Kobieta bez twarzy – recenzja dramatu Feniks

Nieustająca gra z widzem, płynne zmienianie konwencji, stawianie intrygujących pytań i zostawianie niedopowiedzeń. Feniks, najnowszy film Christiana Petzolda, spełnia wyżej wymienione warunki, w dodatku opowiada poruszającą historię osadzoną głęboko w najmroczniejszym momencie współczesnej Europy. Jeżeli uda się wam przymknąć oko na kilka mniej prawdopodobnych motywów, obejrzycie jeden z ciekawszych filmów tego roku.

Dwie kobiety w drodze do Berlina zbliżają się samochodem do przejścia granicznego. Jest noc, dym po II wojnie światowej jeszcze nie zdążył osiąść, amerykańscy żołnierze stacjonują na terenie Niemiec. Jedna z nich ma twarz owiniętą bandażami, widać tylko oczy. Wojskowy po sprawdzeniu przepustek żąda odsłonięcia twarzy. Nie pomagają tłumaczenia, że okaleczona wraca z Auschwitz. Żołnierz szybko przepuści samochód po zobaczeniu tego, co chciał. Może być to jedna z rzeczy, której widoku nie zapomni do końca życia… Chirurg plastyczny powie Nelly (Nina Hoss), że nie będzie w stanie odtworzyć jej twarzy, ale może dać jej nowy wygląd. Po wojnie może to nie być taki zły pomysł.

feniks01

Zabandażowana twarz przywodzi na myśl od razu dwa tytuły. Pierwszy to Oczy bez twarzy, mroczny thriller z lat 60., drugi to Almodovar i Skóra, w której żyję. Jeżeli dorzucimy do tego rozrachunki z czasami wojny, wydaje się, że rozpoznaliśmy już terytorium, po którym poruszać się będzie reżyser. Tak naprawdę jednak Petzolda nie interesuje sam dramat obozów koncentracyjnych, życie Niemców w powojennym, zrujnowanym Berlinie czy szokowanie krwią czy drastycznymi ujęciami. Poranionej twarzy Nelly reżyser nie daje nam ujrzeć, za to daje nam podgląd do tego, co dzieje się w jej głowie. Otóż kobieta pragnie odnaleźć swojego męża Johnny’ego (Ronald Zehrfeld), wbrew zakazom przyjaciółki Lene (Nina Kunzendorf). Wszyscy podejrzewają bowiem, że to on wydał swoją żonę faszystom i skazał ją tym samym na piekło Auschwitz.

feniks02

Kiedy Nelly rozpoczyna poszukiwania męża po Berlinie, film przeradza się stylistycznie w kino-noir, z długimi cieniami, neonami i niedoświetlonymi planami. Sytuacja jednak bardziej komplikuje się, kiedy Johnny i Nelly stają twarzą w twarz i… mąż nie rozpoznaje w stojącej przed nim kobiecie swojej życiowej partnerki sprzed wojny. Być może zmieniła się tak bardzo, że nie jest w stanie poznać jej najbliższa, znająca ją intymnie osoba, ale skoro rozpoznają ją przyjaciele, a nawet kobieta, która ukrywała ją w trakcie wojny… Ten dość kontrowersyjny motyw w całym scenariuszu wydaje się najtrudniejszy do przełknięcia i sam kwestionuję go do tej pory, starając się równocześnie znaleźć dla niego jakieś uzasadnienie. Niech będzie nim metafora traumy wojennej, jaką było dla wielu Niemców ślepe posłuszeństwo Hitlerowi i jego szaleńczej wizji. Coś, o czym większość narodu, która przetrwała zawieruchę wojenną, chciała jak najszybciej zapomnieć. Może nawet prościej, Johnny wyparł z pamięci żonę, bo wie, że z obozów nikt nie wracał żywy i jest pewien, że nie ujrzy jej już więcej. Kiedy więc staje przed nim kobieta, która na pewno nie jest jego żoną, ale twierdzi, że nią jest, mężczyzna widzi w tym okazję do przejęcia majątku po – jak się mu wydaje – zmarłej kobiecie. Tutaj rozpoczyna się najbardziej pasjonująca część opowieści.

feniks03

Johnny oferuje Esther (imię, którym posługuje się Nelly) mieszkanie (zawilgła piwnica) i podział pieniędzy, jeżeli ta będzie udawać, że jest jego zaginioną żoną. Ma zamiar przygotować ją na spotkanie ze znajomymi, by oni mogli potwierdzić jej autentyczność. Zaczyna uczyć ją jak ma mówić, chodzić, pisać, żeby wyglądać dokładnie jak jego żona. Kupuje jej sukienki, ćwiczy z nią scenariusz pierwszego spotkania po wyjściu z pociągu. Johnny „tresuje” Esther niczym James Stewart uczył Kim Novak w Zawrocie głowy – i tak oto znajdujemy się na poletku Alfreda Hitchcocka. Mistrz suspensu lubował się w takich zakręconych, niejednoznacznych, a czasem nawet nieprawdopodobnych układach, byle służyły one fascynowaniu widza. Petzold nie naśladuje ślepo Anglika, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie twórca „Północ, północny zachód” dostarcza mu największych inspiracji.

feniks04

W tej niemalże masochistycznej dla Nelly i sadystycznej dla Johnny’ego sytuacji kłębi się coraz więcej pytań i to one są dla reżysera punktem docelowym. Dlaczego kobieta decyduje się podjąć grę? Czy liczy na to, że w końcu mąż rozpozna w niej swoją partnerkę, czy może chce, by przyznał się jej do tego, że to on wydał ją hitlerowcom? Czy mężczyzna, kierowany głównie przez zachłanność i samolubność, będzie w stanie przejrzeć na oczy? Jaką traumą musiało być dla każdego z małżonków z osobna przeżycie wojenne, skoro oboje zmienili się tak bardzo, prowadząc egzystencję, która jest tylko bladym cieniem tego, co mieli wcześniej. Koniec końców „Feniks” to trudna historia miłosna, gorzka i pełna bólu, naznaczona bliznami i ranami, których nie usunie najlepsza operacja plastyczna. Niczym powojenny Berlin, z gruzami na ulicach, przypomina bardziej czyściec, w którym bohaterowie lewitują, aż będą mogli przejść na kolejny etap egzystencji. Bolesny proces odradzania się feniksa z popiołów, który sugeruje tytuł, nie przyniesie wszystkim upragnionego wyzwolenia.

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?