Recenzja komedii Tata kontra tata – Ferrell i Wahlberg walczą o prym w rodzinie

Tydzień po premierze Sióstr znów przychodzi nam recenzować komedię w krzywym zwierciadle ukazującą relacje rodzinne. Tata kontra tata to zderzenie dwóch, diametralnie różnych stylów wychowawczych, reprezentowanych przez zupełnie różne osobowości. Mark Wahlberg i Will Ferrell stworzyli już zgrany i oryginalny duet w Policji zastępczej, teraz jednak poszli na łatwiznę i weszli w wygodne dla siebie role. Efektem tego jest film, w którym sporadyczne zabawne momenty nie ratują nudnawej i przewidywalnej fabuły.

Tata kontra tata: Will Ferrell i Linda Cardellini

Zobacz także: „Siostry” – recenzja komedii z Amy Poehler i Tiną Fay

Brad (Ferrell) próbuje zrealizować swoje największe marzenie – zasłużyć na tytuł „taty” u dwójki dzieci swojej partnerki Sary (Linda Cardellini). Droga do akceptacji przez kilkuletnie dzieci jest długa i żmudna – Megan i Dylan początkowo na rysunkach rodziny portretują Brada jako martwego, w najlepszym razie śmiertelnie rannego faceta, który nie ma z nimi za dużo wspólnego. Ale ojczym się nie poddaje – zgodnie z zaleceniami podręcznika dla przybranych ojców przygotowuje dzieciakom śniadanie, pakuje im lunch do szkoły z podnoszącą na duchu maksymą, zawozi i odwozi całą rodzinę, trenuje koszykówkę: jest dla nich na każde zawołanie. Stopniowo udaje mu się wygrać serca dzieciaków. Brad, choć to przemiły, dobry i wrażliwy facet, ale trochę z niego ciapa i bufon. Nienaganny, nudny strój, rodzinny samochód bez stylu, nie wadzące nikomu zachowanie nie stawiają go na najlepszej pozycji, kiedy nagle w domu zjawia się biologiczny ojciec dwójki i były mąż Sary.

Tata kontra tata: Will Ferrell i Linda Cardellini

Dusty (Wahlberg) to mężczyzna przez wielkie M. Skórzana kurtka i kowbojki, motocykl, długie włosy, tors młodego boga oraz bijąca z niego pewność siebie – w skali „bycia cool” tata zyskuje komplet punktów. Dusty potrafi naprawić wszystko sam, zbudować co się tylko wymarzy, opowiada fascynujące historie i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Brada czeka nie lada wyzwanie, aby nie stracić ciężko wypracowanej pozycji w oczach Megan i Dylana.

Jeżeli na podstawie zwiastuna oraz plakatu wyobraziliście sobie o czym będzie ten film, trafiliście w dziesiątkę. Główna część fabuły to pojedynek dwóch tatusiów, czyli nieustająca parada wpadek fajtłapowatego Brada oraz pokaz nieprzeciętnych umiejętności Dusty’ego. Codzienne obowiązki tego pierwszego bledną przecież przy niezwykłych zdolnościach drugiego. Czy dobrze spakowany lunch może konkurować z domkiem na drzewie? Sięgający po coraz cięższą artylerię ojczym wkopuje się w coraz większe tarapaty.

Tata kontra tata: Mark Wahlberg i Will Ferrell

Zobacz także: „Zoolander 2” – recenzja powrotu najgłupszego modela świata

Scenarzyści polegli, wkładając większość komediowego potencjału w rysunek postaci. Bohater Ferrella jest jak zwykle bardziej irytujący i polubienie go graniczy z cudem, natomiast osiłkowi Wahlberga brak jakiejś mroczniejszej strony, którą wydaje się mieć na początku. Dość szybko orientujemy się też, że oglądamy film o męskiej przyjaźni, więc zupełnie nieprawdopodobne zabiegi fabularne doprowadzą w końcu do jakże oczekiwanego momentu pojednania (wybaczcie spoiler). Na ratunek do śmiechu przychodzi jak zwykle komedia fizyczna, dowcipy z genitaliami oraz postacie drugoplanowe. W tym ostatnim przypadku, ani opowiadający dziwaczne historie szef stacji radiowej (Thomas Haden Church), ani zamieszkujący z rodziną Griff, nie spełniają do końca swojego zadania. Małych, naprawdę zabawnych momentów jest dosłownie kilka i zazwyczaj jest to triumf absurdalnego humoru oraz momentów chemii pomiędzy Ferrellem i Wahlbergiem. Opowiadana dzieciom na dobranoc bajka o złym królu-ojczymie to chyba najlepszy lajtmotyw w Tata kontra tata.

Tata kontra tata: Will Ferrell i Mark Wahlberg

Zobacz także: „W głowie się nie mieści” – Pixarowa lekcja życia

Osobiście lubię, kiedy komedia pod przykrywką dobrej zabawy stara się przemycać jakąś poważną myśl. Twórcy nie zadali sobie w tym wypadku większego trudu poza stwierdzeniem, że bycie ojcem to ciężki kawał chleba, a z perspektywy czasu dzieci pewnie zrozumieją, że większą wartością jest obecny i kochający ojczym, niż wiecznie nieobecny, choć bardzo „cool” biologiczny ojciec. Inna sprawa, że wyjęte żywcem z „bromansów” zakończenie niewiele ma wspólnego z rozwiązywaniem problemów w rzeczywistym świecie. Kreskówki Pixara wierniej przedstawiają świat niż ten film, który chwilami ogląda się jak dziejącą się w Nibylandii fantazję.

https://www.youtube.com/watch?v=BtQ_jIP1tD8

Ilustracje recenzji i plakat: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?