Niemiecka komedia? Z pewnością wielu widzów kojarzy z tym pojęciem przede wszystkim Tila Schweigera, który w ostatnich latach zasłynął jako producent takich filmów jak Tata do pary czy Miłość z przedszkola. W ostatnim roku prawdziwym hitem stał się Toni Erdmann, nominowany do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny obraz autorstwa Maren Ade. Filmy Schweigera kojarzą się z lekkim, prostym i mało wymagającym humorem, który z pewnością trafi do większej grupy odbiorców. Toni Erdmann charakteryzuje się gorzkim i ciężkim stylem prowadzenia narracji, który może męczyć widza. A jakim typem komedii jest Witamy u Hartmanów w reżyserii Simona Verhoevena?
Witamy u Hartmanów zadebiutował na polskich ekranach dzięki corocznej akcji nazwanej Tygodniem Kina Niemieckiego, który zwraca uwagę na najnowsze produkcje niemieckie, często nie mające szansy zaistnieć na naszym rynku filmowym. Komedia Verhoevena porusza aktualną tematykę migracyjną, kryzysu średniego oraz globalizacji we współczesnym świecie. Tytułowa rodzina Hartmanów, składająca się z pięciu indywidualności, przyjmuje pod swój dach Diallo, imigranta z Nigerii. Oprócz problemu tolerancji wśród najbliższego kręgu znajomych bohaterów, możemy bliżej przyjrzeć się kwestii nieradzenia sobie z przemijaniem, a także (w przypadku Philippa) uzależnieniu od telefonu.
https://www.youtube.com/watch?v=c8EZ4ko6GmM
Zobacz również: Recenzja filmu Cudowne dziecko (2007)
Główną zaletą filmu jest jego humor, przede wszystim sytuacyjny. W wielu komediach podstawowym błędem jest przerysowanie komicznych wydarzeń do absurdu, co automatycznie przestaje już bawić. W Witamy u Hartmanów lekką przesadą może być scena z zebrą, ale właściwie bardzo szybko o niej zapominamy. Akcja jest płynna, a zabawne momenty przerywane są tymi, które mają szansę nawet powodować wzruszenie (historia Diallo w szkole syna Philippa). Brakuje mi w tym wszystkim wyrazistej muzyki, potęgującej komizm czy tempo wydarzeń, ponieważ ścieżka dźwiękowa – jak na taki film – jest nieco uboga.
Reżyser nie opowiedział się za czy przeciw uchodźcom. W obiektywny sposób przedstawił nastroje współczesnych Niemców – od olbrzymiej chęci pomocy i fali współczucia po akty nietolerancji, a nawet nienawiści (atak taksówkarza). Pojawiły się również dość mało rozwinięte wątki związane z terroryzmem – widzimy oczywiście śledczych obserwujących podejrzanych imigrantów, ale rozwiązanie zagadki, kto kryje się za podejrzeniem zamachu, zostaje właściwie podane na tacy dużo wcześniej. Jeżeli chodzi o problem kryzysu wieku średniego, został znakomicie przedstawiony dzięki postaci Richarda Hartmanna, w którego wciela się Richard Lauterbach. Dzięki zabawnym wątkom z botoksem kryzys ten został przedstawiony z perspektywy mało poważnej, ale poprzez rozmowy bohatera z żoną, Angeliną, staje się on również momentami wzruszający.
Zobacz również: Recenzja filmu Ptasiek (1984)
Chyba najbardziej zapamiętałam krąg śmiechu wokół Sofie, córki Hauptmannów. 31-letnia studentka, która nie wie do końca, co chce zrobić ze swoim życiem, a także ciągle wplątuje się w niepokojące związki, dostarcza wiele śmiechu. Rozwiązanie fabularne z jej postacią jest oczywiście schematyczne, ale co tu dużo mówić – znakomicie wykonane. Inni bohaterowie także wykreowani są na indywidualistów – każdy z nich specjalizuje się w innej dziedzienie i ma odmienny charakter. Dzięki temu otrzymujemy całą gamę różnych postaci, co daje nam możliwość wybrania swoich ulubieńców.
Witamy u Hartmanów to pozycja, którą po prostu warto obejrzeć dla odprężenia. Ta komedia jest błyskotliwą i inteligentną formą przedstawienia współczesnych Niemców oraz problemów, z którymi się borykają. Nie jest ona idealna, ale jeżeli przymkniemy oko na pewne niedoskonałości, wyjdzie z tego dzieło wywołujące śmiech oraz łzy. Oczywiście nie jednocześnie. Film dzięki dobremu tempu oraz różnorodności scen naprawdę wciąga. Bohaterowie są tak skonstruowani, że możemy ich pokochać, a co za tym idzie – zostają z nami na dłużej. Witamy u Hartmanów – ja, das ist eine gute Idee!