Śmierć w Sarajewie – recenzja filmu Danisa Tanovića

Tanović niczym bumerang powraca w swoich filmach do rodzinnych stron, dokonując rozrachunku z przeszłością krajów byłej Jugosławii. Najnowsza produkcja twórcy kultowej już Ziemi niczyjej jest też celną satyrą na współczesną Europę – ale nic poza tym.

W Śmierci w Sarajewie reżyser odnosi się do historii, przyglądając się teraźniejszości – w centrum fabuły są obchody setnej rocznicy zamachu na księcia Franciszka Ferdynanda. Wydarzenie to uznawane jest jako punkt zapalny do wybuchu I wojny światowej oraz narodziny wolnej Jugosławii. Prowadząc kilka wątków równolegle, w jednej lokacji w ciągu jednego dnia, osiąga dość ciekawy, klaustrofobiczny efekt, który jest metaforą sztucznie zlepionego państwa – lub też wielu państw pod błękitną banderą unijnej flagi.

Śmierć w Sarajewie

Zobacz również: Zagubieni – recenzja najnowszego filmu Petra Zelenki

Miejscem akcji jest luksusowy hotel o nazwie (nomen-omen) Europa, który okres świetności przechodził w latach 80., choć także ostatnimi czasy bywają tam wielkie gwiazdy (Angelina Jolie, Richard Gere…). Gośćmi przybytku mają być głowy państw i politycy przybyli na obchody wspomnianej wcześniej rocznicy. Wypolerowano pamiętające olimpiadę sztućce, chór dzieci ćwiczy pieśnie – słowem przygotowania trwają pełną parą. Spokój zaburzony jest przez groźbę strajku pracowników, którzy nie dostali wypłaty od dwóch miesięcy. Dyrektor stara się temu zapobiec, głównie posyłając do nich swoją podwładną, by spróbowała coś wynegocjować, albo angażując rezydującą w piwnicach mafię, by zastraszyć organizatorów rebelii. Na dachu hotelu dziennikarka telewizyjna przeprowadza szereg rozmów z historykami, by w końcu spotkać się z bezpośrednim potomkiem Gavrilo Principe – zabójcy Ferdynanda. Ten zatwardziale broni decyzji swojego przodka, którego przeciwnicy nazywają dziś zwykłym terrorystą. Jest też gość specjalny, przygotowujący się w luksusowym apartamencie do wystąpienia podczas spotkania polityków, oraz podsłuchujący go nierozgarnięci i naćpani policjanci. Nietrudno domyśleć się, że cała ta mozaika posypie się, doprowadzając do małego chaosu. Zapowiadana w tytule śmierć będzie nie tylko wspomnieniem zamierzchłych czasów.

Śmierć w Sarajewie

Operator Śmierci w Sarajewie prowadzi nas płynnie przez korytarze hotelu niczym przez nieskończony labirynt. Mroczny, zmęczony latami budynek momentami prezentuje się jak rześki staruszek, a w niektórych miejscach jak najgorszy slums. Szkoda, że wizualna strona filmu nie dźwiga do końca dość przewidywalnej i wyświechtanej fabuły. Satyra na Europę sypiącą się pod stopami nie mających kontaktu z rzeczywistością urzędników unijnych jest jedynym, wartym uwagi wątkiem. Gdzieniegdzie czarny humor poprawia jeszcze ocenę filmu. Bardziej sympatyczne postacie, przy natłoku zdarzeń i bohaterów, nie mają szans w pełni się rozwinąć. Pod pozorem sprawnej realizacji Tanović stara się przemycić myśl nie do końca błyskotliwą i oryginalną. Rozczarowanie jest podobne do tego, kiedy odkrywa się, że uczeń zgrywający zawsze najbystrzejszego pupila w klasie, używał regularnie ściąg na klasówkach.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?