Chwyć życie za włosy – recenzja nowego filmu Netflixa

Czasami mamy ochotę włączyć coś mało ambitnego, byleby tylko na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. Chwyć życie za włosy jest produkcją, która dostarcza nam chwilę wytchnienia. Nie musimy się martwić, że przemęczymy nasz mózg. A przy okazji możemy być spokojni, że wyczyny scenarzystów nie zniszczą naszego zdrowia psychicznego. Film Netflixa jest zabawny, przyjemny i z morałem.

Fabuła jest nam już dość dobrze znana z innych komedii romantycznych. Mamy tutaj kobietę – Violet Jones (Sanaa Lathan), której życie zaczyna się walić, na szczęście z pomocą przychodzi pewien mężczyzna, który sprawia, że zaczyna inaczej patrzeć na życie. Taki opis byłby jednak dość krzywdzący dla tego filmu, gdyż w przeciwieństwie do innych produkcji, stara się łamać stereotypu, a nie je powielać. I tak główna bohaterka nie jest brzydkim kaczątkiem, a kobietą idealną, która w przeciwieństwie do innych bohaterek romansów nie czeka na księcia z bajki. Można nawet powiedzieć, że całkiem nieźle idzie jej zdobywanie mężczyzn. Jednak nie potrafi swojego związku popchnąć na kolejny stopień. Kiedy jej chłopak wyznaje jej, że nie chce się z nią ożenić, bo tak naprawdę jej nie zna – zawsze w idealnej fryzurze, nigdy nie pokazuje swoich słabości – Violet postanawia się z nim rozstać i zmienić swoje życie.

Moment, w którym bohaterka goli swoje włosy, stanowi metaforę odcięcia się od wszystkich stereotypów i obowiązujących kanonów piękna. Od tego momentu zaczyna się batalia o zrozumienie i akceptację innych, a także o zaakceptowanie samego siebie. Trzeba przyznać, że nie zawsze jej to wychodzi. W końcu od dziecka była wychowywana, by oceniać innych po wyglądzie i pozycji społecznej, a nie przez wzgląd na ich wnętrze. Trudno więc zmienić swój sposób postrzegania świata. Pod tym względem Chwyć życie za włosy jest niezwykle realistyczny. Nawet końcówka Was nie zawiedzie.

Zobacz również: Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek – recenzja nowego filmu z Lily James

fot. Nappily Ever After -Netflix

Oczywiście film nie byłby tym, czym jest, bez świetnej Sanaa Lathan. Aktorka idealnie pasuje do swojej roli. Odnajduje się świetnie w każdej odsłonie swojej bohaterki i sprawia, że nie da się nie lubić jej postaci. Reszta aktorów wydaje się tutaj jedynie dodatkiem. Podobnie zresztą jak muzyka, scenografia, czy zdjęcia. Trzeba przyznać, że twórcom udało się uchwycić kilka ładnych widoczków. Jednak całościowo, film nie zachwyca pod względem technicznym. Jedyne co się wyróżnia to piękne stylizacje bohaterów. Zresztą wydaje się to być oczywiste, z racji ciągłych odniesień życia bohaterki do jej aktualnych fryzur. Na początku może to drażnić, z czasem jednak nadaje pewien rytm opowiadanej historii, jak rozdziały w książce. Co nie powinno nikogo dziwić, skoro film inspirowany jest znaną powieścią.

Zobacz również: Maniac – recenzja miniserialu Netflixa

Chwyć życie za włosy to przyjemna produkcja – idealna na nudny wieczór. Dostarcza nam nie tylko rozrywki, ale i chwili zastanowienia. Czy naprawdę warto tak gnać za uwielbieniem innych? A może wystarczy po prostu być sobą i być z tego dumnym? Myślę, że można poświęcić chwilkę na tę pozycję. Jednak nie nastawiałabym się na lawinę śmiechu lub nie wiadomo jakie doznania estetyczne. Pomimo że serial bardzo się stara łamać stereotypy (główny bohater nie jest księciem z bajki, a fryzjerem, który ma córkę, hoduje kwiaty i robi odżywki do włosów), ostatecznie wciąż często wpada w schematy. No ale cóż, w komediach romantycznych chyba nie da się tego pominąć. A może zwyczajnie jeszcze nikt się nie odważył?

 

Stały współpracownik

Studentka dziennikarstwa. Miłośniczka kina. Zafascynowana Azją, a w szczególności koreańską kinematografią. Fanka Sherlocka. W wolnych chwilach ogląda seriale, podróżuje lub rozczytuje się w romansidłach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?