Konstytucja – recenzja komedii o miłości, nienawiści i problemach współczesnych Bałkanów!

Publiczne powoływanie się na słowa Gorana Bregovicia to raczej zabieg dość niebezpieczny, a przynajmniej niepożądany. No ale musicie mi wybaczyć, bo tutaj się bez nich nie obejdzie:

Mówię pierwszym językiem świata, w którym każdy rozumie słowo muzyka.

Gdyby teraz tak słowo „muzyka” zastąpić słowem „miłość”, to otrzymamy nie mniej, nie więcej, a klucz do zagadki Rajko Grlicia pod tytułem Konstytucja. „Kochajcie, a sami będziecie kochani” – zdaje się mówić do nas reżyser ustami swoich bohaterów. I jakkolwiek wyświechtany nie byłby to frazes, to w kontekście najnowszej historii Bałkanów ani trochę nie stracił on na znaczeniu. I ważności. Animozje narodowe, etniczne, religijne, a od niedawna obyczajowe, wciąż trawią i sieją spustoszenie wśród środkowoeuropejskich społeczności niczym najgorsze choróbsko, a na horyzoncie nie widać choćby podmuchu najdelikatniejszej bryzy zmian. Nowotwór, homoseksualizm i nacjonalizm przewijające się podczas seansu i stanowiące oś fabularną dzieła, to zatem nie tyle katalizatory narracyjne, a filmowe metafory i diagnozy prowadzące widza za rękę do wszystkim znanego finału. Finału pełnego ironii, ale i goryczy.

Ustav 2

Niech Was nie zmyli mocno komediowe zacięcie Konstytucji, albowiem mamy tu do czynienia z klasycznym przypadkiem tak zwanego śmiechu przez łzy. Grlić non stop prowadzi z nami dwuznaczne figle, zgrabnie i skutecznie operując narracją kija i marchewki. Najpierw buduje sielską, przyjazną i prześmiewczą atmosferę prowincji, sugerując nam tym samym nagrodę w postaci klasycznego happy endu, aby zaraz zdzielić nas po łapach kijem za naszą łatwowierność oraz wygodnictwo. Za malowniczym freskiem traktującym o miłości i nienawiści, tolerancji i braku poszanowania, przyszłości i przeszłości kryje się wszakże gorzka puenta zamkniętego cyklu życia i historycznego determinizmu. Budujemy mosty i świątynie, tworzymy porozumienia i sieci wzajemnych zależności, ale ostatecznie i tak wsadzamy sobie to symboliczne szkło do kiełbasy z nadzieją na powolną i męczącą agonię. Grlić stał się więc czołowym filmowym fatalistą i sam chyba nie do końca jest tego świadom.

UstavRepublikeHrvatske

Fatalizm ten jest jednak charakterystyczny dla bałkańskich artystów wszelkiej maści – od wspomnianego Bregovicia, przez Kusturice, a na Zizku kończąc. Grlić również wpisuje się w tę poetykę, wypełniając po brzegi Konstytucję aluzjami do historii najnowszej swojej ojczyzny. Niedołężny ojciec, emerytowany Ustasz, jest pielęgnowany przez swojego syna homoseksualistę, który wyjątkowo upodobał sobie damską garderobę. Pomysł banalny, ale prezentujący tyle treści, że mógłby obdzielić sobą trzy oddzielne filmy. Z powyższego możemy się natomiast domyślić, iż stosunki między mężczyznami przez całe życie były – delikatnie mówiąc – napięte (Powinienem Cię zabić – ledwo słyszalnym głosem wydedukował starzec, Naprawdę próbowałeś – odpowiedział z ironią syn), ale kiedy na starca przyszła już pora, to pierworodny bez większych oporów ubrał go w stary faszystowski mundur. Takich sytuacji jest tu bez liku, a moment, w którym nasz bohater homoseksualista, profesor ze stopniem naukowym i Chorwat z urodzenia, ściera się ze swoim plebejskim sąsiadem Serbem podczas lektury konstytucji państwa chorwackiego, zakrawa na merytoryczny majstersztyk. Bo – rozumiecie – Chorwat z Serbem wyzywają się od najgorszych szumowin nad dokumentem gwarantującym ich wolność i równość wobec siebie. Efekt przeszedł najśmielsze marzenia!

UstavRepublikeHrvatske5

Sama tytułowa konstytucja zresztą także stanowi element ironicznej rozgrywki Grlicia. W pierwotnym znaczeniu prawny akt pieczętujący umowę społeczną, staje się nagle prawnym aktem tę umowę niwelującym. Wszystko to natomiast odbywa się na kanwie – mimo wszystko – luźnej i przystępnej komedii. Nie uświadczycie w filmie tylu fikuśnych słówek oraz zdań, co w tej recenzji – reżyser zadbał przede wszystkim o przystępność oraz uniwersalność swojego dzieła, jednak zapomniał, że w parze z nimi często idzie przewidywalność i to też jest mój główny zarzut względem Konstytucji. Akcja z gracją zmierza od punktu A do punktu B, czasami tylko zahaczając o punkt C i to jeszcze w tym momencie, w którym się tego spodziewaliśmy. W wymiarze całościowym fakt ten boli tym bardziej, że Grliciowi nie udało się zaaplikować przenikliwości wywodu godnej chociażby wymienionego tu Kusturicy. Dlatego też tylko 70/100, ale hej! Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie powstał film traktujący o tej tematyce w sposób tak frywolny!

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?