Recenzja Timbuktu, dramatu o tragicznych skutkach ekstremizmu

Zakaz słuchania muzyki. Zakaz uprawiania sportu. Zakaz palenia. Kobiety powinny nosić rękawiczki i skarpetki, zakrywając jak najwięcej ciała. Nowe prawa obwieszczne przez islamskich bojowników w Timbuktu, miasta w afrykańskim Mali, odbijają sie echem o ściany domów w tej położonej na pustyni miejscowości. Muzułmańscy ekstremiści groźnie wymachują kalasznikowami, ukrywając swoje twarze pod chustami. Bezlitośnie niszczą artefakty i dzieła sztuki. Ich obecność odbije się równie głośnym echem na życiu lokalnej ludności.

timbuktu1

Abderrahmane Sissako (Bamako) w swoim najnowszym, pokazanym podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes filmie, stworzył poruszający obraz społeczności rozrywanej i kaleczonej przez nowe, brutalne prawa dżihadystów. W centrum opowieści umieścił rodzinę niejakiego Kidane, który z zemsty za zabicie krowy pozbawia życia lokalnego rybaka, zostawiając przyszłość córki i żony pod znakiem zapytania. Pod okiem nowych stróżów prawa nie może być mowy o łasce, przebaczeniu czy bezstronnym procesie.

timbuktu2

Wokół tego wątku jest kilka innych, nie mniej poruszających. Młoda dziewczyna skazana z chłostę, ponieważ ośmieliła się śpiewać. Podobna kara dla chłopaka chcącego grać w piłkę. Kamieniowanie dla innej pary. Słuchający hip-hopu nastolatek, wyznający przed kamerą swoje grzechy. Islamski wojownik biorący sobie siłą lokalną dziewczynę za żonę. Nawet miejscowy kaznodzieja pozostaje bezradny w dyskusjach z ekstremistami. Reżyser w postaciach z obydwu grup – rdzennych mieszkańców i przyjezdnych – stara się odszukać pozytywne akcenty.

timbuktu3

Timbuktu czaruje kilkoma niesamowitymi ujęciami i scenami, jest przemyślany i świetnie nakręcony. Dwóch mężczyzn na przeciwnych brzegach jeziora. Jeden walczy o życie, drugi wie, że właśnie wydał na siebie wyrok śmierci. Albo grupa młodzieży grająca w piłkę nożną bez piłki, niczym w słynnym meczu tenisowym w „Powiększeniu” Antonioniego. Film w niektórych scenach jest niezwykle poważny, momentami nostalgiczny, a także niespodziewanie i autentycznie zabawny. Ta gra nastrojami przybliża go do prawdziwego życia, ale również zbudowany na paradoksach obraz daje słodko-gorzki efekt, mocno rezonujący w widzu po seansie.  Jedyny element, który odrobinę psuje bardzo pozytywną percepcję to ckliwa muzyka ilustrująca niektóre sceny. Zupełnie niepotrzebnie. W tym wypadku obrazy mówią za siebie z wystarczającą siłą.

Otwierająca i zamykająca scena filmu są do siebie bliźniaczo podobne i ich wydźwięk pozostawię bez komentarza. Oto na początku grupa bojowników na pickupie pędzi przez pustynię, goniąc małą antylopę. Padają strzały, wystraszone zwierzę biegnie co sił przed siebie. Któryś z mężczyzn krzyczy: „Nie zabijaj jej od razu, zmęczymy ją na śmierć!”.

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?