Olivia Wilde is really wild – recenzja „The Lazarus Effect”

Medyczne eksperymenty z domieszką standardowego opętania

Zastanawialiście się kiedyś nad śmiercią? Myśleliście o życiu pozagrobowym, piekle i niebie? A może ideę duszy, jako bezcielesnego bytu zawierającego wszystkie nasze wspomnienia oraz przeżycia uważacie za czysty absurd, zwykłą abstrakcję mającą złagodzić fakt bezpowrotnego zgonu? Kwestia życia i śmierci męczy ludzkość od wielu pokoleń. Możliwość poznania odpowiedzi na kluczowe dla istnienia człowieka pytania dostała bohaterka produkcji „The Lazarus Effect” Zoe, która po śmierci w wyniku porażenia prądem na powrót wróciła do żywych dzięki wynalezionemu przez jej grupę badawczą specjalnemu specyfikowi. Pani doktor miała okazję znaleźć się po drugiej stronie lustra, spojrzeć śmierci w twarz, a następnie wyrwać się z jej objęć. Niestety grupa badawcza Zoe odniosła jedynie połowiczny sukces, bowiem bohaterka wróciła odmieniona.

lazarus effect 1

Historia jak na horror dość nietypowa i dająca duże pole do popisu scenarzystom. Mieli oni genialny pomysł na zawiązanie akcji – zastosowanie będącego w fazie badań specyfiku, pozwalającego na przedłużenie stanu agonii, do wskrzeszenia porażonej przez prąd koleżanki. Zapowiadał się naprawdę pomysłowy horror, takie połączenie „Linii życia” z „Lucy”. Twórcy poruszają w swojej produkcji dość ciekawe motywy oraz problemy. Dla przykładu można podać kwestię życia po śmierci, która zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan obrazu. W jej tle uważni kinomani dostrzegą ponadto motyw nieśmiertelności czy możliwości i potencjału ludzkiego umysłu. Twórcy zahaczają także o kwestie religijne, zadając widzom pytanie, czy człowiek ma prawo bawić się w Boga i decydować o życiu bądź śmierci drugiej osoby. Niestety, prawie żaden z powyższych motywów nie zostaje dostatecznie rozwinięty ani też doprowadzony do końca – wszystkie bezpowrotnie znikają w spowijających mrok korytarzach podziemnego laboratorium. Twórcy skutecznie wzbudzili moją ciekawość, a potem pozostawili z poczuciem niedosytu. Trudno mówić tutaj o rozczarowaniu, widzowie zostają po prostu oszukani przez scenarzystów, bowiem początkowe dwadzieścia minut filmu obiecuje zupełnie inny rodzaj rozrywki niż ten, który dostaje się w drugiej połowie produkcji. Widać kwestie medyczne oraz religijne były jedynie intrygującą otoczką niezwykle przeciętnego filmu o opętaniu. Niestety dobry pomysł to nie wszystko. Historia w drugiej części obrazu schodzi praktycznie na drugi plan, ustępując miejsca scenom akcji oraz grozy.

lazarus effect 2

Mimo powyższych wad, na filmie raczej naprawdę trudno się nudzić. Produkcję ogląda się bez zgrzytania zębami, a dzięki dobremu końcowemu twistowi zapomina się poniekąd o jej mankamentach oraz wyraźnych niedociągnięciach. Dla zabicia czasu, bez niepotrzebnego wysilania szarych komórek, „The Lazarus Effect” jest jak znalazł. Jednak nie liczcie na nic więcej, twórcy nie silą się nawet na wyjaśnienia, opacznie rozumiejąc słowa mistrza grozy Stephena Kinga, według którego największy strach budzi coś, czego nie da się objąć rozumiem, a co za tym idzie, przeciwstawić się temu, stanąć z tym do równej walki; po prostu czyste zło. Taki motyw wykorzystano między inny w wydanym kilka lat temu „Sinister”. Niestety w przypadku „The Lazarus Effect”, nawet jeśli twórcy stosowali się do powyższej zasady, robili to bardzo nieumiejętnie, ponieważ nie usprawiedliwia ona licznych niedopowiedzeń i dziur logicznych charakteryzujących ich najnowszą produkcję.

