Recenzja „Sekretów morza”

Jaki piękny smutek

Spuścizna, jaką zostawiły po sobie kultowe już animacje – takie jak „Shrek” czy „Toy Story” – jest wielka. I nie chodzi tylko o kwestię czysto techniczną, czyli wyparcie klasycznej animacji na rzecz tej generowanej komputerowo. Filmy te wytworzyły też charakterystyczny sposób opowiadania historii. Przyzwyczaiły do szybkiego tempa akcji pędzącej na łeb na szyję oraz ogromnej ilości żartów, często o szerszym kulturowym kontekście. Nic więc dziwnego, że tak wielu poszło w ich ślady. I jak to często bywa – z różnym skutkiem. Czasem w zalewie kolejnych atrakcji zatraca się swoista magia, która animacjom powinna towarzyszyć. Twórcy „Sekretów morza” zdają się jednak nie oglądać na panujące trendy i mody. Wybierają własną, zupełnie odmienną ścieżkę narracyjną. Ryzyko na szczęście się opłaciło.

song-of-the-sea-2

 

Punktem wyjścia dla opowiadanej historii jest śmierć matki pewnego rodzeństwa – Sirszy i Bena. Kilka lat po tym wydarzeniu członkowie rodziny dalej odczuwają jego piętno. Ben nie znosi swojej młodszej siostry, która na dodatek wydaje się być niemową. Z kolei pogrążony w smutku ojciec celebruje rocznicę śmierci (która jest także rocznicą urodzin córki) samotnie, w barze. Głos rozsądku próbuje zabrać babcia, wedle której najlepszym rozwiązaniem jest zabranie dzieci z rodzinnego domu nad morzem. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że przywiązanie do ogromnego psa ma wielką siłę. Co więcej, Sirsza ma pewne skrzętnie ukrywane zdolności, które bardzo mocno wiążą ją z morzem oraz zależy od nich los innego świata. Świata, którego większość ludzi nie widzi, choć egzystuje obok nas…

songofthesea-premiere

Chociaż „Sekrety morza” są skierowane do dzieci, to trzeba podkreślić, że to film o bardzo smutnej wymowie. Już sam początek to jeden z najbardziej sugestywnych (a przy tym hipnotyzujących) obrazów żałoby, jaki widziałem w kinie od dawna. Co ciekawe, tak świetny efekt udaje się uzyskać dosyć oszczędnymi środkami. Nie uświadczymy tu chociażby wielu wielkich słów, którymi bohaterowie wyrażaliby swoje uczucia. Zamiast tego mamy drobne gesty, pokazanie bohaterów w wymownych sytuacjach i chwilach. Z resztą całą produkcję cechuje swoisty minimalizm czy też nostalgiczny styl. Wątek fabularny, choć korzysta z licznych motywów z mitologii skandynawskiej, toczy się raczej powoli. Cały czas najważniejsi są bohaterowie i ich wewnętrzne problemy. Oczywiście znalazło się tu kilka scen ze sporą dozą dramatyzmu, jednak akcja niemal zawsze pozostaje gdzieś na drugim planie. Cieszy też fakt, że duńsko-irlandzka animacja nie wyraża swojego przesłania w sposób bardzo dosłowny. Twórcy postanowili do tego zaprząc wykreowany świat. I tak prawda o tym, że trudnym momentom trzeba zawsze stawić czoła, a uciekanie od nich niewiele da, została alegorycznie przedstawiona w postaci podróży głównych bohaterów. Symbolika ta jest zgrabna, a jednocześnie na tyle prosta, żeby również najmłodsi nie mieli z nią problemu.

Song-of-the-Sea-4

Jeśli chodzi zaś o samą oprawę wizualną i dźwiękową, „Sekrety morza” to klasa sama w sobie. Ręcznie rysowane projekty postaci czy też piękne lokacje odwiedzane przez bohaterów potrafią spowodować samoistny opad szczęki. Konia z rzędem temu, któremu nie zawładnie sercem uroczy pies pomagający głównym bohaterom. Wszystko to jest też przy okazji bardzo inne, jedyne w swoim rodzaju. W stylistykę całości dobrze wpisuje się także soundtrack, a zwłaszcza prosty motyw przewodni mocno zakorzeniony w folku.

song-of-the-sea-680-image

Gdybym miał do czegoś „Sekrety morza” porównać, to chyba najbliżej im do słynnych animacji Miyazakiego. Podobnie jak w tamtych japońskich produkcjach mamy tu do czynienia ze „starą szkołą”. Animacja ta to w zasadzie filmowy odpowiednik bajek opowiadanych na dobranoc, tudzież opowieści ludowych. Jest pełna autentycznego uroku, nostalgii oraz urzeka prostotą. To znakomity sposób, aby zapoznać dzieciaki z nieco inną poetyką, uwrażliwić na inny rodzaj kina. Zresztą nie tylko dzieciaki. „Sekrety morza” są bowiem znakomitą propozycją dla każdego. Bez względu na wiek.

Dziennikarz

Redakcyjny hipster. Domorosły krytyk filmowy, fan mieszaniny stylistyk i kreatywnego kiczu. Tępiciel amerykańskiego patosu i polskich kom-romów

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?