Otwierająca film scena, w której Elizabeth Sloane definiując lobbing niemal jako rozgrywkę szachową ustawia nasze oczekiwania wobec filmu. Mamy spodziewać się celuloidowego odpowiednika partii szachowej, podczas której dwie strony będą chciały się przechytrzyć. I chociaż bawiąc się w bukmacherkę większość z was bez oglądania filmu prawidłowo obstawi zwycięzcę tej rozgrywki, to niewiadomą pozostaje sposób oraz wykonanie. A to, tak jak i film należy uznać za udane.
W skrócie film przedstawia historię Elizabeth Sloane, politycznej doradczyni i lobbystki, która postanawia w pierwszym i jednynym idealistycznym odruchu wystąpić przeciwko swojemu dotychczasowemu pracodawcy, aby sprawić, by amerykański senat przyjął ustawę ograniczającą dostęp do broni. Fabułę poprowadzono dwutorowo. Osią filmu jest przesłuchanie Sloane przez komisję śledczą, które uzupełnione jest retrospekcjami z prac dwóch rywalizujących grup lobbystów, którzy najpierw w korporacyjnych szklanych budynkach knują jak przeciągnąć kolejnych polityków na swoją stronę, a potem to robią. Sama przeciw wszystkim jest więc przede wszystkim thrillerem politycznym z serii „w Ameryce dzieje się źle”, i chociaż akcja rozgrywa się w stolicy, to nie spodziewajcie się widokówek znanych miejsc. Właściwie to film Maddena śmiało mógłby funkcjonować, jako spin-off House of Cards. Nie tylko w związku z przedstawieniem zdemoralizowanego świata polityki, wielopiętrowych intryg, braku granic postaci w dążeniu do celu, poważną i gęstą atmosferą, podobną estetyką muzyczną, ale też poprzez wizualny styl, który skupia się na elegancji oraz konstytuuje się w zimnej palecie barw zdjęć, scenografii i wyglądu postaci.
Zobacz również: Sieranevada – recenzja rumuńskiego dramatu neorealistycznego
Film ma kilka wad. Przede wszystkim twórca Zakochanego Szekspira nie tylko zbyt ufnie wydaje się podchodzić do debiutanckiego scenariusza Jonathana Perery, który swego czasu znalazł się na czarnej liście najlepszych niewykorzystanych skryptów w Hollywood. Takie skrupulatne trzymanie się sprawiło, że film stał się jedną, nieprzerwaną dwugodzinną gadaniną, a do tego stworzoną z rozmów prowadzonych w ekspresowym tempie, bo inaczej film rozwlekłby się do rozmiarów iście Scorsese’owskich. Oprócz dania niewielu chwil oddechu Madden nie stara się również odcisnąć własnego piętna na historii i korzysta z przetartych przez innych szlaków, a do tego zdarza mu się wtrącać najbardziej kliszowe obrazy w stylu obowiązkowych scen z tablicą, na której liczone są głosy. Co jednak sprawia, że należy uznać film o Pani Sloane za dobry? Pomijając ich ilość, to mamy tu dużo dobrych dialogów, ostrych, inteligentnych. Jest też udana, prawdziwie thrillerowa gęsta atmosfera, w której dodatkowo zaoferowano nam iście fincherowskie zwroty akcji. Jednak przede wszystkim Sama przeciw wszystkim to aktorskie show, a właściwie show jednej aktorki – Jessiki Chastain – na której barkach spoczywa cały film. O odgrywanej przez nią postaci nie otrzymujemy zbyt wielu informacji i w wersjach innych aktorek byłaby to pewnie kolejna harpia, królowa lodu czy inny koszmar senny Krzysztofa Zanussiego. Chastain ma tu pełną kontrolę od pierwszej do ostatniej sceny i wcielając się w bohaterkę świadomą swojej gry, wie kiedy wykorzystać delikatny głos, spokój, a kiedy podostrzyć i wybuchnąć. Najlepsze sceny filmu są więc wtedy, gdy Amerykanka daje pełen popis w sekwencjach przesłuchania, podczas którego jej postać przechodzi różne etapy od defensywnych, przez kontrataki, aż po pełną ofensywę w finałowym monologu. Amerykańskie kino, nawet przy wsparciu francuskiego kapitału, w końcu czuje sceny sądowe, jak żadne inne.
Zobacz również: Wonder Woman – recenzja filmu o największej superheroinie
Film Johna Maddena ma więc swoje wady, zalety, więc przed seansem musicie się zastanowić czy ponad widowiskowość wolicie fajerwerki fabularne, dialogowe i aktorskie, a jeśli do tego uwielbiacie klimaty House of Cards oraz ponarzekać na skorumpowany estabilishment, to wtedy Sama przeciw wszystkim będzie filmem dla Was. W innym przypadku może okazać się pozycją monotonną, ciężką i zbyt kameralną, aby uratowała je nawet nominowana do Złotego Globu rola.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe