Recenzja Legend, czyli Tom Hardy gra bliźniaków rządzących Londynem!

Historie o braciach Kray, władcach londyńskiego światka kryminalnego lat 50. i 60., weszły na dobre do kanonu lokalnego folkloru. W tamtych czasach prawie każdy mieszkaniec East Endu miał jakąś historię związaną z bliźniakami. Część z nich prawdziwa, część pewnie zmyślona i przesadzona. Każda z nich dokładała cegiełkę do romantycznego mitu gangsterów, którzy wybili się z samego dna, po czym siłą mięśni i przemocą dotarli na sam szczyt, gdzie zaczęli ocierać się o śmietankę towarzyską brytyjskiej stolicy.

legend1

Film Legend Briana Helgelanda opiera się na książce The Proffesion of Violence autorstwa Johna Pearsona, który spędził kilka lat z braćmi Kray w latach 60. Reżyser wrzuca nas w sam środek historii, kiedy bracia wkraczają w etap gorącej rywalizacji z ekipą Richardsona z południa miasta oraz nawiązują kontakty z mafią ze Stanów Zjednoczonych. Bardziej zrównoważony Reggie (Tom Hardy) dzięki „skutecznej perswazji” wyciąga z zakładu psychiatrycznego Ronniego (Hardy), u którego zdiagnozowano schizofrenię. Pierwszy z braci, czarujący rzezimieszek z głową do interesów, zdaje sobie sprawę, że będzie mu trudno sprawować władzę bez drugiego, bardziej wybuchowego, nie stroniącego od przemocy bliźniaka. Obaj są jak dwie różne strony tej samej monety. Ale najważniejsze jest to, że rodzina u Krayów zawsze była na pierwszym miejscu.

legend2

Narratorem opowieści jest Frances (Emily Browning), która w wieku szesnastu lat zostaje dziewczyną Reggiego, wbrew radom matki. Razem z nią przyglądamy się, jak Krayowie przejmują kolejne bary, w tym te bardziej ekskluzywne, i zaczynają obracać się w najwyższych sferach. Aktorzy, celebryci oraz politycy pojawiają się w ich kręgach. Nie stroniący od facetów Ronnie przyciąga na swoje orgietki nawet polityków partii Torysów.

Postać Frances nadaje opowieści inne centrum, niż oglądaliśmy w poprzednich filmach o tych przestępcach. Tam to matka mężczyzn i spotkania w domu rodzinnym nadawały ton wydarzeniom. Tak też było i w rzeczywistości – dom w dzielnicy Bethnal Green był punktem dowodzenia i centrum spotkań całej „firmy”. Tutaj bracia są o wiele bardziej wyzwoleni spod jej uroku, ale ciągle zależni od siebie. Ronnie nie do końca akceptuje partnerkę brata, dając jej to wielokrotnie do zrozumienia. Reggie stara się pogodzić swoją „profesję” z obowiązkami rodzinnymi, ale szorstki temperament i skłonność do przemocy przynoszą nietrudny do odgadnięcia finał.

legend3

Twórcy starali się oddać nastrój epoki, w której toczy się akcja, a to dzięki dopracowanym kostiumom, wnętrzom (część zdjęć kręcona była w autentycznych lokalach) oraz muzyce – w jednej z ról pojawiła się piosenkarka Duffy. Jako otoczka tragicznego wątku miłosnego i jeszcze bardziej dramatycznego związku między braćmi, plus kilka krwawych scen i czarny humor, przyniosły całkiem ładny, przyjemny w oglądaniu produkt. Film tak bardzo spodobał się rodakom Krayów, że przez dwa tygodnie był najpopularniejszym tytułem w Anglii.

Tom Hardy i jego podwójna rola są głównym punktem marketingowym filmu i nie będzie zawiedziony nikt, kto zdecyduje się wybrać na „Legend” ze względu na tego właśnie aktora. Udało mu się fantastycznie oddać dwie zupełnie rożne postacie takimi środkami wyrazu jak mimika (z małą pomocą makijażu), gesty czy sposób mówienia. Reszta aktorów stworzyła solidne i ciekawe kreacje, ale to Hardy kradnie show. Ciekawie prezentują się szczególnie Christopher Ecclestone jako uparty i nieprzekupny gliniarz „Nipper” Read oraz Sam Spruell jako Jack McVitty, drobny rzezimieszek z niewyparzoną gębą, którego zabójstwo doprowadzi do upadku imperium Krayów.

legend4

Jako całość film Helgelanda nie uniknął dwóch zasadniczych słabości. Po pierwsze – jest za długi. Po zdecydowaniu się na opowiedzenie tylko fragmentu historii Krayów reżyser miał dość mało materiału (pominięto całe dzieciństwo i początki „kariery”), ale i tak nie mógł zdecydować się, co usunąć. Mamy zatem wątek gangsterski, polityczny, policyjny oraz miłosny. W pewnym momencie brutalna historia przestępców schodzi na bok, choć to ona jest najciekawszym elementem tytułowej „legendy”. Mocną osią miał być związek Reggie – Frances, ale nie utrzymuje on wystarczającego napięcia. I stąd wynika problem drugi: mam wrażenie, że wizja życia została tak ugłaskana, tak upiększona i dopracowana, że z brutalnej, surowej rzeczywistości przerodziła się w momentami niezamierzoną parodię samej siebie. Z większymi od samych siebie postaciami, kolorowymi gangsterami, kochającymi na zabój albo nienawidzącymi do szpiku kości.

legend11

Ponoć bracia Kray wielbili taką właśnie autokreację. W końcu grunt to budzić respekt i mieć odpowiednią reputację. Pewnie zatem byliby z tego portretu całkiem zadowoleni.

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?