Ciężko dzisiaj o dobrą komedię na poziomie, tym bardziej że gwiazdorska obsada wcale nie gwarantuje udanego filmu. Dlatego, gdy trafi się w końcu jakaś lepsza produkcja, powinniśmy ją docenić podwójnie. W starym, dobrym stylu zdecydowanie zalicza się do tej lepszej kategorii, niosąc przy okazji przesłanie, że gdy jesteśmy stawiani pod ścianą, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i coś z tym zrobić. W przypadku bohaterów najnowszej komedii Zacha Braffa, którzy są już w sędziwym wieku, decydują się odzyskać to, co im bezdusznie zabrano poprzez napad na bank. Brzmi jak hollywoodzka bajka, na szczęście film oferuje nam znacznie więcej.
Zobacz również: TOP 20: Najlepsze polskie komedie w historii!
W starym, dobrym stylu opowiada historię trzech najlepszych przyjaciół w podeszłym wieku, którzy dowiadują się, że ich fundusz emerytalny został zlikwidowany. Mając rachunki oraz kredyty hipoteczne na głowie, zdesperowani staruszkowie nie mając nic do stracenia, decydują się podjąć drastyczne kroki. Pobierają nauki u miejscowego gangstera i napadają na bank, który pozbawił ich pieniędzy.
Produkcja ta jest udanym remakiem filmu z 1979 roku w reżyserii Martina Bresta, o tym samym tytule. Braff perfekcyjnie dostosowuje ową historię do współczesnych realiów, w których codziennie ktoś traci z dnia na dzień środki do życia. Dobranie do niej Michaela Caine’a, Morgana Freemana i Alana Arkina okazało się strzałem w dziesiątkę. Postacie wykreowane przez tych trzech wspaniałych aktorów oczarowują widzów swoimi dowcipami, gestykulacją i żartobliwym podejściem do starości, sprawiając, że skok na bank w wykonaniu tych starszych panów staje się niezwykle realny, a my im z całego serca kibicujemy. Postać każdego z tych dżentelmenów jest wyrazista i świetnie napisana, dzięki czemu film nabiera odpowiedniego charakteru. Niezwykłą zaletą oraz miłym zaskoczeniem są tutaj również postacie drugoplanowe m.in. Ann-Margret, która wciela się w spontaniczną Annie, kobietę żyjącą według sentencji carpe diem i nawiązującą romans z Arkinem oraz rewelacyjnego Christophera Lloyda, wcielającego się w dosyć nieokrzesanego kolegę głównych bohaterów, który dodaje tej opowieści szczypty uroku i jeszcze więcej humoru, uświadamiając nam również, jak bardzo stęskniliśmy się za jego charakterystyczną miną. Jedynie rola Matta Dillona, który gra agenta FBI i próbuje schwytać złodziejaszków, została potraktowana troszkę po macoszemu, a na tle innych bohaterów widać to dosyć mocno.
Zobacz również: Miasto złodziei – Ciekawostki
Na szczęście zaletą filmu są nie tylko aktorzy, ale również bardzo dobrze skonstruowany scenariusz. Mamy humor, wartką akcję i ciekawą historię, w której zakochujemy się od pierwszych minut. Mimo że rozwiązanie akcji jest przewidywalne, to film potrafi trzymać widza w napięciu do samego końca. Mamy tu również coś więcej niż tylko zabawną historyjkę o staruszkach. To również subtelna opowieść o tym, jak w dzisiejszych czasach traktowane są starsze osoby przez państwo i sektor prywatny, które doprowadzają do tego, że w pewnym momencie, kupienie kawałka ulubionego ciasta staje się luksusem, na który człowieka nie stać.
W starym dobrym stylu to nie jest brawurowy, pełnokrwisty heist movie, lecz lekka, przyjemna i niewymagająca komedia, przy której można miło spędzić niedzielne popołudnie. Gwarantuje dobrą zabawę, humor i sprawi, że półtorej godziny seansu upłynie nam bardzo szybko. Niestety film należy również do tych, o których szybko się zapomina.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe