Piętno choroby – recenzja filmu „Maggie” z Arnoldem Schwarzeneggerem

O dramacie rodzinnym z perspektywy zombie

Produkcja w reżyserii Henry’ego Hobsona pt. „Maggie” – debiutanta w rzemiośle filmowym – to kolejny obraz grozy traktujący o tematyce zombie, z legendarnym Arnoldem Schwarzeneggerem i  utalentowaną Abigail Breslin w rolach głównych. Pomimo pozorów wynikających z podjętego przez twórców zagadnienia, którym są żywe trupy, możecie natychmiast zapomnieć o klasycznym zombie movie. Rzeczona produkcja to nie kolejny klon „Nocy żywych trupów” bądź marna kopia będących bardziej na czasie „Resident Evil” i „World War Z”, o czym się zaraz przekonacie. Mianowicie, od razu należy zaznaczyć, że „Maggie” w żadnym wypadku nie jest rasowym horrorem. To dramat z elementami obrazu grozy, którymi są zombie. Częściej się więc tutaj wzruszycie, niż z obrzydzenia będziecie odwracać głowę lub z przestrachem patrzeć na srebrny ekran przez palce. W związku z tym, zwolennicy grozy powinni obraz omijać szerokim łukiem, ponieważ nie znajdują tutaj nic dla siebie interesującego. Jeśli po przeczytaniu powyższego nie zniechęciliście się do filmu i nadal macie ochotę dowiedzieć się, o czym jest produkcja Henry’ego Hobsona, to zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Maggie 1

Film koncentruje się na przedstawieniu ostatnich dni życia tytułowej bohaterki Maggie, zarażonej wirusem przemieniającym ją powoli w bezlitosne oraz pozbawione skrupułów zombie. Zdana na siebie i oddanego ojca, próbuje pogodzić się z zaistniałą sytuacją i cieszyć pozostałymi wspólnymi chwilami z rodziną, co niestety wcale nie jest takie proste. Napiętnowana chorobą bohaterka zaczyna podać w rozpacz, gdy dostrzega u siebie kolejne symptomy przemiany w żywego trupa.

Maggie 3

Niestety przedstawiona przez twórców historia nie spełnia w pełni pokładanych w niej oczekiwań. Owszem, całościowo wypada nad wyraz „świeżo” na tle innych zombie movies, jednak brak jej ostatecznego szlifu. Pomysł twórców polegający na przedstawieniu dramatu pojedynczej rodziny, której córka zostaje ugryziona przez zombie, a w konsekwencji zainfekowana wirusem przemieniającym ją powoli w żyjącego trupa, okazał się naprawdę nowatorski i oryginalny. Porzucono motyw zagłady ludzkości i wizję postapokaliptycznego świata, co jest standardem w historiach o zombie. Zamiast tego zaoferowano widzom poruszającą opowieść o  próbie pogodzenia się z losem, zaakceptowania dotykających nas krzywd. W filmie występuje alegoria dotycząca nieuleczalnie chorych osób. Widać to doskonale na przykładzie tytułowej protagonistki. Podczas seansu wraz z Wadem będziemy z bezsilnością i bezradnością przyglądać się gasnącej w oczach Maggie, przechodzącej przez kolejne stadia przemiany w zombie. Jeśli postaramy się wczuć w sytuację tego bohatera, to na własnej skórze poczujemy jego smutek, żal i rozpacz. Będziemy obserwować próby pogodzenia się bohaterów z losem, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że ich ukochana dziewczynka powoli umiera, że z każdym dniem coraz bliższa jest przemiany w bezduszne zombie. Przekaz produkcji jest genialny i daje do myślenia. Twórcy poruszają problematyczne kwestie. Czy można przygotować się na śmierć bliskiej osoby z rodziny? Jak odsunąć od siebie drugiego człowieka i poddać go kwarantannie, zdając sobie przy tym sprawę, że prawdopodobnie nigdy więcej go już nie zobaczymy? Czy jesteśmy w stanie, w razie konieczności, zabić bliską sercu osobę? Czy morderstwo, nawet jeśli słuszne, uzasadnione jest moralnie? Takie pytania rodzą się w głowie po obejrzeniu produkcji w reżyserii Henry’ego Hobsona. Spróbujcie sobie na nie odpowiedzieć.

