Beksińscy. Album wideofoniczny – recenzja dokumentu Marcina Borchardta

Pamiętacie pewnie jak w tamtym roku na ekrany kin wszedł film Jana Matuszyńskiego pt. Ostatnia rodzina. To właśnie wtedy rozpoczął się pewnego rodzaju “szał na Beksińskiego”. Z każdej strony dobijały się do mnie informacje o wystawach, prelekcjach, wykładach. Tak jakby nikt wcześniej o nim nie wiedział i nie słyszał. Szał trwa do dziś, a co drugi gimnazjalista/ licealista zapytany o ulubionego malarza odpowiada z dumą: “Beksiński”. O więcej nie pytam z uprzejmości. Na Ostatniej rodzinie natomiast się zawiodłam. Liczyłam wtedy na film omawiający postać Beksińskiego i życie jego rodziny. Temat został rzucony prawie od niechcenia, a główną rolę odgrywają realni bohaterowie. Chyba mogę powiedzieć, że to pewnego rodzaju też zagranie czysto marketingowe. Wszystko było bardzo powierzchowne, nieprzemyślane. Żebyście mnie nie bili dodam, że film byłby dobry, gdyby nie cały marketing, który wyrósł wokół Ostatniej rodziny. Jeśli wszystko opierałoby się na podobnych zasadach co Cicha noc, bo opowiadałyby historię samej w sobie instytucji rodziny, to nie miałabym problemu. Ba nawet może dałbym 8/10. Ostatnią rodzinę po prostu przeżyłam i mogłam spokojnie wybrać się na kolejną biografię Beksińskich. Oczekiwań nie miałam, byłam jedynie ciekawa co to będzie i jaką tym razem szopkę polscy twórcy wymyślą po raz kolejny.

https://www.youtube.com/watch?v=SdGs3FTRLEo

Beksińscy. Album wideofoniczny. To pozycja obok której żaden fan artysty nie może przejść obojętnie. Wręcz każdego obowiązkiem jest się z nią zaznajomić. Powodów jest multum. Tym głównym i wybijającym się przed szereg jest ten, że wszystkie materiały pochodzą z prywatnych nagrań Zdzisława Beksińskiego – zapalonego fana filmów, które sam chciał tworzyć. Podchodzi do tego z należytą precyzją i dokładnością. Mogłabym na tym spokojnie zakończyć, bo jak oceniać dzieło artysty? Mierzyć się z ideałem twórczości mistrza? Beksiński był artystą niewątpliwie, wszechstronnym artystą, ale z kaprysami. Gdy znudziło go projektowanie, uciekł do malarstwa, w przerwach od malarstwa tworzył filmy, a oprócz tego w jego życiu obecna była muzyka. Prawdziwa artystyczna dusza, tworząca dla siebie, dla własnej idei, nie patrząca na innych.

Beksiński nagrywał swoje życie tworząc pewnego rodzaju dokument, którego pewnie, jak myślał, “nikt nie zobaczy”. A teraz jego nagrania są dostępne na YouTube oraz zmontowane w tym właśnie filmie. Nagrywał codzienność, proste, rażące wręcz swoją prostotą kadry, tworzone bez skrępowania do rodzinnego archiwum, zupełnie jak do tytułowego albumu. Może nie tak dosłownie bez skrępowania, bo Beksiński swoją kamerą denerwował wszystkich współlokatorów, prosząc by “wzięli udział w jego filmie”. Widać tutaj jego zainteresowanie domem jako społeczeństwem, ukazywaniem normalnego życia, bez żadnego scenariusza. Nie bał się wejść do pokoju, gdzie wybuchała kłótnia, aby nadać ekspresji nudnym, wyidealizowanym pojęciom rodziny. Wspomnieć wypadałoby o postaci Tomasza Beksińskiego, którego moje wyobrażenie po Ostatniej rodzinie było zupełnie inne niż otrzymałam w tym materiale. Niby ojciec, ale przedstawił syna w “naturalnym” środowisku wspierając go we wszystkich jego pasjach i zainteresowaniach oraz jawnie wygłaszając wszystkie żale, które ma do niego. Może dopiero tutaj dowiedzieliśmy się, o co chodziło z osobą Tomasza Beksińskiego owianego wielką tajemnicą przykrywaną milionem plotek i domysłów?

https://www.youtube.com/watch?v=-7tBOh1JZ-c

Nie chcę bluźnić, czy coś takiego, ale, o ile mogę Beksińskich. Album Wideofoniczny nazwać filmem w klasycznym tego słowa rozumieniu, to jest on jednym z lepszych, które widziałam w tym roku. I będę bronić swojego zdania. Jednak w pełni “improwizowany” film jest dużo lepszy od tego tworzonego według scenariusza.

Pomysł Marcina Borchardta niewątpliwie jest rzeczą trafioną w samo sedno. Tego właśnie brakowało nam do odbioru pełnej biografii Beksińskiego, jak i samych Beksińskich. Obrazy mamy, w sumie każde wielkie miasto może ostatnio poszczycić się taką wystawą. Książki piszą się w zawrotnym tempie, biografie, listy, czego dusza zabraknie. Filmów też pewnie powstanie z kilka. Ale Album Wideofoniczny jest jeden i bije na kolana wszystkie biografie, nie przebija tylko obrazów. Tak rzeczywiście to on jest całkowitym źródłem wiedzy i uzupełnioną biografią. Zdanie kończące: brakowało mi chronologii. Ułóżcie to jeszcze raz, a dam z czystym sumieniem 100/100.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Największa fanka autocada i BIMu. Hobbistycznie miłośniczka malarstwa XIX i XX wieku z naciskiem na: Degasa, Klimta i Bacona. W czasie wolnym szuka filmu idealnego, po którym z czystym sumieniem będzie mogła określić X muzę sztuką.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?