanwie kreują świeży i oryginalny materiał. Już na pierwszy rzut oka widać, że grupki wplątanej w krwawe perypetie nie skompilowano na prostej zasadzie reprezentowania przekroju amerykańskiego społeczeństwa. Bezstroscy, opływajacący w blaski i cienie dobrobytu millenialsi są raczej soczewką jego coraz bardziej dominującego trendu. Ich wzajemna dynamika nie ma przy tym na celu wyłącznie chłostanie stałego zestawu narodowych przywar. Oczywiście, dostanie się i supremacji białych, obowiązkową dawkę ciosów przyjmie patriarchat. Uwypuklanie głębokości męskiego kryzysu przyjmuje tu jednak bardziej ironiczny charakter: pozorny maczo-weteran tak naprawdę jest…WET-erynarzem. Marzący o vibie Casanovy gospodarz imprezy, najlepiej sprawdzi się w roli ślamazarnego party-killera. Na ów tle nietypowo wypada także zarysowany trochę mimochodem obraz post-patriarchalnej rzeczywistości. Dla młodych kobiet największy problem nie leży bowiem w uporaniu się z toksyczną męskością, a w zwyczajnym, acz jeszcze trudniejszym dogadaniu się… między sobą. 

Skoro już o problemach mowa, to Bodies Bodies Bodies ma ich niestety dość sporo.

Gęste opary satyry na młodzieżowe dziwactwa i zespolenie slashera z gatunkowym whodunit tworzą osobliwy koktajl, od którego nadmiaru może poważnie rozboleć głowa. Już sama rozpiętość zawartych w filmie odniesień przypomina gumę naciągniętą do granic możliwości. Są tu echa narkotycznej Euforii, intensywny posmak Krzyku jak i przechodząca wszystko woń klasyków Agathy Christie. Na ekranie nie brakuje roztrząsania seksualności płynności, na ostrzu krytyki znajdzie się także miejsce dla zakłamania i uzależnienia od social-mediowej obecności.  

Zobacz również: Na noże 2 z pierwszym zwiastunem! Gwiazdorska obsada i zagadkowe morderstwo

Kadr z filmu Bodies Bodies Bodies

Kadr z filmu Bodies Bodies Bodies

Wszystko wszędzie naraz? I tak, i nie.

Nawet jeśli twórcy umiejętnie unikają fabularnego chaosu, a scenariuszowego klocki pasują do siebie jak ulał, trudno wyzbyć się poczucia budowania filmu na chłodno, daleko od oczekiwanej dzikiej bezczelności. Odhaczanie coolerskich punktów z check-listy nie do końca idzie w parze z widzowską przyjemnością. Dlatego w przypadku Bodies Bodies Bodies trudno nie mieć wrażenia uczestnictwa w czymś na kształt planowanej od dawna sylwestrowej zabawy. Wszystko w teorii może i jest na swoim miejscu, lecz brakuje jej najważniejszego: nieokiełznanego i spontanicznego ducha.  

Malkontenctwo wobec Bodies Bodies Bodies nie odbiera mu jednak w żadnej mierze uzasadnionego prawa do bycia głosem generacji millenialsów, którzy już niedługo przejmą władzę nie tylko nad kinem, ale i nad kreowaniem powszechnej teraźniejszości. Mimo swoich wad,  świetnie sprawdza się w roli papierka lakmusowego do badania dystansu dzielącego nas od współczesnego młodego pokolenia. Sami możemy bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, co dziś tak naprawdę przeraża nas bardziej: szalony zabójca w masce, czy moment, gdy straci się na dłużej dostęp do neta.  

 


Ilustracja wprowadzenia: Kadr z filmu Bodies Bodies Bodies

Kiedyś starwarsowy nerd, dziś entuzjasta 4-godz rumuńskich snujów i czaru Emily Blunt. Z duszy - Jake Peralta. Z ciała - Thor, choć niestety jest jedyną osobą, która tak twierdzi😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?