Maggie 4

Pomimo powyższych zalet, tak już wspomniałem na początku poprzedniego akapitu, fabuła posiada też swoje wady, m.in. toczy się w niezwykle ślamazarnym tempie, co może skutecznie zniechęcić wielu kinomanów. Trudno mówić o nudzie i niepotrzebnych przestojach, jednak niecierpliwi widzowie oczekujący mocnych wrażeń i dynamicznej akcji srogą się rozczarują. „Maggie” bowiem to film kładący duży nacisk na dialogi i opowiadaną historię. Nie uświadczycie więc tutaj widowiskowych sekwencji akcji czy nagłych zwrotów; to nie ten rodzaj kina. Dla twórców znacznie ważniejsza jest niebanalna wymowa ich dzieła oraz odpowiednia, miejscami ponura i dołująca atmosfera, do której budowy przyczynia się zjawiskowa muzyka autorstwa Davida Wingo. Niestety nie usprawiedliwia to interesującej, lecz ledwo zarysowanej rzeczywistości, w której przyszło żyć bohaterom. Wizja świata przedstawionego została zbudowana na wątłych filarach. Dowiadujemy się z radia o jakieś epidemii, którą udało się opanować, zakażonym zbożu, kwarantannie itp. itd. Brakuje jednak konkretów. Twórcy nie przybliżają nam przeszłości wykreowanej przez nich rzeczywistości. Nie dowiemy się np., jak doszło do skażenia oraz nie zobaczymy na własne oczy, co dzieje się z ludźmi w kwarantannach – wielka szkoda. Wizja świata przedstawionego w produkcji oraz motyw zombie służy jedynie zawiązaniu akcji i przedstawieniu dramatu rodziny, a aż proszą się o rozwinięcie. Może w rękach bardziej doświadczonego twórcy produkcja byłaby wielowymiarowa i rozgrywała się na kilku płaszczyznach. Niestety „Maggie” w reżyserii Henry’ego Hobsona pozostawia niedosyt i posmak zmarnowanego potencjału. Ponadto należy dodać, że w produkcji zabrakło również brutalnych i szokujących scen. Widzowie będą mieli świadomość okropieństw, których dopuszczają się niektórzy bohaterowie, jednak nigdy nie zobaczą ich wprost. Reżyser zręcznie posługuje się symboliką, dzięki czemu obraz nic na tym nie traci.

Maggie 5

Zdecydowanie należy pochwalić stojącą na przyzwoitym poziomie grę aktorską. Miałem co do niej pewne obawy, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się oglądać Arnolda Schwarzeneggera poza kinem rozrywkowym, czyli w produkcji wymagającej od niego nieco więcej niż kilka wyświechtanych one-linerów. Szczęśliwie były bezpodstawne. Cała obsada stanęła na wysokości zadania. Produkcja charakteryzuje się niezwykle minimalistyczną grą aktorską. Mimo że głównym celem filmu jest „granie na ludzkich emocjach”, to wszyscy aktorzy grają oszczędnie, z wyczuciem, nie szarżują z ekspresją uczuć podczas odgrywania kilku naprawdę wzruszających i emocjonalnych scen. Dzięki temu produkcja nie wpada w tanie melodramatyczne tony, stając się tandetnym, łzawym horrorem, jakich z pewnością nie brakuje. Zamiast tego otrzymujemy dojrzały i poruszający dramat, zmuszający w wielu fragmentach do wyciągnięcia odpowiednich wniosków i głębszej refleksji nad życiem. W kwestii aktorstwa przoduje Abigail Breslin. To jej barkach spoczęła cała odpowiedzialność za powodzenie produkcji i trzeba przyznać, że nominowana do Oscara nastolatka – zasłużyła na złotą statuetkę – podołała presji. Była wiarygodna i przekonująca w swojej roli, podobnie jak towarzyszący jej na ekranie Arnold Schwarzenegger – widać nie jest mu jeszcze pisana emerytura. Oby więcej takich kreacji w jego okazałej filmografii.

Maggie 6

O dziwo najgorzej na filmie będą się bawić zagorzali fani Arnolda Schwarzeneggera, jak również wszyscy zwolennicy krwistych zombie movies oraz fani czarnych komedii autorstwa George’a A. Romero. Dlaczego? „Maggie” to nie kolejny horror o tematyce żywych trupów lub letni blockbuster w stylu wydanego dwa lata temu „World War Z”, tylko tym razem z Arnoldem Schwarzeneggerem, zamiast Brada Pitta w roli głównej. Nie. Omawiana produkcja to niecodzienny dramat, przedstawiający niedolę zwyczajnej pospolitej rodziny, żyjącej w świecie do złudzenia podobnym do naszego. Obraz przedstawia tragedię ojca, który z każdym kolejnym dniem próbuje się przygotować na to, na co nie ma wpływu, na nieuchronne. Jeśli więc wyzbędziecie się wygórowanych wymagań i podejdziecie do „Maggie” bez zbędnych uprzedzeń, otwierając się przy tym na pomysły reżysera oraz dając się jednocześnie ponieść opowiadanej przez niego historii, to przeżyjecie poruszającą i wymowną opowieść o niegasnącej miłości rodzicielskiej, przywiązaniu i nadziei. Polecam!

„Maggie” reż. Henry Hobson – Ocena Movies Room to: 60/100

Maggie 2

Za seans dziękujemy: 

Redaktor

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?