Renegaci – recenzja filmu akcji

Jaka pora nastała i co widać za oknem chyba nikogo nie trzeba informować. Zmianę klimatu da się wyczuć też w kinie. Skończył się czas wielkich blockbusterów i gwiazd hollywoodu. Widać to szczególnie w najnowszej produkcji reżysera Valeriana. Renegaci wyskoczyli gotowi do akcji bez wielkich zapowiedzi oraz głośnej kampanii marketingowej, ale to nie powód, by skreślać ich na samym starcie. Zwłaszcza że tym razem Luc Besson ograniczył się do napisania scenariusza i przede wszystkim powrotu do znanych sobie klimatów sensacyjnych. Koniec z beznadziejną dziecinadą niczym we Wrotach bohaterów. Renegaci to film dla prawdziwych facetów (i nie tylko).

Zobacz również: Liga sprawiedliwości – J.K. Simmons zdradza nowe szczegóły odnośnie swojej roli 

Ot taka lekka, dynamiczna, na wpół poważna historia, jak dzielni Amerykanie przeprowadzają misję wydobycia niemieckiego złota leżącego nie tylko pod wodą, ale przede wszystkim na terenie wroga. Nie do końca typowy heist movie wstawiono w wojskową otoczke i doprawiono standardowymi elementami jak wątek romantyczny oraz motyw zemsty w wykonaniu sadystycznego wojaka. Nie jest oryginalnie, ale to akurat żadna wada. Śledzimy poczynania świetnego oddziału komando Foki, który już na początku udowadnia, że jego członkom nawet najtrudniejsza misja jest niestraszna. Chłopaki w chwilach kryzysu potrafią wykazać się kreatywnością, nie potrzebują przeszkolenia, by jeździć czołgiem, helikopterem potrafią zestrzelić myśliwiec, a co najważniejsze nawet będąc ostrzeliwanym przez przeważające siły wroga, nie tracą poczucia humoru. Tak trzymać.

Renegatom daleko do pełnoprawnej komedii, to bez cienia wątpliwości kino akcji, tylko nie takie przeładowane patosem i dramatycznymi momentami, a raczej mające spory dystans do siebie i nierealności historii, jaką opowiada. Za odpowiednio kumpelski klimat odpowiada J.K. Simmons, który jako przełożony naszego oddziału idealnie balansuje między ruganiem podwładnych, stawianiem ich do pionu, a jednocześnie ironicznym propsowaniem kozackich akcji i okazywaniem ludzkiej twarzy. To jednak najsławniejsze nazwisko z obsady filmu. Na pierwszym planie mamy cały zestaw mniej ogranych twarzy, bo nawet głównego bohatera 300: Początek imperium trudno uznać za rozpoznawalnego gwiazdora. Jednakże Sullivan Stapleton wraz ze spółką tworzą zgraną ekipę i udowadniają, że w dobie popularności komiksowych superbohaterów, dla zespołów złożonych ze zwykłych ludzi też jest miejsce w kinie sensacyjnym. Nie irytuje nawet najbardziej lalusiowaty z ekipy (i przy okazji znany też z Sagi Zmierzch) Charlie Bewley, który umie pogodzić wątek miłosny wraz z beztroską rozwałką z kumplami.

Zobacz również: Boyka: Undisputed IV – recenzja najlepszej kopaniny roku!

Spora w tym wszystkim pewnie zasługa scenarzystów. Mimo że napisali skrypt odtwórczy oraz miejscami bardzo naciągany, to jednak umiejący dostarczyć widzowi porządnych postaci, którym można kibicować, a także odpowiedniej ilości scen akcji. Wszystkie pościgi, bijatyki i strzelaniny ukazano zresztą nadzwyczaj elegancko. Nie ma aż tak chaotycznego montażu jak chociażby w Uprowadzonej 3, natomiast do płynności osiągniętej w Baby Driver też nieco brakuje. Wysokiej klasy stan średni.

Tak jak cała ta produkcja. Renegaci to zaskakująco uczciwy film, który daje widzowi dokładnie to, co obiecuje zwiastun – lekką acz angażującą rozrywkę w starym stylu. Mimo wojskowej otoczki, trudno odnaleźć tu demony wojny. Są emocje, jest rozmach i kilka razy można się uśmiechnąć pod nosem. Walki toczą się w powietrzu, na ziemi jak i pod wodą, więc na brak zróżnicowania również nie można narzekać. Wszystko wyszło dobrze, ale nic jakoś wybitnie. Czarny charakter wydaje się doczepiony nieco na siłę, ale to drobnostka. Tak naprawdę Renegatów zwyczajnie warto obejrzeć, bo to stosunkowo uniwersalny film, w którym każdy widz znajdzie coś interesującego, choć nikt nie uzna tej produkcji za cenny skarb kinematografii. Osobiście nie widzę jednak w tym nic złego. Nie wszystkie filmy muszą być arcydziełami.

Zobacz również: Bodyguard Zawodowiec – komedie akcji w podobnym klimacie, tylko lepsze

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?