Obcy: Przymierze – recenzja nowej odsłony kultowego cyklu!

Ridley Scott nie odcinał kuponów tworząc Prometeusza. Nie wszystko mu wyszło, ale miał pomysł na nieco natchnioną, acz nieszablonową przypowieść o miejscu człowieka w galaktyce. Widzowie najwyraźniej mieli to gdzieś i odrzucili intrygującą wizję Scotta. Reżyser nie pozostał kinomanom dłużny. Obcy: Przymierze bezpardonowo kasuje wszystko nowatorskie, co proponował Prometeusz i prostacko wrzuca na życzenie fanów Ksenomorfy w oklepane ramy gatunkowe. Gdyby ktoś się kiedyś spytał, dlaczego kino daje tylko wtórną, bezrefleksyjną chałturę, odpowiadam – sami tego chcieliście.

Zobacz również: Life – recenzja filmu science-fiction z Ryanem Reynoldsem 

Ci, którzy chcą zobaczyć, jak Obcy morduje kolejne ofiary, niech lecą bez obaw do kina, dostaną spoko slasher. Patrząc przez pryzmat historii serii jak i samego kina, Przymierze to jednak straszny badziew. Fabuła rozpoczyna się Pasażerami, rozwija jak Forbidden World czy inne tego typu badziewie, a kończy na Life. To absolutna potwarz, żeby kopiować i tak już wielokrotnie skopiowane rozwiązania fabularne z mniej lub bardziej udanych podróbek własnego pierwowzoru. Przy całej swojej niedorzeczności nawet 1000 lat po Ziemi jawi się jako oryginalne widowisko przy tym z metra ciętym tworze pod publiczkę. Po Spectre i Geniuszu John Logan zalicza klasyczny hattrick kiepskich tekstów i tym razem ten wielokrotnie nominowany do Oscara scenarzysta powinien płonąć ze wstydu na wolnym ogniu, bo tego typu chałtury kreślą patałachy z kina klasy C jako podstawy do filmów Sci-Fi z milionowym budżetem.

Obcy Przymierze Recenzja 1

Nawet żadnej ciekawej postaci nie chciało się artystom wielkim stworzyć. Zagadką pozostaje, jakim cudem Katherine Waterston dostała kolejną sporą rolę w blockbusterze, skoro nie ma za grosz charyzmy i zastąpienie jej pustą kartką papieru dałoby podobny efekt. Zresztą nawet Danny’ego McBride’a reżyser nie umiał wykorzystać. Aktor został przerobiony na punkt informacyjny i spełnia podobną rolę, co pani na dworcu głównym, recytująca do mikrofonu komunikaty o opóźnieniach pociągów. Głupota, czy może raczej nieudolność naszych dzielnych kosmonautów zakrawa na slapstick. Najwięcej życia znów mają androidy, ale to oczywiście wina scenarzystów, którzy większość postaci opisali na zasadzie – idziesz, smucisz się, popełniasz błąd, giniesz.

Zobacz również: Ridley Scott zapowiada powstanie dwóch sequeli Obcego: Przymierza!

Wszystko w malowniczej scenerii kosmicznych gór. Tylko skąd tam wzięła się pszenica? Ridley Scott obcesowo zignorował uzasadnianie czegokolwiek. Rzuca jedynie mięso wygłodniałym fanom i mimo że pachnie już ono zgnilizną, to ciemna masa łyknie taką kaszanę prędzej niż wymyślne danie, zrobione z najlepszych składników, lecz według obcego prostaczkom przepisu. Dlatego doprawmy tę serię Szybkimi i wściekłymi. Klimat dreszczowca dawno uleciał. Sceny akcji to mocno i chaotycznie pocięte ujęcia, zlewające się w patologiczny koncert bezładnych błysków i ryków. Montażysta inspirował się ostatnim (oby) Resident Evilem, a o praktycznych efektach specjalnych nie słyszał nikt z ekipy. Obcy zawsze robiony jest przez komputer i to w dodatku taki chyba już lekko kieprawy, bo spływająca po kosmicie posoka ostatecznie przekreśla szansę na uwierzenie w potwora. Wyobraźni zabrakło też artystom od konceptów. Neomorf wygląda po prostu nijako i nie ma nawet startu do starutkiego Ksenomorfa, tego faceta w kostiumie oczywiście ze starych filmów, ten wyrenderowany cyfrowo ma anoreksję i absolutny brak klasycznych kocich ruchów.

Obcy Przymierze Recenzja 2

Obcy: Przymierze zaskakuje na podobnej zasadzie, jak niegdyś zrobił to Obcy kontra Predator 2 – swoją bylejakością. Oczywiście tutaj otoczka wizualna wypada lepiej i całość ma dynamiczniejsze tempo, ale tak wielką serię przekształcono na odtwórczy thriller, przy którym zjechane Life błyszczy kompetentnością. Nawet w Szybkich i wściekłych 8 dodano nowe, wyraziste postaci oraz szalone elementy, jak samochody zombie czy łódź podwodna. Strażnicy Galaktyki vol. 2 tworzą ikonicznych bohaterów, a sceny akcji stanowią prawdziwy popis technicznej maestrii. W tym samym czasie Ridley Scott pokazuje zupełny brak ambicji, by stworzyć cokolwiek intrygującego. Wychodzi mu więc idealne kino nijakie, a w przypadku tej serii to zupełna porażka.

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?