lazarus effect 3

Przyzwoicie wypadło aktorstwo. Naprawdę trudno zarzucić obsadzie brak niezbędnych umiejętności czy zwyczajnie szczerych chęci, jednak słabo nakreślone przez scenarzystów postacie nie pozwalają im w żaden sposób zabłysnąć. Najbardziej poszkodowana jest Olivia Wilde, która dosłownie dwoi się i troi na ekranie, starając się tchnąć życie w swoją bezpłciową bohaterkę. W roli doktor Zoe jest przekonująca i wiarygodna; z przekazywaniem uczuć radzi sobie bezproblemowo – owszem, niekiedy przesadza z ich ekspresją, a innym razem gra zbyt minimalistycznie, jednak daje z siebie wszystko. Mimo to wykreowana przez nią postać nie przyciąga uwagi. Podobnie jest z pozostałymi aktorami. Scenarzyści odwalili po prostu fuszerkę. Dostarczyli aktorom archetypiczne i bezbarwne postacie. Dodatkowo w samej produkcji niewiele o nich wiadomo. Nie mamy okazji poznać ich przeszłości (z jednym wyjątkiem) czy łączących postaci relacji. Wszystko jest stereotypowe. Skutkuje to wyraźnym brakiem więzi bohaterów z widzami, są im obojętni, a to w horrorze jeden z karygodnych błędów. Film zasadniczo opiera się na postaci granej przez Olivię Wilde, która dobrze uchwyciła zmianę charakteru bohaterki. Zaskakująco dobrze spisała się w roli zwyczajnej, nieco wycofanej pani doktor oraz pałającego zemstą oraz rządzą krwi demona. Zresztą dopiero jako opętana, tracąca zmysły kobieta, Olivia Wilde dostaje raptem kilka minut, w których może się popisać. Są to najlepsze sceny filmu. Ogólnie rzecz biorąc, aktorzy spisali się na tyle, na ile wymagała od nich produkcja. Przyzwoicie, ale bez rewelacji.

lazarus effect 5

Plusem produkcji jest niezła oprawa audiowizualna oraz zastosowane straszaki. Jak na horror brakuje ciągłego poczucia niepokoju i stopniowanego napięcia – szczególnie na początku obrazu – ale im dalej w las, tym lepiej. Przygasające światła oraz wypełnione mrokiem laboratoria w połączeniu z odpowiednim podkładem muzycznym tworzą całkiem znośną atmosferę. Zasadniczo nie ma na co narzekać. Podobnie jest ze straszakami. Mimo że ograne, spełniają zamierzony efekt. Na produkcji naprawdę można się wystraszyć; nie raz i nie dwa podskoczyć ze strachu. Wystarczy jedynie dać się ponieść reżyserskiej fantazji, co wcale nie musi być trudne szczególnie ze względu na historię i atmosferę, bo pomimo licznych wad, obraz i tak potrafi wciągnąć. Brak oryginalności twórcy nadrabiają rzetelnym i solidnym wykonaniem. Mamy tutaj do czynienia z połączeniem ghost story związanego z opętaniem oraz slashera. Ogólny efekt jest zadowalający, ale zapaleni zwolennicy obrazów grozy będą czuć wyraźny niedosyt. Scen straszących jest zdecydowanie za mało i w większości polegają na nagłym pojawieniu się w kadrze odpowiednich elementów czy postaci. Liczyłem na zdecydowanie więcej „atrakcji”. Zwłaszcza, że horrory eksploatowane są od lat, a na brak dobrych pozycji z tego gatunku narzekać ostatnio nie można. Ponadto jeśli produkcję rozpatrywać jako slasher to jest zbyt ugrzeczniona. Brakuje szokujących scen mordu. Kilka z nich jest naprawdę pomysłowych, ale ograniczenia wiekowe (PG-13) niszczą końcowy efekt. Szkoda, bo jako krwisty slasher z elementami ghost story, film mógłby się podobać, dalej może, ale raczej mniej zaprawionym kinomanom lub ludziom niewybrednym.

lazarus effect 6

„The Lazarus Effect” to film straconej szansy. Niezły pomysł na zawiązanie historii, utalentowana obsada i solidne wykonanie w zderzeniu z bezbarwnymi postaciami, schematyczną w gruncie rzeczy fabułą – sprowadzoną do roli nic nieznaczącego tła w drugiej części obrazu – i momentami zbyt szybkim tempem akcji skutkuje kolejnym przeciętniakiem jakich wiele. Mógł być ciekawy horror o tematyce medycznej, a wyszedł powtórkowy obraz o opętaniu. Szkoda, bo dzieło miało ogromny potencjał i utalentowanych aktorów. W rękach doświadczonego reżysera i ze znacznie ambitniejszym scenariuszem, produkcja mogłaby stanąć w szranki z wydanym ostatnio „It Follows”, odznaczając się nie mniej zaskakującą i absorbującą historią. Jeśli więc szukasz niezobowiązującego kina z dreszczykiem emocji, o którym zapomnisz w przeciągu tygodnia, to „The Lazarus Effect” jest idealnym kandydatem. Jednak w potopie obrazów grozy, który nieustanie zalewa kinematografię, znajdziecie z tuzin ciekawszych i znacznie oryginalniejszych projektów, którym zdecydowanie bardziej należy się uwaga niż nowemu dziełu Davida Gelba.

„The Lazarus Effect” reż. David Gelb – Ocena Movies Room to: 55/100

lazarus effect 4

Redaktor

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?